O tzw. nocy świętego Bartłomieja – uzupełnienie

„(…) Coligny razem z Kondeuszem uknuli na jesieni roku 1567 nowy spisek aby pojmać Karola IX i jego matkę. Faktycznie, zarówno papież Pius w Rzymie, jak i Alba w Niderlandach byli przekonani, na podstawie informacji jakie otrzymali, że przywódcy hugenoccy zamierzali ich zabić i wysłali ostrzeżenia w tej kwestii. Coligny napisał do zborów kalwińskich, wzywając je do chwycenia za broń przeciw swemu królowi. Wraz z przyjaciółmi zebrał znaczną siłę z nadzieją pochwycenia Karola, gdy ten wyjechał na łowy w dzień świętego Michała. Jednak, dzięki przestrogom papieża i Alby, Katarzyna Medycejska wezwała 6 tysięcy Szwajcarów aby odstraszyli jazdę Kondeusza oraz Colignyego i król przedostał się bezpiecznie. Hugenoci zajęli Saint Denis, święte miejsce pochówku królów Francji i zamierzali je splądrować. Sytuacja rodziny królewskiej i Kościoła stała się krytyczna, gdy legat papieski ocalił ich, przekazując 200 tysięcy skudów, składając w imieniu papieża obietnicę przesyłania kolejnych 25 tysięcy co miesiąc. Alba posłał przez granicę 1500 jazdy. Francuscy katolicy, z pomocą hiszpańskich tercios, odnieśli w krwawej nocnej bitwie pod Saint Denis wspaniałe zwycięstwo. Waleczny, stary konstabl Montmorency, ongiś wróg Filipa II spod Saint-Quentin zginął, walcząc ramię w ramię z żołnierzami Alby. Brutalna wojna domowa rozgorzała na nowo w całej Francji.

Katarzyna Medycejska z pomocą piechoty, którą Alba wysłał teraz aby wesprzeć jazdę, mogła raz na zawsze rozbić przeciwnika. Jednak potwornie przerażona, pozostająca nadal pod urokiem politycznego katolika l’Hopitala, robiła dokładnie to czego oczekiwał Coligny. Po pierwsze, powiadomiła papieża, że zawrze z buntownikami pokój, jeśli nie prześle jej kolejnych 200 tysięcy skudów. „Święty papież, który oddał by samą swą pobożną krew w obronie Kościoła, dostarczył je.” Jak tylko królowa matka otrzymała pieniądze, zawarła 30-dniowy rozejm, podczas którego l’Hopital spotkał się z Kondeuszem i ustalili warunki korzystnego dla pokonanych hugenotów pokoju.

Na podstawie owej niesławnej umowy Karol IX miał zapłacić niemieckim protestantom, którzy najechali jego kraj aby walczyć po stronie jego wrogów, zaś wydatek ten pokrył z pieniędzy podarowanych mu przez papieża! Cabrera z pewnością nie przesadza, gdy zauważa że św. Pius został „poważnie urażony”, stając się ofiarą takiej medycejskiej nieuczciwości ze strony Katarzyny i jej syna. Pomimo to, wspaniałomyślnie udzielił dalszej pomocy, z wielkim poświęceniem, gdy hugenoci znów chwycili za broń. To ponad kluczami tarczy herbowej tego bohaterskiego papieża, lśniącej na papieskim sztandarze na polu Montcontour, pewni hugenoccy żołnierze widzieli, na tle błękitnego nieba, uzbrojonych jeźdźców z wyciągniętymi krwawymi mieczami, tuż przedtem, zanim nie zostali rozbici i rozproszeni przez katolicką armię. (…)

Katarzyna i Karol poprzez haniebny pokój w Longjumeau (23 marca 1568), pozwolili sobie podstępem wydrzeć całą przewagę wspaniałych zwycięstw wygranych przez francuskich katolików. Coligny i Kondeusz nie czynili tajemnicy z tego, że ów niezasłużony triumf pozwoli im skoncentrować całość sił przeciw Hiszpanii w Niderlandach i w ciągu kilku miesięcy podpisali z Wilhelmem Orańskim tajemny układ zaczepno-obronny. (…)

Papież obawiał się że hugenoci podejmą najazd na Włochy. Całą wiosnę w Rzymie spodziewano się że niemiecka jazda protestancka, opłacona niedawno przez Katarzynę Medycejską z pieniędzy papieża, przekroczy Alpy, przynosząc nowe zniszczenia. (…) Najgorsze jednak były wieści o tym co francuscy kalwiniści robili na Wschodzie. Nie tylko Wilhelm Orański wzywał swego przyjaciela, żydowskiego bankiera aby wypuścił psy wojny przeciw Hiszpanii, ale również oficjalny ambasador Francji w Konstantynopolu, który był hugenotem, omawiał z Pialim Paszą sojusz wszystkich sił protestanckich z Turkami w celu podboju Italii oraz upokorzenia Hiszpanii i innych katolickich państw, obiecując że po zniszczeniu świata chrześcijańskiego „zjednoczą się i będą jednej wiary z Turkami.”(…)

