Paryż wart Mszy

„(…) Zagrożeni siódmą wojną hugenocką katolicy francuscy zorganizowali w roku 1576 Ligę Świętą, pod przywództwem księcia Henryka Gwizjusza. Niemal od razu stała się popularna i rozszerzyła się po całym kraju. Kiedy zmarł książę Alençon i Henryk Nawarry zgłosił roszczenie do dziedziczenia po bezdzietnym Henryku III, Liga była w stanie wystawić własnego kandydata – Karola kardynała Bourbon, któremu Filip II udzielił swego poparcia. Wojna zakończyła się triumfem katolików. Katarzyna Medycejska w układzie z Nemours zabroniła protestantyzmu i ogłosiła banicję wszystkich kalwinistów, którzy nie będą skłonni wrócić do Kościoła w ciągu sześciu miesięcy. Powyższe poprowadziło do ósmej wojny hugenockiej, nazwanej Wojną Trzech Henryków, ponieważ trzema jej głównymi postaciami byli król Henryk III, Henryk Nawarry i Henryk Gwizjusz. Henryk protestant pokonał członków Ligi pod Coutras na początku roku 1587 i wydawało się prawdopodobne, że z pomocą 36 tysięcy protestantów z Niemiec oraz innych krajów, wygra wojnę. Jednakże książę Henryk Gwizjusz, bez wątpienia najlepszy człowiek i dowódca z całej trójki, zadał kalwinistom tak miażdżącą klęskę, że Niemcy Lamarcka zostali niemal w pień wycięci. Sam Lamarck poległ.

Henryk III, który lawirował między dwoma stronnictwami lecz raczej sprzyjał protestantom, z powodu zawiści wobec Gwizjuszy, został zmuszony do pozostawania w upokarzającym odosobnieniu, w Luwrze, mając niewielu żołnierzy i nie posiadając pieniędzy. Rozkazał Gwizjuszowi by trzymał się z dala od stolicy. Jednak mieszkańcy Paryża, wśród których Gwizjusz był niesłychanie popularny, przywrócili Radę Szesnastu, reprezentującą dzielnice miasta, i zaprosili go by przyjechał. Pojawiając się zaledwie z piętnastoma jeźdźcami Henryk, przy radosnym wsparciu Paryżan, zajął Bastylię i uczynił się panem Paryża, podczas gdy król Henryk III siedział bezradny w Luwrze. Gwizjusz był teraz faktycznym władcą Francji wraz z Paryżem. Natychmiast zadeklarował wobec króla swoje posłuszeństwo i zapewnił go że przeciwstawiał się jedynie złym doradcom Jego Królewskiej Mości. Król nie miał wyjścia, jak tylko stłumić swój gniew i zawrzeć układ, który potwierdził przysięgą w katedrze, w Rouen. Układ ów wielce był korzystny dla sprawy katolickiej i wprowadzał spóźniony nakaz wdrożenia reform Soboru Trydenckiego.

Podczas gdy Armada majestatycznie płynęła przez Kanał, król Henryk III czekał z obawą, choć obawa ta nie przeszkadzała mu wysłać potajemną wiadomość do Turków, nalegając by zaatakowali Hiszpanię. Powodzenie Armady uczyniłoby Filipa II faktycznym zwierzchnikiem Europy i mogłoby utrwalić dominację jego przyjaciół – Gwizjuszy. I tak pobladły oraz melancholijny Henryk prowadził grę pozorów (sztukę, w której był tylko nieco mniej zręczny od Filipa II) aż nadeszły wieści że flota hiszpańska została rozproszona. Wówczas udał się do Blois na zebranie Stanów Generalnych, obecnie w przygniatającej większości złożonych z katolików, i po przyjęciu edyktu, wykluczającego książąt protestanckich (a zatem Henryka Nawarry) od sukcesji, zaprosił księcia Gwizjusza na rozmowę w swej prywatnej komnacie. Jak tylko przywódca katolików wszedł do pokoju został powalony ciosami mieczy kilku zbrojnych, którzy zaczaili się tam w tym właśnie celu. „To za me grzechy!” – zawołał człowiek, który pomścił śmierć swego ojca zabójstwem Coligny’ego i masakrą Nocy św. Bartłomieja, umierając u stóp ostatniego z zepsutych synów Katarzyny Medycejskiej. Jego brat – kardynał Gwizjusz, został powieszony na rozkaz króla dwa dni później (24 grudnia 1588 roku).

Cała Francja zawrzała gniewem przeciw sprawcom tej haniebnej zdrady. W ciągu dwóch tygodni kraj znalazł się w stanie buntu. Młodszy brat Gwizjusza – książę Mayenne stanął na czele Świętej Ligi (jako nieobecny w Blois uniknął losu swych starszych braci). Paryż powołał tymczasowy rząd i wyznaczył go na regenta aż do następnego zgromadzenia Stanów Generalnych. Orlean chwycił za broń. Siedemdziesięciu doktorów z Sorbony ogłosiło że mieszkańcy Francji zostali zwolnieni z ich posłuszeństwa wobec króla Henryka III. Papież Sykstus V zażądał zadośćuczynienia i pokuty za mord na kardynale, a kiedy Henryk odmówił, ekskomunikował go. Katarzyna Medycejska zmarła dwa tygodnie po zamordowaniu Gwizjuszy. Jej syn, bezradny bez jej makiawelicznych rad, oddał się w ramiona również ekskomunikowanego Henryka Nawarry i postanowił, z jego pomocą, zdobyć Paryż. Paryżanie, broniąc się, wznieśli barykady i wykopali okopy. Henryk dotarł do przedmieścia Saint Cloud. Tam fanatyczny dominikanin – Jacques Clemente rzucił się na niego, zadał celny cios nożem, samemu ginąc w starciu jakie się wywiązało. (…)

