część pierwsza tu
V. O zmierzchu dnia 29 kwietnia Roku Pańskiego 1429, w piątek Joanna wjechała do otoczonego z trzech stron miasta Orlean ze swoim sztandarem przedstawiającym Chrystusa i lilie. Towarzyszyli jej bękart po księciu Orleanu – Dunois, bracia Joanny Jean i Pierre oraz nieodłączny La Hire. Dziewicę witały tłumy mieszkańców, którzy uważali ją za posłańca rzeczywiście zesłanego przez Boga by ocalić miasto przed Anglikacmi. Orlean był wówczas otoczony z trzech stron siecią okopów i fortyfikacji utworzonych przez Anglików, z wykorzystaniem istniejących kościołów oraz wież obronnych: począwszy od kościoła Saint-Loup na wschodzie przez Saint-Jean-le-Blanc, wieże Tourelles i dalsze umocnienia aż po Saint-Pouair. Joanna chciała natychmiast rozpocząć ich zdobywanie, lecz Dunois zwlekał, czekając aż reszta wojsk przez Blois dotrze pod Orlean. Pod miastem toczono tymczasem zwyczajowe harce, zaś Joanna posłała listy do dowodzącego Anglikami Johna Talbota z wezwaniem by się wycofał. Anglicy po raz kolejny pokazali, że nie interesują ich cywilizowane zwyczaje wojenne (m.in. pod Agincourt Henryk V kazał wyrżnąć francuskich jeńców) – jednego z posłańców uwięziono, zagrażając że zostanie spalony na stosie. Drugiego odesłano, obrzucając go obelgami, z odpowiedzią by czarownica wracała do swych krów.
Nie zniechęcona Joanna podjęła 30 kwietnia osobistą próbę kontaktu z Anglikami, udając się na wysepkę La Belle Croix przy zniszczonym moście na Loarze, na odległość głosu od trzymanego przez Anglików bastionu Les Tourelles. Wezwała jego dowódcę Wilhelma Glasdale do poddania, na co spotkała się ponownie z ripostą by udała się do swych krów oraz groźbą spalenia na stosie. W pierwszomajową niedzielę obowiązywał rozejm Boży (Treuga Dei) i Dunois wyruszył do Blois by spotkać się z resztą wojska, w którym, pod nieobecność Joanny, upadło morale i rozpoczęły się dezercje. Joanna, której tymczasem przydano eskortę by chroniła ją od rozentuzjazmowanego tłumu orleańczyków, udała się ponownie ku angielskim liniom na rozmowy – ponownie bez rezultatu. 2 maja, pod nieobecność Dunoisa, zaraz po Mszy św. udała się na przegląd umocnień angielskich na zachód od miasta, by powrócić na popołudniowe nieszpory. Dnia 3 maja dostrzeżono z miasta wreszcie przednią straż wojsk zbliżających się od Blois i pod wieczór odbyto uroczystą procesję. Następnego dnia Joanna na czele kilkuset żołnierzy wyruszyła z Orleanu na spotkanie z siłami Dunoisa, wprowadzając je do miasta wraz z zaopatrzeniem – bez ataków ze strony angielskiej. Wkrótce okazało się, iż ta bezczynność wiązała się z faktem, że dowodzący Anglikami Talbot czekał na własne posiłki – pod wodzą Johna Fastolfa.
Joanna nie przejęła się powyższym i czekała na sygnał do ataku. Dunois tymczasem postanowił rozpocząć jeszcze tego samego dnia bez niej, wraz z częścią sił uderzając na fortyfikacje Saint-Loup. Gdy Joanna dowiedziała się o tym, zrugała swego pazia Ludwika de Coutes, że nie powiadomił jej o rozlaniu krwi francuskiej, chwyciła sztandar, wsiadła na konia i runęła ku wschodniej bramie Orleanu. Zobaczyła tam rannych znoszonych z placu boju oraz pozostawione przy drodze trupy. Miała wtedy powiedzieć, że zawsze gdy ogląda rozlaną krew francuską włosy jeżą się jej na głowie. Dotarła na czas. Gdy żołnierze bezskutecznie od prawie trzech godzin próbujący zdobyć Saint-Loup zobaczyli Joannę, ruszyli na wroga, a obrona angielska nagle załamała się. Talbot próbował wysłać jej odsiecz, ale została zatrzymana. Resztka obrońców, w tym niektórzy w strojach duchownych, wycofała się na dzwonnicę kościoła Saint-Loup, a Joanna powstrzymała ich rzeź. Litowała się też nad zabitymi wrogami, zwłaszcza z tego powodu, że nie mogli przed śmiercią się wyspowiadać.