Katarzyna wprawdzie nie chciała by hugenoci rządzili, lecz niemal tak samo obawiała się Gwizjuszy. Pius V zauważył pewnego dnia, że owa rodzina była bardzo oddana religii, lecz czasem myślał że w jej pobożności było tyleż samo interesowności co świętej żarliwości oraz że pożądliwa ambicja kardynała Lotaryngii, jak powiedział, była prawdziwym powodem nieufności do niego Katarzyny. Pragnąc przyjaźni Filipa II (albowiem w jej braku mogła się znaleźć na łasce Coligny’ego), chciała również uniknąć sytuacji, w której Filip lub Gwizjusze mogli narzucać jej swoją wolę. Było dla niej charakterystyczne że, tuż po poddaniu się Colignyego i Kondeusza na wiosnę 1568 roku, planowała zabójstwo ich obojga. Na szczęście ośmieliła się przedstawić tę sprawę papieżowi Piusowi, który od razu potępił ten pomysł, mówiąc że nie może go poprzeć ani doradzać, ani nawet w swoim sumieniu nie jest w stanie sobie wyobrazić takiej rzeczy. Tak donosił ambasador Filipa, dodając że papież z pewnością ma rację, albowiem czyn taki spowodowałby wielką szkodę dla sprawy chrześcijańskiej. (…)

Mniej więcej w tym samym czasie admirał Coligny postanowił wysłać swego brata, ekskomunikowanego kardynała, w specjalną misję do Cecila. Odet de Chatillon poślubił obecnie swą byłą kochankę. Okazał się do niej bardziej przywiązany niż inni przywódcy Reformacji do swoich wybranek. Wilhelm Orański pozostawał w separacji ze swą żoną – Anną saską, która stała się kochanką człowieka znanego w korespondencji rodu z Nassau jako R–. Żona R., aby domknąć ów krąg cudzołóstwa, była kochanką hrabiego Jana de Nassau, młodszego brata Wilhelma. Sam książę Orański miał poślubić zakonnicę apostatkę, a następnie stać się zięciem Colignyego. Jednakże kardynał Chatillon wraz z żoną, jak nazywano ich w Anglii, wydawali się wzorem partnerskiego szczęścia w swoich spotkaniach i rozrywkach z udziałem osób z nowej szlachty protestanckiej, której nazwiska widnieją w kronikach masonerii. Na przykład sir Tomasz Gresham, został wysłany przez Cecila aby spotkać się z „Kardynałem” i jego żoną przy Tower Wharf, oraz zabrać ich na noc do swego domu na ulicy Lombardzkiej. „Udawszy się do Londynu” – powiada Strype – „Kardynał nie tracił czasu i bezpośrednio skontaktował się z Cecilem (…) o którego cnotach tak często słyszał od swego brata admirała Coligny’ego.”

Zabawianie owego dystyngowanego apostaty przeszło następnie w ręce innego rzekomego wielkiego mistrza masonerii – sir Tomasza Sackville (obecnie lorda Buckhurst), i miało miejsce w królewskim pałacu w Skeen, którego część on i jego matka wynajęli od królowej Elżbiety. Obowiązki gospodarza, jak się wydaje, okazały się ciężkie dla autora Gorbuduca. Uznał za konieczne napisać 30 września obszerny list do lordów z Tajnej Rady, broniąc się przed zarzutami królowej, która była niezadowolona że nie zabawia należycie kardynała. Jechał całą noc aby stawić się rankiem do dyspozycji i omówić z urzędnikami Jej Wysokości w jaki sposób lepiej podjąć Chatillonów. Miał tylko „jeden baldachim i łoże”, które nie były zajęte, lecz oddał je kardynałowi, podobnie jak kolejne łoże, na którym spały służące jego żony i „położył je na ziemi”. Co gorsza „swój własny nocnik i dzban użyczyłem kardynałowi i potrzebowałem go sam.” Udał się do miasta aby zdobyć długie stoły, naczynia kuchenne oraz kotary i łóżka. Ponieważ nie było „nakryć stołowych i pościeli”, musiał posłać służbę aby jakieś znaleźli i „mospan z Leceter przesłał dwie pary prześcieradeł dla Kardynała, zaś od mospana szambelana uzyskali jedną doskonałą parę dla biskupa z dwoma innymi zwyczajnymi oraz zamówiłem do tego dziesięć kolejnych par z Londynu.” Takie to trudności przechodził gospodarz hugenockiego kardynała. W kwestii religijnej jego misja okazała się świetnym sukcesem. (…)