Henryk III na swym łożu śmierci wezwał bowiem władcę Nawarry i wyznaczył go swoim następcą. Stronnictwo kalwińskie oczywiście uznało to za triumf. Katolicy, choć stanowiący przygniatającą większość, nie byli w żadnym wypadku zjednoczeni przeciw Nawarczykowi. Liga, utrzymywana przy życiu głównie dzięki pomocy Hiszpanii, nie chciała słyszeć o żadnym kompromisie, który poświęciłby religię katolicką, lecz śmierć Gwizjusza pozostawiła ją bez silnego przywódcy, przy braku kandydata na następcę, poza sędziwym kardynałem de Bourbonem – „królem Karolem X”. Istnieli również Les Politiques, którzy przejęli polityczne teorie l’Hôpitala. Głównie z ich inicjatywy, Henryk z Bearne został skłoniony do złożenia publicznej obietnicy, że, jeśli zostanie ukoronowany na króla Francji, przejdzie na katolicyzm. Katolicy z Ligi, przekonani że każdy kompromis dotyczący chrześcijaństwa nieuchronnie prowadzi do rozkładu, nie chcieli wierzyć w szczere intencje człowieka, który wcześniej wyznawał ich religię z powodów politycznych i dokonał apostazji.

Papież Sykstus V znajdował się w niesłychanie kłopotliwym położeniu. Francuska szlachta katolicka zapewniała go że bezpieczeństwo Francji i Kościoła wymagało następstwa kardynała de Bourbona, że Henryk Nawarry był kłamcą i zniszczyłby religię katolicką, gdyby został królem Francji. Inni francuscy katolicy przypominali mu o wieku i niewielkich talentach kardynała, zapewniając go że Henryk nie był w głębi serca heretykiem i że stałby się doskonałym katolikiem, gdyby papież poparł jego sprawę. Sykstus przyjął uprzejmie wszystkich ambasadorów, nie udzielając żadnemu definitywnej odpowiedzi. W miarę upływu czasu przychylił się do stanowiska, że jedynym sposobem przywrócenia pokoju we Francji, bez poświęcania zasadniczych wartości, jest koronacja Nawarczyka. (…)

Tymczasem Henryk Nawarry przygotowywał się do marszu na Paryż z armią, w której znajdowali się niemieccy, francuscy i szkoccy protestanci, razem z wieloma francuskimi katolikami, którzy chcieli walczyć za potomka św. Ludwika po jego zapewnieniu że później zostanie katolikiem. Książę Mayenne i siły Ligi gotowały się do obrony stolicy, przy wsparciu 1800 jazdy z Flandrii pod wodzą młodego hrabiego Egmonta oraz 400 Walonów księcia Parmy. Papieski legat Gaetano zachęcał Mayenne’a do walki, ku wielkiemu niezadowoleniu papieża. Filip II włożył większy skarb w jego łakome ręce – cały milion dukatów przez zaledwie rok, które, jak Filip narzekał, Mayenne przepuścił jak wodę.

Sykstus zawiesił swą decyzję. Katolicy walczyli po obu stronach. Mówiono że papież uważa iż energiczny król Nawarry zwycięży. Henryk, powiedział Jego Świątobliwość, spędzał mniej czasu w łóżku niż Mayenne na jedzeniu. Opinię Ojca Świętego cechowała przenikliwość. Henryk Nawarry przekroczył na początku marca roku 1590 Sekwanę i ustawił swą armię w szyku bitewnym. Mayenne przyjął wyzwanie. Oba wojska zwarły się a bitwa pod Ivry przyniosła porażkę armii Ligi oraz zwycięstwo Nawarczyka. (…)

Podczas gdy Henryk z około 12 tysiącami ludzi przygotowywał atak na Paryż, Filip II postanowił że go nie dostanie i wysłał instrukcje do księcia Parmy we Flandrii aby ruszył z pełną szybkością na odsiecz miasta. Paryżanie zaraz po klęsce pod Ivry byli zniechęceni i skłonni do kapitulacji. Henryk Nawarry posiadał wśród nich wielu zwolenników, którzy byli zręcznymi w sztuce propagandy. Jednakże trend ten przezwyciężyły odważne słowa arcybiskupa Lyonu, który przypomniał że Bearne dysponuje dość niewielką armią oraz działania Bernardino de Mendozy. „Jestem tu, służąc ci jak najlepiej potrafię” – napisał ambasador Filipa – „lecz gdziekolwiek przebywam jest pewne że wybuchnie burza i biegam pod mocno zrefowanymi[1] żaglami od dziobu do rufy.” Podczas oblężenia Paryża, choć chorujący, pozbawiony pieniędzy i niemal całkowicie ślepy, ów weteran kampanii księcia Alby stanowił filar obrony, odwiedzając posterunki, nawołując żołnierzy, karmiąc głodnych i podnosząc na duchu mieszkańców. To w znacznej mierze dzięki jego wysiłkom miasto nadal się trzymało, gdy, po dwóch miesiącach oblężenia, zapasy żywności były na wyczerpaniu, zaś 13 tysięcy zmarło z wycieńczenia.

Książę Parmy niechętnie opuszczał Flandrię i poinformował o tym króla. Potrzebował pieniędzy, obawiał się buntów i bał się że, jeśli wyruszy z dużą armią, popchnie Francuzów w ramiona Henryka i utraci Niderlandy. Napisał o tym wszystkim do Filipa, który bezzwłocznie odpowiedział, wysyłając pieniądze i nakazując mu wyruszać natychmiast. „Jeśli Flandria zostanie utracona” – dodał szorstko – „spadnie to na mnie.” Parma wyruszył. Mieszkańcy Paryża rozpoczęli w sierpniu negocjacje w sprawie kapitulacji, lecz nadeszły wieści że Hiszpanie przekroczyli granice i dołączyli do Mayenne’a pod Meaux. Henryk zwinął oblężenie i skierował się naprzeciw Parmeńczykowi. Ten ostatni, osiągnąwszy swój cel – zwinięcie oblężenia i nie zamierzając ryzykować życia swych ludzi w decydującej bitwie, o ile mógł jej uniknąć, okopał się w pobliżu brzegów Marny na silnej pozycji, której Nawarczyk nie ośmielił się zaatakować.