Tego samego dnia zapowiedziała, że w ciągu pięciu następnych dni oblężenie Orleanu zostanie zakończone – właściwie w grę wchodziły trzy dni walki, albowiem 5 maja, w czwartek było święto Wniebowstąpienia Pańskiego i ponownie rozejm Boży, zaś 8 maja wypadała niedziela. Mimo święta Joanna nie próżnowała i przesłała Anglikom pocztą „strzelniczą” jeszcze jedno wezwanie do odstąpienia od miasta. Nie przyniosło ono ponownie skutku i spotkało się wyłącznie z szyderstwami. Tymczasem, dowódcy francuscy zebrali się ponownie bez Joanny, na naradzie – powiadamiając ją jedynie częściowo o podjętych decyzjach. Przyjęty plan przewidywał atak nazajutrz na umocnienia św. Wawrzyńca, który miał odciągnąć Anglików od kierunku południowego i umożliwić właściwy szturm przez Loarę na bastion St. Jean-le-Blanc. Joannie powiedziano o pierwszej części zamiarów, jednak zorientowała się, że właściwy cel ataku jest inny.
6 maja rano uderzono przez rzekę na umocniony przez Anglików klasztor augustianów, broniący podejścia do bastionu Tourelles oraz wspomniany kościół St. Jean-le-Blanc na brzegu Loary, skąd Anglicy ostrzeliwali Orlean kamiennymi kulami z bombardy. Zaatakowano go z przybrzeżnej łachy przez coś w rodzaju mostu pontonowego – Anglicy, widząc zaciekłość przeciwnika, wycofali się do klasztoru. Ten niespodziewany sukces wywołał… zakłopotanie Francuzów. Dopiero, gdy Joanna i La Hire znaleźli się na południowym brzegu Loary zdołali zachęcić żołnierzy by poszli za ciosem i ścigali Anglików do klasztoru. Ten po krótkiej walce padł, niedobitki obrońców wycofały się do Les Tourelles, zaś Joanna została z wojskiem na noc pod tym ostatnim bastionem mimo, iż rada wojenna oczekiwała, że wycofają się do miasta. Poprosiła również spowiednika ojca Pasquerela by został przy niej, zapowiadając, że rano poleje się jej krew.
7 maja, podczas trwającego cały dzień od świtu szturmu na umocnienia Tourelles, Joanna odniosła ranę od strzały, która utkwiła jej między szyją a ramieniem. Towarzyszący jej Pasquerel relacjonował później, że niektórzy żołnierze oferowali jej „zamówienie” rany, czemu Joanna sprzeciwiła się, woląc umrzeć niż dokonać czegoś przeciw woli Bożej. Jak później powiedziała – pojawiła się jej św. Katarzyna, która asystowała jej w cierpieniu. Rana Joanny wpłynęła oczywiście na morale Francuzów, których atak załamał się i przed zmierzchem postanowiono odwołać szturm. Joanna zasmucona tą decyzją udała się do pobliskiej winnicy na krótką modlitwę, po czym wróciła ze swoim sztandarem do szeregów, zachęcając żołnierzy do boju. Ci podjęli wezwanie i bez większego oporu zajęli Les Tourelles, zwłaszcza że od północy uderzył na umocnienia angielskie równolegle przez zniszczony most i drewniane kładki oddział pod wodzą joannity ojca Nicholasa de Giresmes. Połączenie między tymi umocnieniami a Tourelles przerwał odważny rybak, który podpalił swoją łódź i doprowadził do pożaru zwodzonego mostu fortu. Resztki załogi, w tym dowódca Wilhelm Glasdale, który wcześniej znieważył Joannę, próbowali wydostać się z warowni, na co Joanna miała wezwać dowódcę by poddał się Królowi Nieba, a ten mimo bluźnierstw okaże mu łaskę. Most się załamał a uciekający Anglicy utonęli w wodach rzeki.