Czasy były krytyczne. W Anglii sztandar Pięciu Ran runął, zaś kraj został ponownie skąpany w katolickiej krwi. Na drugim krańcu Europy „ludzie są bezlitośnie i okrutnie zabijani tysiącami we wszystkich miastach i wielu wsiach, zamarzają na śmierć lub giną od przemocy. Zboże, bydło i wszystkie inne rzeczy potrzebne do utrzymania człowieka są palone. Rosja, oderwana przez schizmę od Wikariusza Chrystusa nie jest w stanie odegrać żadnej roli w ocaleniu świata chrześcijańskiego, pod rządami Iwana Groźnego. Litwa i Polska pod wpływami z Niemiec wydawały się stać na krawędzi przejścia ze strony katolickiej na antychrześcijańską. Zygmunt II August- władca obu państw był rozrzutnikiem i libertynem, otoczonym przez żydów i protestantów. Rabin Mendel Frank z Brześcia był tak wpływowy, że nazywano go urzędnikiem królewskim. Nawet chłopi jęczeli pod wyzyskiem żydów, którym zadłużony król przekazał przywilej pobierania podatków. Sytuacja ta stanowiła po części skutek religijnego pokoju w Niemczech. Cesarstwo, ciesząc się iluzorycznym pokojem wewnętrznym, którego pozorność nie została ujawniona aż do wojny trzydziestoletniej, znajdowało się w najpoważniejszym niebezpieczeństwie ze strony tureckich podbojów na Wschodzie.

We Francji zwycięskie boje katolików wydawały się zmarnowane. Coligny, uzyskując władzę nad godnym pogardy umysłem Karola IX, skłonił go do wydania siostry – Małgorzaty za Henryka Nawarry, szukania bliższego sojuszu z Anglią oraz posłania Genlisa na czele 5000 hugenotów przeciwko Hiszpanom w Niderlandach, na początku roku 1572. Pozycja Alby z nieopłaconymi buntującymi się żołnierzami oraz niewielkim dochodem ze znienawidzonego podatku nie była dogodna. Coligny był tak pewny siebie, że nalegał na otwarte wypowiedzenie wojny Hiszpanii. W końcu sprawił że młody król Karol przestał ufać swej matce. Czas Katarzyny Medycejskiej wydawał się policzony. (…)

Śmierć papieża Piusa V w roku 1572 była feralnym zdarzeniem dla Ligi, której był samym sercem. Zaiste, wydawał się mężem wysłanym przez Opatrzność aby stawić czoło wielu potrzebom swoich czasów. Wykonał niemal niemożliwe zadanie wprowadzenia reform Soboru Trydenckiego. Zadał Turkom najsilniejszy od dziesięcioleci cios. Podniósł na duchu i umocnił katolików wobec zagrożenia ze strony protestantów i innych wrogów we wszystkich częściach świata. Usunąć z Rzymu nierządnice. Przegnał żydów, nie z powodu swego okrucieństwa, lecz dlatego, iż stanął przed wyborem owego surowego rozwiązania bądź pozwolenia aby jego lud był wyzyskiwany i niszczony. Jego rządy były jak silne lekarstwo przywracające zdrowie światu chrześcijańskiemu. Jego działanie wobec chorej tkanki było często niemiłe, lecz osiągało swój cel. (…) Jego następca Grzegorz XIII (…) kontynuował dzieło Piusa V w kwestii Soboru Trydenckiego, na wysokie stanowiska mianował jedynie najgodniejszych oraz wlał nowe życie w cały Kościół, tworząc kolegia i seminaria kształcące księży, przeważnie pod kierownictwem jezuitów, którzy pod rządami św. Franciszka Borgiasza byli teraz w pełni gotowi do swego wielkiego zadania unowocześnienia katolickiego szkolnictwa oraz odnowy poprzez wzrost indywidualnego życia chrześcijańskiego. Grzegorz nie był pacyfistą. Zdawał sobie sprawę że siła stanowiła narzędzie, którego należy używać wyłącznie do obrony Kościoła przed zniszczeniem, a nie do głoszenia jego nauk w znaczeniu pozytywnym. Siła prowadziła do negatywnych skutków. Istnienie Kościoła pochodziło ze słowa Bożego oraz życia na podobieństwo Chrystusa. Podczas gdy ludzie pokroju Alby ufali mieczowi, Grzegorz usilnie przygotowywał nowych kapłanów, którzy mieli zająć miejsce męczenników z Anglii, Francji i Rosji.

Jezuici, dobrze wykształceni i nieulękli, byli gotowi do pracy. Jeden z nich przekonał protestanckiego króla Jana III ze Szwecji, że Kościół katolicki był jedynym prawdziwym Kościołem Chrystusowym. Inni głosili Ewangelię nad Gangesem, w Singapurze, Pekinie i Japonii. Nawrócili trzech japońskich władców Bungo, Arimy i Omury, którzy wysłali do Rzymu ambasadorów z podziękowaniami dla Grzegorza, że zaniósł im dobrą nowinę Chrystusową. Szkoły jezuickie w Niderlandach odzyskiwały ludzi dla Kościoła równie szybko jak kalwiniści prowadzili ich na manowce. W Niemczech, Polsce i Anglii inni jezuici, gotowi na przelanie własnej, a nie cudzej krwi, zaangażowali się w tytaniczne starcie o dusze całych narodów. Powyższe stanowiło przypuszczalnie największe osiągnięcie Grzegorza XIII. Nie był on jednakże ślepy na potrzebę kontynuowania walki jaką prowadził Pius V przeciw islamowi. Posłał legatów na całą Europę, pragnąc zjednoczyć władców chrześcijańskich.