Wykonując jeden z najbardziej mistrzowskich manewrów w swojej karierze książę Parmy ruszył ze swoją armią. Udając że wydaje bitwę pozorowaną strażą przednią i w ten sposób uwalniając resztę żołnierzy, przeprawił dwa regimenty przez most pontonowy, zdobył szturmem Lagny i posiadał teraz oba brzegi rzeki pod kontrolą. Był teraz w stanie zaopatrywać Paryż żywnością i zręcznym wypadem zajął Corbeil. Jednak zauważył że z jednej strony katoliccy politykierzy spiskują przeciw niemu, zaś z drugiej – przyjaciele Mayenne’a krytykują go że nie rozbił przeciwnika na polu walki. Mayenne obiecał swym wierzycielom zapłatę z pieniędzy Filipa II, które spodziewał się uzyskać od księcia Parmy. Parmeńczyk odpowiedział że wykonał to co rozkazał mu król i że więcej nie uczyni. W listopadzie wycofał się w doskonałym porządku do Flandrii. (…)

Na dworze hiszpańskim zapanowała wielka radość z powodu konklawe, gdyż papież Urban VII z Castagny, kardynał San Marcello, który pozyskał wielu przyjaciół w Hiszpanii, kiedy jako nuncjusz ochrzcił infantkę. (…) Po surowych dniach papieża Sykstusa V, perspektywa układania się z papieżem, dla którego pół miliona dukatów stanowiło drobnostkę było dla doradców w Madrycie i ich pana bardzo krzepiące. W dniu, w którym król Filip usłyszał o wyborze, wziął wolny dzień i udał się ze swymi dziećmi na polowanie, na króliki. Jednak Urban żył zaledwie parę dni. W październiku nastąpił po nim Grzegorz XIV, z bogatej mediolańskiej rodziny. Miało się dopiero okazać jaki punkt widzenia zajmie nowy papież. Polityka Grzegorza była dla Hiszpanii wysoce satysfakcjonująca. W marcu roku 1591 odnowił wyrok ekskomuniki przeciw Henryka Nawarry i wyłożył pieniądze na rzecz Ligi. Zmarł jednakże w tym samym roku a jego następcą został kolejny papież, który żył krótko – Innocenty IX. (…)

Był to dla Filipa krytyczny moment. Podczas gdy leżał, tak złożony podagrą, że w Londynie donoszono o jego śmierci, król Nawarry, silnie wsparty przez protestanckich żołnierzy angielskich i szkockich, wyruszył by oblec Rouen. Filip posiadał w Langwedocji niewielką armię, która pomagała tamtejszym członkom Ligi, oraz kolejną w Bretanii, która dokonała szeregu znaczących czynów. Widział że trzeba czegoś więcej aby pokonać Nawarczyka. W sierpniu 1591 rozkazał księciu Parmy by powrócił do Francji. Gdy książę Parmy dokonał odsieczy Rouen, król wykorzystał jego przewagi by zażądać od Mayenne’a zwołania Stanów Generalnych aby uznały prawa jego córki do francuskiego tronu. Znajdował się na silnej pozycji, albowiem dostarczał Lidze nie tylko pomoc wojskową, lecz olbrzymie subsydia w pieniądzu. Skarżył się, nie bez racji, że mógłby zażądać wydania w zastaw francuskich miast i fortów, jak to uczyniła wcześniej Elżbieta, uzyskując je od Coligny’ego, lecz nie chce ingerować we francuską suwerenność, zaś jego wyłącznym celem jest utrzymanie w tym kraju religii katolickiej. Faktycznie, nie naciskał na wybór Izabeli Klary Eugenii. Zaproponował ją jedynie jako najbardziej logicznego kandydata, gdyż była wnuczką Henryka II i brak było jego żyjących zstępnych płci męskiej. Podczas gdy Stany Generalne przygotowywały się do zebrania w Reims, Aleksandra Parmeńskiego, poważnie rannego podczas ataku na miasteczko Caudebec, odwożono w lektyce do Flandrii. Zmarł 2 grudnia, w wieku 46 lat jako jeden z największych dowódców Europy na przestrzeni wieków (…) Jak tylko Mayenne dowiedział się o śmierci Parmeńczyka, przeniósł zebranie Stanów do Paryża, gdzie był bardziej niezależny od wpływów hiszpańskich. (…)

Papież Klemens VIII okazał się jednym z najbardziej świątobliwych papieży szesnastego stulecia. Jego długie panowanie (przeżył Filipa o siedem lat) należało do najbardziej chwalebnych w dziejach Kościoła. Spowiadał się każdego dnia, pościł dwa razy w tygodniu, nosił włosiennicę oraz ukazał pogodny i pokorny sposób bycia, co stanowiło wyraźny kontrast z tytaniczną osobowością Sykstusa V. Każdy polityk, który poszukiwał pod miękką mową Klemensa jakiejkolwiek bojaźliwości bądź jakiegokolwiek egoizmu za jego łagodnym i opanowanym spojrzeniem, był skazany na niemiłą niespodziankę. (…)

Klemens wprowadził na papieskim dworze rygorystyczne reformy, rozpoczął program tego co miało zostać teraz nazwane „Ulga dla gospodarstw”, aby wyzwolić chłopów spod nadmiernego opodatkowania, ograniczył miejsce zamieszkania żydowskich lichwiarzy do Rzymu i Ankony aby chronić przed nimi całą ludność chrześcijańską, zbudował Kolegium Klementyńskie, sprokurował temat dla Shelleya, każąc stracić Beatrycze Cenci za zabójstwo jej ojca, zmiażdżył bandytów i samowolnych rzymskich szlachciców, tak surowo jak uczynił to Sykstus, oraz spowodował spalenie dominikańskiego apostaty  Giordano Bruno, drwiącego ze wszystkich religii, tak z chrześcijańskiego, jak z żydowskiego objawienia, oraz nauczającego pogańskiej filozofii, która, jeśliby została przyjęta, zniszczyłaby społeczeństwo. Gdy książę Sesy poinformował nowego papieża, ze swą zwykłą zadziornością, że Filip II uznałby za śmiertelną obrazę, gdyby papież pozwolił aby książę Nevers przybył do Rzymu w interesach Henryka Nawarry, Klemens spokojnie go uciszył, mówiąc że pozwoli księciu Nevers aby przyjechał jako osoba indywidualna, nie jako ambasador, oraz wysłucha tego co ma do powiedzenia. Udzielił księciu Nevers pięciu audiencji. Jednakże nie chciał być narzędziem Henryka Nawarry, podobnie jak Filipa II, i przez jakiś czas odmawiał zatwierdzenia pojednania dokonanego przez biskupów francuskich.