Upadek Les Tourelles, świętowany dzwonami kościołów i uroczystym Te Deum, oznaczał koniec oblężenia Orleanu. Anglicy wycofali się następnego dnia, w niedzielę 8 maja. Przed odwrotem ustawili się w bojowym szyku – było to posunięcie, które miało przypuszczalnie na celu sprowokowanie Francuzów do naruszenia rozejmu Bożego. Joanna zabroniła jednak surowo swoim by ulegli powyższemu, a po godzinie ostatecznie przeciwnik odtrąbił odwrót. Anglików nie ścigano z uwagi na dzień święty, choć, jak zanotowano w kronice miejskiej, były pojedyncze przypadki samowolnych ataków na angielską straż tylną. W ocalałym mieście odprawiono tymczasem procesję dziękczynną. Wyzwolenie od Anglików uważano za cud, co potwierdzali znawcy sztuki wojennej, w tym książę Alencon, oglądający zdobyte umocnienia.
VII. Wieści o zwycięstwie nad Anglikami rozniosły się szybko po Francji. Książę Bretanii Jan V wysłał pod Orlean swojego spowiednika ojca Milbeau, który miał zapytać Joannę czy działa z rozkazu Bożego. Po otrzymaniu odpowiedzi twierdzącej książę postanowił wycofać się z sojuszu z Anglikami. 14 maja wygnany z Paryża teolog Jan Gerson wydał traktat „De Mirabili Victoria Cujusdam Puellae”, wskazujący iż misja Joanny stanowi dzieło Boże. Sojusznicy napływali do obozu Joanny, zbroili się jednak i przeciwnicy – książę Bedford w Normandii zbierał żołnierzy, książę Burgundii, licząc na zwycięstwo Anglików i związane z tym profity, ponownie aktywnie włączał się do sojuszu. Wyzwolenie Orleanu nie wyczerpywało zadania Joanny i nie mogła poprzestać na tym sukcesie. Dnia 9 maja udała się do Loches, gdzie 11 maja spotkała się z delfinem. Padła przed nim na kolana oraz wezwała go by jak najszybciej udał się do Reims. Tam miano go namaścić, a na jego skronie nałożyć koronę, bowiem taka była wola Niebios.
Ostatecznie Karol postanowił ruszyć do Reims i rozpoczęły się przygotowania do wyprawy. 23 maja Joanna wyruszyła z Loches do Remorantin, gdzie zbierały się wojska. 9 czerwca z oddziałem księcia Alencon dotarła do Orleanu, gdzie dołączyły do niej siły Dunoisa. Cała armia licząca około 5 tysięcy ludzi podeszła 11 czerwca pod trzymaną przez hrabiego Suffolk fortecę Jargeau na południowym brzegu Loary. Tu, widząc wahanie dowódców, którzy ujrzeli umocniony zamek, Joanna zagrzała swoich do boju, wskazując, że sam Bóg sprawował będzie nad swoim dziełem pieczę. Pierwszy atak, podjęty przez niedoświadczonych ochotników, nie powiódł się, rozpoczęto zatem ostrzeliwanie murów z bombardy zwanej na cześć Joanny „Pasterką” przyciągniętej z Orleanu. Po zaledwie kilku strzałach zniszczyła ona największą wieżę, przygotowując w ten sposób szturm, który rozpoczął się następnego dnia rano. Joanna odniosła podczas niego niewielki uszczerbek, trafiona w głowę rzuconym z murów kamieniem, który rozbił się o jej hełm. Powstała, pokazując, że nic się jej nie stało i wołając, że Bóg przeznaczył Anglikom klęskę. Na te słowa Francuzi podjęli na nowo szturm, który zakończył się całkowitym ich zwycięstwem. Następnego dnia Joanna triumfalnie wjechała do Orleanu, by 15 czerwca ponownie wyruszyć z Alenconem w pole. Pod Meung nagłym atakiem zajęto umocniony most, następnego dnia siły Joanny stanęły pod Beaugency, które to miasto 17 czerwca załoga zdecydowała się poddać. Alencon kapitulację przyjął pod warunkiem, że przez następne 10 dni Anglicy nie skierują broni przeciw Francuzom.