W rzeczywistości wszystkie te sprawy (…) stanowiły etapy jednego międzynarodowego konfliktu. Na przykład, kiedy Zygmunt August zmarł bezpotomnie w roku 1572 wielu pobożnych katolików w Europie miało nadzieję że polska szlachta wybierze na jego następcę lepszego katolika. W praktyce wydał on swój kraj w ręce bogatych żydowskich poborców podatkowych i lichwiarzy, jak również arian, socynian i innych antytrynitarnych protestantów, nazywanych przez ludzi pół-żydami. Los kraju zależał od magnaterii, która dominowała w parlamencie, więc trwał pojedynek na śmierć i życie między żydami a jezuitami o dusze tychże ludzi. Jak zauważa żydowski historyk Dubnow: „choć coraz bardziej przesiąkająca klerykalnymi tendencjami, co stanowiło owoc edukacji jezuickiej, magnateria w większości przypadków rozciągała swą opiekę nad żydami, z którymi była związana wspólnotą interesów gospodarczych.” Innymi słowami, była albo zadłużona u żydów albo zatrudniała ich do pobierania ciężarów na ich rzecz od chłopów, oczywiście ze znacznym zyskiem dla poborców, którzy pobierali swe należności z mleczarni, młynów, gorzelni i gospodarstw. Żydzi „byli niezastąpieni dla wygodnego magnata, który chciał aby jego posiadłości były samowystarczalne, podczas gdy on przebywał w stolicy, na dworze, na wesołych zabawach lub burzliwych sesjach sejmów i sejmików, gdzie polityka była traktowana raczej jako rodzaj rozrywki niż poważna sprawa. Owa polska arystokracja ograniczała antysemickie zapędy kleru.” Wśród tejże arystokracji szerzył się kalwinizm. „Dlatego też” – jak wskazuje Graetz – Polska stała się „dla żydów drugim Babilonem.”

Do głównych propagatorów nowej „Reformy” należeli Socyn, Blandreta oraz Paruta, „włoscy” uczniowie Michała Serwetusa, hiszpańskiej ofiary Kalwina. Ci, jak radośnie dodaje Graetz, „podkopywali fundamenty chrześcijaństwa”, w części przyjmując judaizm w takim stopniu iż „odrzucali cześć dla Jezusa jako osoby boskiej. Różni ich przeciwnicy szydzili z nich jako ‚pół-żydów.'” Taki był charakter polskiego protestantyzmu, podobny do XVI-wiecznego protestantyzmu w innych krajach.

Filip II oraz papież Grzegorz byli w pełni świadomi zagrożenia związanego z tą północną linią frontu. Z powodu braku lepszego kandydata, obaj poparli kandydaturę cesarza Maksymiliana II do korony polskiej. Mieli nadzieję że syn Maksymiliana Rudolf będzie bardziej katolicki niż jego ojciec. Zgłoszono szereg innych kandydatur, w tym rosyjskiego Iwana Groźnego. Katarzyna Medycejska wystawiła swego drugiego z żyjących synów – Henryka, księcia d’Anjou. Jej żydowski astrolog Nostradamus obiecał że każdy z jej synów będzie nosił koronę. Obawiając się iż Henryk uzyska swoją dzięki śmierci brata – Karola IX, powzięła, jak się wydaje, wynikający z zabobonu pomysł, że może tego uniknąć poprzez umieszczenie go na tronie Polski. Co do reszty – kardynał Chatillon negocjował w Anglii małżeństwo jej pozostałego syna – Herkulesa, księcia d’Alencon, z królową Elżbietą. Filip wyrażał niezadowolenie z obu tych ambicje swojej teściowej z dwóch powodów. Nie był pewny czy którykolwiek z tych zepsutych książąt Walezjuszy pozostanie katolikiem. Ponadto, obawiał się wzrostu pozycji Francji, zwłaszcza w czasie, gdy mogła ona przejść w ręce protestanckie. Mimo to, pomimo starań Filipa, papieża, jezuitów i przedstawicieli Cesarstwa, Henryk Walezy został wybrany na króla Polski.