Córka Filipa już utraciła koronę Francji. Choć bardzo niewielu katolików wierzyło w szczerość Henryka, podobnie jak papież Klemens, stało się jasne dla francuskich rojalistów na zgromadzeniu Stanów Generalnych, że wybór któregokolwiek z kandydatów Hiszpanii spowoduje iż wojny hugenockie będą się ciągnęły w nieskończoność. Z drugiej strony, Henryka wspierali kalwiniści i katoliccy politiques. Pochodził z królewskiego rodu i był Francuzem, zaś najważniejsza obiekcja ze strony Ligi Katolickiej dotyczyła jego protestantyzmu.

Ze swej strony Henryk widział że jeśli uzyska koronę jako protestant, będzie nadal miał przeciw sobie Ligę oraz wszystkie najszczersze umysły katolickie. Odważnie zdecydował zatem że zaryzykuje urażenie mniejszości protestanckiej. Nie jest pewne czy cyniczny komentarz „Paryż jest wart Mszy” oddaje mu sprawiedliwość. Istnieje inna wersja że bardzo wpłynęły na niego argumenty pewnych jezuitów. Wedle tej wersji Henryk, po wielu deliberacjach, zwołał grupę pastorów protestanckich i zapytał ich czy uważają że człowiek może zostać zbawiony w Kościele Rzymskokatolickim. Zgodzili się że może. „Dlaczego zatem” – zapytał Henryk – „porzuciliście go? Katolicy utrzymują że nie ma zbawienia w waszym kościele, lecz wy przyznajecie że możecie zostać zbawieni w ich. Mój zdrowy rozsądek skłania mnie do przyjęcia bezpieczniejszego wyjścia i wyboru religii, w której, wedle świadectwa całego świata, mogę sobie zapewnić szczęście wieczne.”

Filip posłał czterech ambasadorów aby prowadzili negocjacje ze Stanami. Mieli uczynić wszystko co w ich mocy aby infantka została wybrana królową. Jeśli okazałoby się to niemożliwe, mieli poprzeć wybór wicekróla Portugalii – kardynała Alberta bądź Ernesta – brata Rudolfa II. Jeśli i to by się nie udało, należało wesprzeć młodego księcia Gwizjusza a nawet kardynała Lotaryngii. Sukcesem byłby wybór katolika, a przede wszystkim wykluczenie wszystkich protestantów w owczej skórze, takich jak Henryk Nawarry. Hiszpańscy szlachcice przemawiali odważnie, lecz stracili grunt pod nogami, gdy politiques zorganizowali publiczne pokajanie się i pojednanie Henryka z Kościołem. Ceremonia ta została zaplanowana, ku wielkiemu oburzeniu Hiszpanów, na 25 lipca, dzień świętego Jakuba. Henryk, we wspaniałym białym odzieniu, udał się do kościoła St. Denis, zapukał w zamknięte drzwi i, wzywając miłosierdzia Bożego, przysiągł że uznaje wyłącznie jeden Kościół, święty, katolicki, apostolski i rzymski oraz pragnie w nim żyć i umrzeć oraz że będzie go ochraniał i bronił swą krwią i życiem, wyrzekając się wszelkich herezji i innych religii. Arcybiskup Brugii uwolnił go od ekskomuniki, pod warunkiem uzyskania zgody papieża, a Henryk udał się do Spowiedzi i wysłuchał Mszy. (…)

Papież uważał że, czyniąc Henryka królem, wybiera mniejsze zło. Czas pokazał że w argumentach Filipa II było sporo słuszności. Choć Henryk IV obiecał każdemu Francuzowi kurę do garnka i na pewien okres przywrócił pokój w kraju, w ostatecznym rozrachunku sprawił że Francja jęczała pod wysokimi podatkami jakie nałożył by zaspokajać swe kosztowne nałogi oraz wepchnął Europę w konflikt, który swe niszczące apogeum osiągnął podczas wojny trzydziestoletniej. Francja jako całość pozostała katolicka, podczas gdy protestantom zapewniono tolerancję. Jednak wszyscy doradcy Henryka —Sully, Du Plessis, Mornay, D’Aubigne— byli protestantami albo nie wyznawali żadnej religii, poza katolikiem Villeroi, jego sekretarzem stanu od spraw zagranicznych. Henryk nie zaprzestał zdobienia nowych budowli owym znakiem wolnomularzy, różokrzyżowców oraz gnostyków, który stanowił część jego spuścizny po Jeanne d’Albret. „Stał się katolikiem we Francji” – powiada Guizot – „nie przestając być podporą protestantów w Europie.” Nie jest jedynie kwestią przypadku że sprzymierzył się z Turkami przeciw Hiszpanii a w roku 1595 podjął negocjacje z utajonymi żydami z Hiszpanii.