Tymczasem, z północy zbliżały się oddziały Johna Fastolfa, który połączył się z Johnem Talbotem. Na wieść o tym Joanna przyjęła pomoc pozostającego w niełasce delfina konstabla Richemonta. Już 17 czerwca obie armie: Joanny i angielska nawiązały kontakt wzrokowy – Fastolf przygotował obronną palisadę i zachęcał przez posłańców Francuzów by wyszli w pole. Otrzymał odpowiedź, że mogą liczyć na to następnego dnia. Joanna była pewna sukcesu i według współczesnej relacji powiedziała, że jej żołnierze będą potrzebować dobrych ostróg by dogonić uciekającego nieprzyjaciela. Odwrót, jaki rozpoczęli następnego dnia Anglicy, przekonał Francuzów o prawdziwości tych słów – ruszono za nieprzyjacielem, dopadając go pod miasteczkiem Patay. Tam jazda francuska rozbiła groźnych angielskich łuczników, którzy próbowali ostrzeliwać się pod osłoną żywopłotów. Jak zanotowano, Francuzom pomógł „przypadek” – konna straż przednia spłoszyła jelenia w pobliskich lasach, który pobiegł prosto ku tyłom angielskim. Anglicy, nieświadomi bliskości wroga zaczęli się okrzykiwać, co zdradziło ich pozycję. Nagła szarża konnicy z niewielkimi stratami po stronie francuskiej zmiotła następnie linie angielskie. Sam Talbot, któremu Fastolf ponoć odradzał przyjęcie bitwy w tych warunkach, dostał się do niewoli i miał zasłynąć kwestią o zmiennych kolejach wojny. Fastolf, który ze swoimi spieszył tymczasem na pomoc awangardzie Talbota, wpadł na uciekających jej żołnierzy, co spotęgowało zamieszanie, a jego właśni ludzie przyłączyli się do odwrotu. Za umykającym przeciwnikiem podążyła jazda francuska, ścigając go aż do Janville, ponad 20 kilometrów na północny wschód od Patay. Tu czekała Anglików niemiła niespodzianka – zastali bramy miasta zamknięte, albowiem w międzyczasie w miasteczku wybuchło powstanie i miejscowy komendant zdecydował się poddać. Resztki sił Fastolfa ścigano do późnej nocy.
Straty francuskie w bitwie pod Patay były znikome – Anglicy stracili ponad 2000 zabitych i wziętych do niewoli. Efekt psychologiczny był jeszcze większy – załogi niektórych zamków porzuciły swe posterunki i uciekły. Dla Joanny, która wróciła tymczasem do Orleanu, i Karola droga w górę Loary była otwarta. Pojawiły się jednak głosy doradców by porzucić przekazany przez Joannę plan i zająć się rozbiciem sił Bedforda w Normandii. W obozie powstały również niesnaski związane z decyzją Karola o odprawieniu konstabla Richmonta mimo jego zasług pod Patay. Sam Karol zwlekał z przybyciem pod Orlean, wreszcie Joanna wyjechała mu naprzeciw po to by usłyszeć radę by lepiej odpoczęła po wojennych trudach. 22 czerwca delfin odbył jednak ostatecznie radę wojenną ze swoimi dowódcami oraz dał zgodę na wymarsz wojsk z Orleanu. Joanna wyruszyła z miasta rankiem 24 czerwca, Karol czekał na nich w Gien, skąd rozesłano wieści o dalszym pochodzie.
VIII. Marsz na Reims rozpoczął się w święto Apostołów Piotra i Pawła – 29 czerwca. Idąca w przedniej straży Joanna zaraz na jego początku pogoniła idące za żołnierzami prostytutki, płazując je mieczem. Pochodem zainteresowali się oczywiście Burgundczycy, choć część dowódców lekceważyła otwarcie „Armaniaków i ich Dziewicę”, którzy tymczasem stanęli pod murami Auxerre. Do szturmu na miasto ani nawet pokazu determinacji nie doszło, jak wskazywali współcześni kronikarze, z powodu łapówek wręczonych przez mieszkańców jednemu z zauszników delfina. 4 lipca uzgodniono więc, że Auxerre zachowa neutralność i przyjmie takie same warunki, jak pozostające na dalszej drodze Troyes, Chalons i Reims (do czego ostatecznie nie doszło) oraz sprzeda żywność dla wojsk Karola. Z Auxerre wojsko skierowało się pod Saint-Florentin, które z kolei się poddało, wreszcie pod Troyes, do którego mieszkańców 4 lipca Joanna wysłała wezwanie do uznania prawowitego władcy Francji. Miasto obsadzał wtedy około 500-osobowy garnizon angielski, który 5 lipca próbował atakować przednie straże wojsk Karola, ale został przepędzony.