Los Polski został przesądzony nie w Paryżu, Rzymie, Madrycie czy nawet Warszawie, lecz w Konstantynopolu. Tam wraz z zanikiem pomyślnej gwiazdy Józefa Nasi, w łaskach znalazł się ponownie wielki wezyr Mehmed Sokolli. Jego zaufanym doradcą był Solomon ben Natan Aszkenazi, niemiecki żyd urodzony w Udine, który w dzieciństwie wyjechał do Polski i został głównym medykiem króla Zygmunta II. Następnie udał się do Wenecji, potem do Turcji, gdzie jako wenecki poddany, znalazł się pod opieką dyplomatów Republiki. Ci uznali go za użytecznego. Był osobą o ujmującej powierzchowności, rabinem i lekarzem oraz glosatorem Talmudu. Jak się wydaje rywalizował z Józefem Nasim o nieoficjalne przywództwo światowego żydostwa i został jego następcą w tej roli. Czy możemy wierzyć wszystkiemu co o jego wpływach mówią wiodących żydowscy historycy? Jak wskazuje Graetz: „podczas gdy Turcy walczyli przeciw Wenecjanom, Salomon Aszkenazi zaczął tkać osnowę przyszłego traktatu pokojowego. Rządy chrześcijańskie nie podejrzewały, że przebieg wydarzeń, który zmusił ich do przystąpienia do jednego stronnictwa albo drugiego, został napędzony żydowską ręką. W szczególności miało to miejsce w sprawie wyboru króla polskiego.” Senat wenecki sprzeciwiał się negocjacjom z Aszkenazim, lecz Sokolli nalegał, podczas gdy konsul Republiki, Barbaro, zapewniał Signorię, że Aszkenazi darzył Wenecję gorącą przyjaźnią. W końcu Aszkenazi przybył do Wenecji, został tam przyjęty i uzgodnił traktat pokojowy, który zadał ostateczny cios Lidze spod Lepanto oraz, przypuszczalnie w ramach części ceny za pośrednictwo, zapobiegł wypędzeniu żydów z Wenecji, gdzie opinia publiczna, z różnych powodów, powstała przeciw nim.

Aszkenazi pozostawał w kontaktach z Colignym za pośrednictwem francuskiego ambasadora Monluka (hugenota). Nastąpiła znacząca seria negocjacji, spisków i intryg. Należało bez wątpienia zabezpieczyć się jaki kurs Henryk Walezy przybierze wobec żydów i protestantów, gdyby tureccy żydzi, cichcem wspierani przez żydów, którzy trzymali w swych rękach tak wielu polskich magnatów, umieściliby go na tronie. Tymczasem Coligny planował potworne uderzenie na Hiszpanie jednocześnie z trzech różnych kierunków. Podczas gdy Genlis i jego hugenoci najechali na Niderlandy, atakując nieopłaconych żołnierzy Alby, Wilhelm Orański miał poprowadzić nowe powstanie protestanckie w tym kraju, zaś Ludwik z Nassau przeprowadzić jego inwazję od wschodu z niemiecką armią protestancką. Elżbieta angielska miała wystąpić otwarcie na rzecz heretyków z Flandrii. Karol IX miał zawrzeć definitywne przymierze przeciw Hiszpanii.

Przygotowując się do tego ciosu, który miał nastąpić zgodnie w ustalonym momencie, Coligny nalegał na przyspieszenie realizacji planów małżeństwa Małgorzaty Walezjuszki, wbrew jej woli i bez dyspensy papieskiej (której odmówili Pius V i Grzegorz XIII), z Henrykiem Nawarry. Cabrera dodaje, że Selim II odegrał pewną rolę w przygotowaniach do owego mariażu, bez wątpienia za pośrednictwem Aszkenaziego i jego agentów. Podczas gdy arystokratyczni przywódcy hugenoccy zebrali się w Paryżu na ów ślub, który, jak żywiono nadzieję, miał zapewnić ich liczącemu 3-4 % ludności stronnictwu całkowitą kontrolę nad biegiem spraw i rozpocząć ostateczne zniszczenie Wiary Katolickiej we Francji, atmosfera gęstniała. Pewnego rodzaju wybuch wydawał się nieunikniony.

Nastąpił on w sposób najbardziej nieoczekiwany i z najmniej oczekiwanej strony. Katarzyna Medycejska, widząc że resztki jej wpływu na Karola IX wymykają się z jej rąk na rzecz Coligny’ego i nie chcąc się pogodzić z pozbawieniem władzy na starość (bo to właśnie a nie obawa o sprawę katolicką nią powodowało – nigdy nie wahała się poświęcić Kościoła), podjęła rozpaczliwe postanowienie. Porozumiała się z Henrykiem Gwizjuszem w sprawie zabicia Colignyego. W opinii młodego księcia trafniejszym określeniem było „wykonanie egzekucji”, albowiem zawsze uważał admirała za mordercę swego ojca.

Coligny został postrzelony z okna przez pana de Montruel. Ponieważ odniósł zaledwie ranę dłoni i ramienia, zabrano go do jego kwatery. Gdyby z arkebuza wymierzono tak celnie, jak wówczas gdy Pultrot wypalił do księcia Franciszka w roku 1562, godne potępienia wydarzenia następnej nocy (Nocy Św. Bartłomieja) przypuszczalnie nie miałyby miejsca. Jednak admirał nie został nawet poważnie ranny.