Wraz z edyktem nantejskim po raz pierwszy w dziejach chrześcijańskiej Europy doszła do władzy grupa ludzi, zdolna do swobodnego wdrażania politycznych teorii l’Hôpitala i Les Politiques. Odwołując się do ludzkiego głodu wolności, ich doktryna zawierała w sobie paradoksalnie nasienie tyranii nowoczesnego państwa totalitarnego. Cabrera ze szczególną przenikliwością dojrzał powyższą okoliczność. Jak zauważył, politiques byli skłonni poświęcić Kościół dla kwestii politycznych, „zaś ta niegodziwość les politiques zrodziła się z ich własnego zapatrywania, które uznawało religię za akcydens Państwa, gdyż to drugie ją ustanowiło, oraz że Władca ma wierzyć jedynie w to co prowadzi do zachowania Państwa; co było widoczne w radzie jakiej udzielili Bearne’owi aby poprosił papieża o absolucję, gdyż jego wsparcie będzie cenne, ale gdyby jej odmówił, samo poproszenie o nią będzie warte tyle co jej uzyskanie, zaś we Francji istnieją biskupi, którzy mu jej udzielą (…) Wszystko to prowadziło ku rozdzieleniu z Kościołem Boga, którego gniew, jeśli się nie zmienią, rychło na nich spadnie.” (…)

Owa tolerancja zależała wyłącznie od przychylności Państwa, od którego nie było żadnego odwołania. Tendencja jest oczywista i w długiej perspektywie musiała stopniowo prowadzić od państwa katolickiego, w którym chrześcijaństwo było uważane za nałożony przez Boga obowiązek (choć w praktyce istniała tolerancja wobec żydów i innych, pod warunkiem że nie ingerowali oni w wiarę i praktykę chrześcijan), do nowoczesnego państwa totalitarnego, które, po doprowadzeniu do logicznej konkluzji, musiało okazać się antykatolickie oraz antychrześcijańskie. Zasada tolerancji, w takiej formie jak przywoływali ją wrogowie Kościoła katolickiego, uwalniała w tej samej przestrzeni dwie siły nie do pogodzenia, z których jedna musiała zwyciężyć. „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie.” Apel o tolerancję idei antykatolickich osłabił Kościół. Ponieważ Kościół stanowił jedyną możliwą instancję odwoławczą od tyranii Państwa, rezultatem było rozpasanie tego ostatniego i skupienie w rękach polityków całej władzy, co do której istniała w średniowieczu delikatna równowaga oparta na podziale między obie instytucje. Państwo (jeśli nie stałoby się katolickie) było skazane na wykorzystanie tej przewagi i w efekcie końcowym – uczynienie się absolutnym, odpychając drabinę tolerancji, dzięki której wzniosło swą głowę ponad Kościół. Tak to wyglądało przynajmniej w zachodniej Europie. W Niemczech, jak zauważył Bernhardi, totalitarny pogląd Treitschkego był następstwem Lutra. Z fermentu szesnastego stulecia, wprawionego w ruch przez ducha sprzeczności, który powtarzał na przestrzeni stuleci kpiny oraz szyderstwa faryzeuszy i saduceuszy, wyszedł, w dwóch pozornie rozbieżnych kierunkach, prowadzących, zależnie od okoliczności, do komunizmu bądź do faszyzmu, jeden impuls wiodący ku jakiemuś ostatecznemu absolutyzmowi państwowemu, który będzie stanowił w każdym aspekcie antytezę chrześcijaństwa. (…)”

[1] refować – zmniejszać powierzchnię żagli np. przy silnym wietrze

fragment książki T. Walsha: Phillip II, tłum. własne

O tzw. nocy świętego Bartłomieja – uzupełnienie

„(…) Coligny razem z Kondeuszem uknuli na jesieni roku 1567 nowy spisek aby pojmać Karola IX i jego matkę. Faktycznie, zarówno papież Pius w Rzymie, jak i Alba w Niderlandach byli przekonani, na podstawie informacji jakie otrzymali, że przywódcy hugenoccy zamierzali ich zabić i wysłali ostrzeżenia w tej kwestii. Coligny napisał do zborów kalwińskich, wzywając je do chwycenia za broń przeciw swemu królowi. Wraz z przyjaciółmi zebrał znaczną siłę z nadzieją pochwycenia Karola, gdy ten wyjechał na łowy w dzień świętego Michała. Jednak, dzięki przestrogom papieża i Alby, Katarzyna Medycejska wezwała 6 tysięcy Szwajcarów aby odstraszyli jazdę Kondeusza oraz Colignyego i król przedostał się bezpiecznie. Hugenoci zajęli Saint Denis, święte miejsce pochówku królów Francji i zamierzali je splądrować. Sytuacja rodziny królewskiej i Kościoła stała się krytyczna, gdy legat papieski ocalił ich, przekazując 200 tysięcy skudów, składając w imieniu papieża obietnicę przesyłania kolejnych 25 tysięcy co miesiąc. Alba posłał przez granicę 1500 jazdy. Francuscy katolicy, z pomocą hiszpańskich tercios, odnieśli w krwawej nocnej bitwie pod Saint Denis wspaniałe zwycięstwo. Waleczny, stary konstabl Montmorency, ongiś wróg Filipa II spod Saint-Quentin zginął, walcząc ramię w ramię z żołnierzami Alby. Brutalna wojna domowa rozgorzała na nowo w całej Francji.

Katarzyna Medycejska z pomocą piechoty, którą Alba wysłał teraz aby wesprzeć jazdę, mogła raz na zawsze rozbić przeciwnika. Jednak potwornie przerażona, pozostająca nadal pod urokiem politycznego katolika l’Hopitala, robiła dokładnie to czego oczekiwał Coligny. Po pierwsze, powiadomiła papieża, że zawrze z buntownikami pokój, jeśli nie prześle jej kolejnych 200 tysięcy skudów. „Święty papież, który oddał by samą swą pobożną krew w obronie Kościoła, dostarczył je.” Jak tylko królowa matka otrzymała pieniądze, zawarła 30-dniowy rozejm, podczas którego l’Hopital spotkał się z Kondeuszem i ustalili warunki korzystnego dla pokonanych hugenotów pokoju.