Oblężenie szło jednak słabo. Brakowało machin i artylerii, krucho też było z żywnością – armia żywiła się fasolą, którą w wielkiej ilości posiali ostatniej wiosny mieszkańcy okolic pod wpływem franciszkańskiego kaznodziei, brata Richarda, który nauczał najpierw w Paryżu, skąd wypędzili go Anglicy, a potem zwiastował nadejście ciężkich czasów właśnie w Szampanii. Co ciekawe, Joannę uważał wówczas za zwiedzioną przez szatana, mimo to mimowolnie przyczynił się do przetrwania jej wojsk na wspomnianej fasoli. Sytuacja nie przedstawiała się jednak dobrze i zebrana rada wojenna chciała podjąć decyzję o zdjęciu oblężenia Troyes, nie konsultując się po raz kolejny z Joanną. Dopiero jeden z członków rady – Robert le Macon sprzeciwił się temu i wskazał, że od początku wyprawy wiadome było, że na ludzki rozum nie mają wystarczających środków do oblegania miast. Jednak przecież ruszyli na Reims z wiarą w posłannictwo Joanny – wypadałoby ją zatem spytać czy dalej jest przekonana o swej słuszności. Joanna odparła na to, że jeśli Karol pozostanie pod Troyes – wpadnie ono w jego ręce w ciągu dwóch – trzech dni ku zdumieniu zdradzieckich Burgundczyków. Następnie ruszyła pod mury organizować naprędce narzędzia oblężnicze i stanowiska ostrzału. Obrońcy byli pod takim wrażeniem tych przygotowań, że następnego dnia podjęli układy. Doprowadziły one 8 lipca do porozumienia, na mocy którego załoga angielsko-burgundzka mogła opuścić miasto z bronią i uprzednio wziętymi jeńcami, natomiast mieszkańcom Karol darował winy. Joanna nie chciała się zgodzić na to by Anglicy odeszli z francuskimi więźniami, zmuszając Karola by utargował się o okup za nich.
9 lipca Joanna wjechała do Troyes, skąd, po kilkudniowym odpoczynku, pochód ruszył dalej na północ. 14 lipca stanął pod Chalons, które bez walki otworzyło przed Karolem i Joanną swe bramy. Już następnego dnia wojsko skierowało się ku bliskiemu już Reims. Karol jeszcze się wahał, nie mając wystarczającej ilości artylerii i zatrzymał swe wojska przy zamku Sept-Saulx. Joanna zapewniła go, że mieszkańcy Reims wyjdą mu naprzeciw z otwartymi rękoma. Tak się też stało, gdyż na wieść o zbliżaniu się wojsk Karola burgundzcy dowódcy załogi miasta opuścili je wraz z garnizonem. 16 lipca, w sobotę mieszkańcy Reims wręczyli delfinowi klucze do miasta – w samą porę by nazajutrz, w niedzielę mogło dojść do koronacji.
17 lipca 1429 roku, w niedzielę, w wypełnionej ludźmi katedrze w Reims zakończyła się powierzona Joannie misja. Delfin Karol został namaszczony olejem ze świętej ampuły przechowywanej w opactwie Saint-Remi. Opat Jean Canard w eskorcie czwórki rycerzy wysokich rodów wniósł ampułę do katedry. Ceremonia sakry królewskiej trwała kilka godzin – mniej więcej od 9 rano do 2 po południu. Wreszcie arcybiskup Reims włożył koronę na skronie Karola, zabrzmiały fanfary, a tłum zaczął wołać: „Noel!”, które to zawołanie przywodziło pamięć koronacji Wielkiego imiennika delfina z początku IX wieku. Joanna trzymała się tuż przy boku króla, niosąc swój sztandar, a po koronacji upadła na kolana i objęła jego nogi, płacząc ze szczęścia, że nareszcie wypełniła wolę Boga.
c.d.n.