Zebrani w Paryżu hugenoci głośno grozili pomstą na stronnictwu Gwizjusza i kolejną wojną. Zarówno Karol IX, jak i jego matka, obawiali się jeśli Coligny przeżyje, będzie to stanowiło sygnał do kolejnego okresu rozlewu krwi. Na taką przerażającą perspektywę, znękany i udręczony umysł starzejącej się królowej matki odpowiedział terrorem. W pałacu miały miejsce pospieszne konsultacje, histeryczne przemowy, apele, groźby i płacze. Skamlący Karol udzielił swej zgody. Gdy zapadła noc, grupy zbrojnych spadły na śpiących hugenotów i wybiły tak wielu, jak to było możliwe. Liczba ofiar jest przedmiotem dyskusji. Szacuje się ją na od kilkuset do kilku tysięcy. Rosła wraz z czasem. Coligny został dźgnięty w swej kwaterze i wyrzucony z okna. Jego ciało zawleczono do stajni, gdzie powieszono je za jedną nogę na szubienicy. Mówiono że książę Henryk Gwizjusz podszedł i kopnął w twarz mordercę swego ojca, jak to wcześniej obiecał, nie znając śmierci, którą miał sam ponieść.

W następnych dniach hugenotów zabijano w innych miastach. W licznych miejscowościach katolicy odmówili wykonania królewskich rozkazów i chronili hugenotów. Miało to miejsce w Dijonie, Macon, Rouen oraz arcykatolickim Nantes. Kalwiniści tysiącami uciekali do Anglii, Genewy czy Flandrii. Ich potęga została złamana. Karol uniknął dominacji Colignyego oraz (jeśli możemy wierzyć jego danemu później królewskiemu słowu) spisku na jego życie, zmierzającego do posadzenia na tronie Kondeusza. Katarzyna mogła teraz podjąć na nowo sprawowanie swej zranionej miłości macierzyńskiej. Nawet Motley przyznaje, że powyższe okrucieństwo miało charakter czysto polityczny, a nie religijny, ocenę tę potwierdza późniejszy los Gwizjuszy. Jasno wynika z obszernego współczesnego materiału dowodowego, że Katarzyna i Karol nie mieli zamiaru zabijać hugenotów, gdy, kilka tygodni wcześniej, zapraszali ich na wesele dwóch religii. Ponieważ instrukcje dotyczące przeprowadzenia rzezi docierały do prowincji w różnym momencie, między 24 sierpnia a 5 października, należy rozumieć że żadne uzgodnione działanie nie mogło zostać zaplanowane przed 24 sierpnia. (…)

Z drugiej strony, być może profesor Merriman jest zbyt szlachetny, gdy twierdzi że „dzisiejsza nauka całkowicie wykazała bezpodstawność dawnej koncepcji że zostało to zaplanowane na długo przedtem.” (…) Karol IX omawiał zabójstwo Colignyego z księciem Gwizjuszem „wielce katolickim i lojalnym mężem, pragnącym pomścić śmierć swego ojca pod Orleanem wskutek spisku i na rozkaz Admirała, jak to zaplanowano i uzgodniono podczas wizyt w Bayonne.” Jak ciągnie dalej, król „uzgodnił z księciem Gwizjuszem wykonanie tego, co zostało omówione z Księciem Alby w Bayonne, w roku 1565, wykończenia przywódców hugenockich, a zwłaszcza Admirała, który był nie do zniesienia, by w ten sposób pomścić mord na ojcu [Gwizjusza].” Belloc próbuje wyjaśnić rzeź jako retorsję za dokonaną z zimną krwią masakrę szlachty katolickiej przez hugenotów w Pau trzy lata wcześniej, po tym jak poddali się Henrykowi Nawarry i jego matce w zamian za obietnicę że ich życie zostanie oszczędzone. Zostali zaproszeni na ucztę do pałacu królewskiego i tam wyrżnięty. Jednak, jak przyznaje Belloc, dokładna data owej „pierwszej rzezi Nocy św. Bartłomieja” jest przedmiotem dyskusji.

Nie można jednakże zaprzeczać, że przez szereg przeszłych lat katolicy doświadczyli w obfitości bezlitosnego okrucieństwa swych wrogów oraz obłudy ich twierdzeń, iż walczą jedynie o wolność kultu. To kalwiniści, nie katolicy, wprowadzili do wojny domowej krwawą praktykę nie okazywania litości i nie brania jeńców. Istniała olbrzymia różnica między sądowym skazaniem heretyka przez Inkwizycję oraz dokonywaną z zimną krwią rzezią księży i zakonnic. Można założyć że Gwizjusze i inne opisywane postaci z XVI wieku uśmiechnęliby się na widok pewnych, podejmowanych z dobrymi intencjami praktyk naszych bardziej pokojowych czasów, by przepraszać za czyny, które wydawały się im normalnymi środkami obrony, do których wolny człowiek mógł zostać przywiedziony przez wrogów porządku społecznego. (…)