Na podstawie owej niesławnej umowy Karol IX miał zapłacić niemieckim protestantom, którzy najechali jego kraj aby walczyć po stronie jego wrogów, zaś wydatek ten pokrył z pieniędzy podarowanych mu przez papieża! Cabrera z pewnością nie przesadza, gdy zauważa że św. Pius został „poważnie urażony”, stając się ofiarą takiej medycejskiej nieuczciwości ze strony Katarzyny i jej syna. Pomimo to, wspaniałomyślnie udzielił dalszej pomocy, z wielkim poświęceniem, gdy hugenoci znów chwycili za broń. To ponad kluczami tarczy herbowej tego bohaterskiego papieża, lśniącej na papieskim sztandarze na polu Montcontour, pewni hugenoccy żołnierze widzieli, na tle błękitnego nieba, uzbrojonych jeźdźców z wyciągniętymi krwawymi mieczami, tuż przedtem, zanim nie zostali rozbici i rozproszeni przez katolicką armię. (…)

Katarzyna i Karol poprzez haniebny pokój w Longjumeau (23 marca 1568), pozwolili sobie podstępem wydrzeć całą przewagę wspaniałych zwycięstw wygranych przez francuskich katolików. Coligny i Kondeusz nie czynili tajemnicy z tego, że ów niezasłużony triumf pozwoli im skoncentrować całość sił przeciw Hiszpanii w Niderlandach i w ciągu kilku miesięcy podpisali z Wilhelmem Orańskim tajemny układ zaczepno-obronny. (…)

Papież obawiał się że hugenoci podejmą najazd na Włochy. Całą wiosnę w Rzymie spodziewano się że niemiecka jazda protestancka, opłacona niedawno przez Katarzynę Medycejską z pieniędzy papieża, przekroczy Alpy, przynosząc nowe zniszczenia. (…) Najgorsze jednak były wieści o tym co francuscy kalwiniści robili na Wschodzie. Nie tylko Wilhelm Orański wzywał swego przyjaciela, żydowskiego bankiera aby wypuścił psy wojny przeciw Hiszpanii, ale również oficjalny ambasador Francji w Konstantynopolu, który był hugenotem, omawiał z Pialim Paszą sojusz wszystkich sił protestanckich z Turkami w celu podboju Italii oraz upokorzenia Hiszpanii i innych katolickich państw, obiecując że po zniszczeniu świata chrześcijańskiego „zjednoczą się i będą jednej wiary z Turkami.”(…)

Katarzyna wprawdzie nie chciała by hugenoci rządzili, lecz niemal tak samo obawiała się Gwizjuszy. Pius V zauważył pewnego dnia, że owa rodzina była bardzo oddana religii, lecz czasem myślał że w jej pobożności było tyleż samo interesowności co świętej żarliwości oraz że pożądliwa ambicja kardynała Lotaryngii, jak powiedział, była prawdziwym powodem nieufności do niego Katarzyny. Pragnąc przyjaźni Filipa II (albowiem w jej braku mogła się znaleźć na łasce Coligny’ego), chciała również uniknąć sytuacji, w której Filip lub Gwizjusze mogli narzucać jej swoją wolę. Było dla niej charakterystyczne że, tuż po poddaniu się Colignyego i Kondeusza na wiosnę 1568 roku, planowała zabójstwo ich obojga. Na szczęście ośmieliła się przedstawić tę sprawę papieżowi Piusowi, który od razu potępił ten pomysł, mówiąc że nie może go poprzeć ani doradzać, ani nawet w swoim sumieniu nie jest w stanie sobie wyobrazić takiej rzeczy. Tak donosił ambasador Filipa, dodając że papież z pewnością ma rację, albowiem czyn taki spowodowałby wielką szkodę dla sprawy chrześcijańskiej. (…)

Mniej więcej w tym samym czasie admirał Coligny postanowił wysłać swego brata, ekskomunikowanego kardynała, w specjalną misję do Cecila. Odet de Chatillon poślubił obecnie swą byłą kochankę. Okazał się do niej bardziej przywiązany niż inni przywódcy Reformacji do swoich wybranek. Wilhelm Orański pozostawał w separacji ze swą żoną – Anną saską, która stała się kochanką człowieka znanego w korespondencji rodu z Nassau jako R–. Żona R., aby domknąć ów krąg cudzołóstwa, była kochanką hrabiego Jana de Nassau, młodszego brata Wilhelma. Sam książę Orański miał poślubić zakonnicę apostatkę, a następnie stać się zięciem Colignyego. Jednakże kardynał Chatillon wraz z żoną, jak nazywano ich w Anglii, wydawali się wzorem partnerskiego szczęścia w swoich spotkaniach i rozrywkach z udziałem osób z nowej szlachty protestanckiej, której nazwiska widnieją w kronikach masonerii. Na przykład sir Tomasz Gresham, został wysłany przez Cecila aby spotkać się z „Kardynałem” i jego żoną przy Tower Wharf, oraz zabrać ich na noc do swego domu na ulicy Lombardzkiej. „Udawszy się do Londynu” – powiada Strype – „Kardynał nie tracił czasu i bezpośrednio skontaktował się z Cecilem (…) o którego cnotach tak często słyszał od swego brata admirała Coligny’ego.”

Zabawianie owego dystyngowanego apostaty przeszło następnie w ręce innego rzekomego wielkiego mistrza masonerii – sir Tomasza Sackville (obecnie lorda Buckhurst), i miało miejsce w królewskim pałacu w Skeen, którego część on i jego matka wynajęli od królowej Elżbiety. Obowiązki gospodarza, jak się wydaje, okazały się ciężkie dla autora Gorbuduca. Uznał za konieczne napisać 30 września obszerny list do lordów z Tajnej Rady, broniąc się przed zarzutami królowej, która była niezadowolona że nie zabawia należycie kardynała. Jechał całą noc aby stawić się rankiem do dyspozycji i omówić z urzędnikami Jej Wysokości w jaki sposób lepiej podjąć Chatillonów. Miał tylko „jeden baldachim i łoże”, które nie były zajęte, lecz oddał je kardynałowi, podobnie jak kolejne łoże, na którym spały służące jego żony i „położył je na ziemi”. Co gorsza „swój własny nocnik i dzban użyczyłem kardynałowi i potrzebowałem go sam.” Udał się do miasta aby zdobyć długie stoły, naczynia kuchenne oraz kotary i łóżka. Ponieważ nie było „nakryć stołowych i pościeli”, musiał posłać służbę aby jakieś znaleźli i „mospan z Leceter przesłał dwie pary prześcieradeł dla Kardynała, zaś od mospana szambelana uzyskali jedną doskonałą parę dla biskupa z dwoma innymi zwyczajnymi oraz zamówiłem do tego dziesięć kolejnych par z Londynu.” Takie to trudności przechodził gospodarz hugenockiego kardynała. W kwestii religijnej jego misja okazała się świetnym sukcesem. (…)

Czasy były krytyczne. W Anglii sztandar Pięciu Ran runął, zaś kraj został ponownie skąpany w katolickiej krwi. Na drugim krańcu Europy „ludzie są bezlitośnie i okrutnie zabijani tysiącami we wszystkich miastach i wielu wsiach, zamarzają na śmierć lub giną od przemocy. Zboże, bydło i wszystkie inne rzeczy potrzebne do utrzymania człowieka są palone. Rosja, oderwana przez schizmę od Wikariusza Chrystusa nie jest w stanie odegrać żadnej roli w ocaleniu świata chrześcijańskiego, pod rządami Iwana Groźnego. Litwa i Polska pod wpływami z Niemiec wydawały się stać na krawędzi przejścia ze strony katolickiej na antychrześcijańską. Zygmunt II August- władca obu państw był rozrzutnikiem i libertynem, otoczonym przez żydów i protestantów. Rabin Mendel Frank z Brześcia był tak wpływowy, że nazywano go urzędnikiem królewskim. Nawet chłopi jęczeli pod wyzyskiem żydów, którym zadłużony król przekazał przywilej pobierania podatków. Sytuacja ta stanowiła po części skutek religijnego pokoju w Niemczech. Cesarstwo, ciesząc się iluzorycznym pokojem wewnętrznym, którego pozorność nie została ujawniona aż do wojny trzydziestoletniej, znajdowało się w najpoważniejszym niebezpieczeństwie ze strony tureckich podbojów na Wschodzie.

We Francji zwycięskie boje katolików wydawały się zmarnowane. Coligny, uzyskując władzę nad godnym pogardy umysłem Karola IX, skłonił go do wydania siostry – Małgorzaty za Henryka Nawarry, szukania bliższego sojuszu z Anglią oraz posłania Genlisa na czele 5000 hugenotów przeciwko Hiszpanom w Niderlandach, na początku roku 1572. Pozycja Alby z nieopłaconymi buntującymi się żołnierzami oraz niewielkim dochodem ze znienawidzonego podatku nie była dogodna. Coligny był tak pewny siebie, że nalegał na otwarte wypowiedzenie wojny Hiszpanii. W końcu sprawił że młody król Karol przestał ufać swej matce. Czas Katarzyny Medycejskiej wydawał się policzony. (…)

Śmierć papieża Piusa V w roku 1572 była feralnym zdarzeniem dla Ligi, której był samym sercem. Zaiste, wydawał się mężem wysłanym przez Opatrzność aby stawić czoło wielu potrzebom swoich czasów. Wykonał niemal niemożliwe zadanie wprowadzenia reform Soboru Trydenckiego. Zadał Turkom najsilniejszy od dziesięcioleci cios. Podniósł na duchu i umocnił katolików wobec zagrożenia ze strony protestantów i innych wrogów we wszystkich częściach świata. Usunąć z Rzymu nierządnice. Przegnał żydów, nie z powodu swego okrucieństwa, lecz dlatego, iż stanął przed wyborem owego surowego rozwiązania bądź pozwolenia aby jego lud był wyzyskiwany i niszczony. Jego rządy były jak silne lekarstwo przywracające zdrowie światu chrześcijańskiemu. Jego działanie wobec chorej tkanki było często niemiłe, lecz osiągało swój cel. (…) Jego następca Grzegorz XIII (…) kontynuował dzieło Piusa V w kwestii Soboru Trydenckiego, na wysokie stanowiska mianował jedynie najgodniejszych oraz wlał nowe życie w cały Kościół, tworząc kolegia i seminaria kształcące księży, przeważnie pod kierownictwem jezuitów, którzy pod rządami św. Franciszka Borgiasza byli teraz w pełni gotowi do swego wielkiego zadania unowocześnienia katolickiego szkolnictwa oraz odnowy poprzez wzrost indywidualnego życia chrześcijańskiego. Grzegorz nie był pacyfistą. Zdawał sobie sprawę że siła stanowiła narzędzie, którego należy używać wyłącznie do obrony Kościoła przed zniszczeniem, a nie do głoszenia jego nauk w znaczeniu pozytywnym. Siła prowadziła do negatywnych skutków. Istnienie Kościoła pochodziło ze słowa Bożego oraz życia na podobieństwo Chrystusa. Podczas gdy ludzie pokroju Alby ufali mieczowi, Grzegorz usilnie przygotowywał nowych kapłanów, którzy mieli zająć miejsce męczenników z Anglii, Francji i Rosji.

Jezuici, dobrze wykształceni i nieulękli, byli gotowi do pracy. Jeden z nich przekonał protestanckiego króla Jana III ze Szwecji, że Kościół katolicki był jedynym prawdziwym Kościołem Chrystusowym. Inni głosili Ewangelię nad Gangesem, w Singapurze, Pekinie i Japonii. Nawrócili trzech japońskich władców Bungo, Arimy i Omury, którzy wysłali do Rzymu ambasadorów z podziękowaniami dla Grzegorza, że zaniósł im dobrą nowinę Chrystusową. Szkoły jezuickie w Niderlandach odzyskiwały ludzi dla Kościoła równie szybko jak kalwiniści prowadzili ich na manowce. W Niemczech, Polsce i Anglii inni jezuici, gotowi na przelanie własnej, a nie cudzej krwi, zaangażowali się w tytaniczne starcie o dusze całych narodów. Powyższe stanowiło przypuszczalnie największe osiągnięcie Grzegorza XIII. Nie był on jednakże ślepy na potrzebę kontynuowania walki jaką prowadził Pius V przeciw islamowi. Posłał legatów na całą Europę, pragnąc zjednoczyć władców chrześcijańskich.