Filip nad wyraz się ucieszył, gdyż rzeź przywódców hugenockich przyniosła więcej niż zamierzali jej niegodziwi sprawcy. Zmieniła, niemal w ciągu jednej nocy, cały militarny i polityczny układ sił w Europie. Zapobiegła zwycięstwu frakcji kalwińskiej we Francji. Ocaliła w krytycznym momencie interesy hiszpańskie w Niderlandach. Coligny wskazał Wilhelmowi Orańskiemu i jego bratu że główną słabość Hiszpanów w Niderlandach stanowi brak floty. W rezultacie Wilhelm zorganizował flotę kalwińskich piratów, nazwaną Wodnymi Żebrakami, która czyhała na hiszpańskie transporty. Miał czelność wysyłać listy i powołania admiralskie pod szyldem i imieniem króla Filipa II oraz oddał całą tę flotę pod komendę strasznego Wilhelma de la Marcka, jednego z najokrutniejszych łajdaków, którzy plądrowali kościoły i zarzynali kapłanów. Owi żebracy czy też Gueux, zajęli w owym roku Brill, tworząc podwaliny pod to co stało się później Republiką Holandii. Zdobyli Flushing, Walcheren i północną Holandię, zagarniając Leyden i inne miasta katolickie. Alba oblegał Mons. Jeden z jego synów zapobiegł odsieczy Genlisa wraz z 5 tysiącami francuskich hugenotów, rozbijając ich. Jednak Wilhelm Orański pod koniec lipca splądrował miasta na równinie Gueldrii, podczas gdy jego Walonowie pustoszyli domostwa w Ruremonde i wyrżnęli wszystkich zakonników klasztoru kartuzów. Alba zepchnął go do Weert i kontynuował ostrzał Mons, lecz kończyły mu się zapasy.

Ocaliła go rzeź w Paryżu i kazał swojej artylerii oddać salwy na wiwat. W owym roku francuscy kalwiniści nie przyjdą już na pomoc jego wrogom by plądrować kościoły i zabijać żołnierzy. Radość zapanowała również w Rzymie, gdzie papież na wieść w formie raportu, że wykryto spisek czołowych hugenotów by zabić królewską rodzinę, udał się do bazyliki św. Piotra by przyłączyć do uroczystego Te Deum. Następnie kazał wybić medal upamiętniający to wydarzenie – ukazuje on anioła z krzyżem i wyciągniętym mieczem, zabijającego hugenotów. Kalwiniści okazali tak uporczywe okrucieństwo i obojętność na godność ludzką, że najlepsze umysły w Europie patrzyły na nich jak na banitów, którzy nie zasługiwali na nic lepszego niż doraźna sprawiedliwość wymierzana piratom. Aprobowano ich wybicie tak szczerza jak starożytni Żydzi popierali zabicie Holofernesa. Jednakże, Grzegorz zapłakał, gdy dowiedział się prawdy o rzezi w Paryżu.

Katarzyna Medycejska, widząc że wściekłość, którą rozpaliła wymyka się spod kontroli, spędziła kilka strasznych dni i nocy. Jednym, nie jedynym wcale, z jej zmartwień był negatywny wpływ masakry na kandydaturę jej syna Henryka do tronu polskiego. W całej Europie, aż po Bosfor, żyd żydowi przekazywał wieści, że książę d’Anjou był wtajemniczony w cały plan. Niektórzy twierdzili że był głównym podżegaczem, objawiając się teraz w pełni barw jako ten, który może stanąć po stronie katolików przeciw polskim żydom i „pół-żydom”, co było nie do przyjęcia. Nie zgłaszano żadnego sprzeciwu wobec niesłychanych wad tego lubieżnika, który romansował z herezją, lecz możliwość iż pozory jakie okazywał Chrystusowi mogą zmienić się w szczerą pobożność, była niepokojąca. Katarzyna musiała wysłać do Konstantynopola specjalnego ambasadora aby wyjaśnił Salomonowi Aszkenazemu jak sprawy stoją. Zapewnienia okazały się bez wątpienia satysfakcjonujące. Po kilku kolejnych miesiącach pociągania za sznurki Henryk został wybrany królem Polski, na przekór kandydatom popieranym przez Filipa II i papieża Grzegorza. Aszkenazy mógł napisać nowemu władcy Polski „wyświadczyłem Waszej Królewskiej Mości najważniejszą przysługę, zapewniając twój wybór. Sprawiłem wszystko to co się tu wydarzyło.”

Henryk wyjechał do Polski. Angielski ambasador w Paryżu pokazał wysłannikowi Wenecji – Cavalliemu, kopię traktatu podpisanego z Polakami. W jednym z jego artykułów Henryk obiecał spłacić wszystkie długi koronne, w kolejnym zapewnić 400 florenów rocznie na własne wydatki. Jednakże nie chciał zaprzysiąc tych artykułów, albowiem nie zamierzał dotrzymać słowa. Przesyłając te wieści do Wenecji, Cavalli dodał ważne zdanie. Jak przekazał, ambasador angielski „uzyskał tę informację i te instrukcje od heretyckich ambasadorów z Polski, z którymi ma dobre stosunki, co jest typowe dla wszystkich tych heretyków, bez względu na to jak bardzo różnią się w opiniach.”

W tym samym czasie Selim Opój pisał do brata Henryka, iż ma nadzieję że Francja nie przystąpi do Ligi przeciw niemu, lecz wspomni na braterstwo jakie z Portą łączyło jego ojca i dziada. Karol odpowiedział że braterstwa nie zawiedzie. Jak dodaje Cabrera, jak gdyby wyprzedzając relację Graetza: „Selim użył skutecznych środków aby zapewnić ten pokój z Francją”. Tymczasem Solomon Aszkenazy przygotowywał się do swej dyplomatycznej podróży do Wenecji. Kiedy wreszcie wyruszył w maju 1574 roku, prace przygotowawcze zostały tak starannie wykonane, że nie miał większych trudności z przekonaniem tamtejszych kupieckich umysłów do podpisania traktatu z wrogami świata chrześcijańskiego i pozostawienia papieża Grzegorza oraz Filipa II bez pomocy w dalszym prowadzeniu zmagań.

Aby dopełnić ich izolacji kardynał Chatillon, przed swą nagłą śmiercią, rozpoczął w Londynie negocjacje w sprawie małżeństwa między królową Elżbietą a młodym księciem d’Alencon. Książę był znacznie od niej młodszy, niewielki, brązowowłosy niedołęga o głowie zbyt dużej w stosunku do skurczonego ciała i ochrypłym, skrzeczącym głosie. W środku jego dość dziobatej twarzy wyróżniał się groteskowo garbaty i kartoflany nos z pokaźnym wgłębieniem pośrodku, z powodu którego nazywano go Człowiekiem o Dwóch Nosach. Na dworze francuskim nie żywiono wielkiej nadziei że ów elegant będzie odpowiadał wybrednemu gustowi królowej, roznamiętnionej przystojnym Leicesterem. Cavalii napisał do Wenecji że William Cecil, „osobistość o wielkim wpływie na Królową” powiedział w bardzo przychylnych słowach, iż ślub się odbędzie, jednak francuskie Ich Królewskie Mości „powątpiewają czy po tym jak Królowa zobaczy Księcia, nie zechce go odesłać z powrotem…”

Bez względu na motywy – chęć wywołania zazdrości w Hiszpanii, jak opowiadali niektórzy czy odtrącenia księcia, czy też, co bardziej prawdopodobne, utrzymania przychylności Francuzów dopóki Cecil nie zawrze z nimi korzystnego porozumienia, Elżbieta udała się co Cieśniny Kaletańskiej aby spotkać młodzieńca i czekała aż wydobrzeje z jednej ze swych częstych gorączek. Potem, ku ogólnemu zdumieniu, poczuła do niego silne uczucie, nazwała go swą grenouille[1], głaskała publicznie, słuchała jego pochlebczych mów i wydawało się, nawet w oczach dyplomatycznych obserwatorów, że uznaje go za atrakcyjnego. Elżbieta liczyła obecnie lat czterdzieści, wiele chorowała, miała bolesne wrzody na nogach, była kompletnie łysa pod swą okazałą peruką i traciła swe bezbarwne zęby z powodu zapalenia dziąseł. Ze wszystkich jej powabów pozostały jedynie piękne ręce, które ongiś pokazywała Filipowi II. (…)

Tuż przed Nocą św. Bartłomieja, Cecil omawiał z Francuzami przymierze zaczepno-obronne, skierowane głównie przeciw Filipowi II, przedstawiając im atrakcyjną przynętę: jeśli oba państwa podbiłyby razem Niderlandy, większą ich część przekazano by Francji. Projekt ten został powstrzymany przez masakrę. Niedługo potem zręczni intryganci naprawili szkody i wraz z perspektywą małżeństwa Alencona z Elżbietą, Francja i Anglia znalazły się ponownie w stosunkach zbyt przyjaznych jak dla Filipa II. Alba radził swemu panu poróżnienie ich poprzez zawarcie pokoju z Elżbietą. Król miał skrupuły, zwłaszcza po bulli z ekskomuniką. Był w stanie zgodzić się jedynie na traktat handlowy, który Alba podpisał z przedstawicielami Cecila 15 marca 1573 roku. Powyższe odcięło Morskich Żebraków na pewien czas od angielskiej pomocy i dało księciu wolną rękę w ukaraniu buntowników z północnych krain. (…)”

[1] fr. żaba

fragmenty książki: T. Walsha: Phillip II, tłum. wł.

Dodaj komentarz