W rzeczywistości wszystkie te sprawy (…) stanowiły etapy jednego międzynarodowego konfliktu. Na przykład, kiedy Zygmunt August zmarł bezpotomnie w roku 1572 wielu pobożnych katolików w Europie miało nadzieję że polska szlachta wybierze na jego następcę lepszego katolika. W praktyce wydał on swój kraj w ręce bogatych żydowskich poborców podatkowych i lichwiarzy, jak również arian, socynian i innych antytrynitarnych protestantów, nazywanych przez ludzi pół-żydami. Los kraju zależał od magnaterii, która dominowała w parlamencie, więc trwał pojedynek na śmierć i życie między żydami a jezuitami o dusze tychże ludzi. Jak zauważa żydowski historyk Dubnow: „choć coraz bardziej przesiąkająca klerykalnymi tendencjami, co stanowiło owoc edukacji jezuickiej, magnateria w większości przypadków rozciągała swą opiekę nad żydami, z którymi była związana wspólnotą interesów gospodarczych.” Innymi słowami, była albo zadłużona u żydów albo zatrudniała ich do pobierania ciężarów na ich rzecz od chłopów, oczywiście ze znacznym zyskiem dla poborców, którzy pobierali swe należności z mleczarni, młynów, gorzelni i gospodarstw. Żydzi „byli niezastąpieni dla wygodnego magnata, który chciał aby jego posiadłości były samowystarczalne, podczas gdy on przebywał w stolicy, na dworze, na wesołych zabawach lub burzliwych sesjach sejmów i sejmików, gdzie polityka była traktowana raczej jako rodzaj rozrywki niż poważna sprawa. Owa polska arystokracja ograniczała antysemickie zapędy kleru.” Wśród tejże arystokracji szerzył się kalwinizm. „Dlatego też” – jak wskazuje Graetz – Polska stała się „dla żydów drugim Babilonem.”

Do głównych propagatorów nowej „Reformy” należeli Socyn, Blandreta oraz Paruta, „włoscy” uczniowie Michała Serwetusa, hiszpańskiej ofiary Kalwina. Ci, jak radośnie dodaje Graetz, „podkopywali fundamenty chrześcijaństwa”, w części przyjmując judaizm w takim stopniu iż „odrzucali cześć dla Jezusa jako osoby boskiej. Różni ich przeciwnicy szydzili z nich jako ‚pół-żydów.'” Taki był charakter polskiego protestantyzmu, podobny do XVI-wiecznego protestantyzmu w innych krajach.

Filip II oraz papież Grzegorz byli w pełni świadomi zagrożenia związanego z tą północną linią frontu. Z powodu braku lepszego kandydata, obaj poparli kandydaturę cesarza Maksymiliana II do korony polskiej. Mieli nadzieję że syn Maksymiliana Rudolf będzie bardziej katolicki niż jego ojciec. Zgłoszono szereg innych kandydatur, w tym rosyjskiego Iwana Groźnego. Katarzyna Medycejska wystawiła swego drugiego z żyjących synów – Henryka, księcia d’Anjou. Jej żydowski astrolog Nostradamus obiecał że każdy z jej synów będzie nosił koronę. Obawiając się iż Henryk uzyska swoją dzięki śmierci brata – Karola IX, powzięła, jak się wydaje, wynikający z zabobonu pomysł, że może tego uniknąć poprzez umieszczenie go na tronie Polski. Co do reszty – kardynał Chatillon negocjował w Anglii małżeństwo jej pozostałego syna – Herkulesa, księcia d’Alencon, z królową Elżbietą. Filip wyrażał niezadowolenie z obu tych ambicje swojej teściowej z dwóch powodów. Nie był pewny czy którykolwiek z tych zepsutych książąt Walezjuszy pozostanie katolikiem. Ponadto, obawiał się wzrostu pozycji Francji, zwłaszcza w czasie, gdy mogła ona przejść w ręce protestanckie. Mimo to, pomimo starań Filipa, papieża, jezuitów i przedstawicieli Cesarstwa, Henryk Walezy został wybrany na króla Polski.

Los Polski został przesądzony nie w Paryżu, Rzymie, Madrycie czy nawet Warszawie, lecz w Konstantynopolu. Tam wraz z zanikiem pomyślnej gwiazdy Józefa Nasi, w łaskach znalazł się ponownie wielki wezyr Mehmed Sokolli. Jego zaufanym doradcą był Solomon ben Natan Aszkenazi, niemiecki żyd urodzony w Udine, który w dzieciństwie wyjechał do Polski i został głównym medykiem króla Zygmunta II. Następnie udał się do Wenecji, potem do Turcji, gdzie jako wenecki poddany, znalazł się pod opieką dyplomatów Republiki. Ci uznali go za użytecznego. Był osobą o ujmującej powierzchowności, rabinem i lekarzem oraz glosatorem Talmudu. Jak się wydaje rywalizował z Józefem Nasim o nieoficjalne przywództwo światowego żydostwa i został jego następcą w tej roli. Czy możemy wierzyć wszystkiemu co o jego wpływach mówią wiodących żydowscy historycy? Jak wskazuje Graetz: „podczas gdy Turcy walczyli przeciw Wenecjanom, Salomon Aszkenazi zaczął tkać osnowę przyszłego traktatu pokojowego. Rządy chrześcijańskie nie podejrzewały, że przebieg wydarzeń, który zmusił ich do przystąpienia do jednego stronnictwa albo drugiego, został napędzony żydowską ręką. W szczególności miało to miejsce w sprawie wyboru króla polskiego.” Senat wenecki sprzeciwiał się negocjacjom z Aszkenazim, lecz Sokolli nalegał, podczas gdy konsul Republiki, Barbaro, zapewniał Signorię, że Aszkenazi darzył Wenecję gorącą przyjaźnią. W końcu Aszkenazi przybył do Wenecji, został tam przyjęty i uzgodnił traktat pokojowy, który zadał ostateczny cios Lidze spod Lepanto oraz, przypuszczalnie w ramach części ceny za pośrednictwo, zapobiegł wypędzeniu żydów z Wenecji, gdzie opinia publiczna, z różnych powodów, powstała przeciw nim.

Aszkenazi pozostawał w kontaktach z Colignym za pośrednictwem francuskiego ambasadora Monluka (hugenota). Nastąpiła znacząca seria negocjacji, spisków i intryg. Należało bez wątpienia zabezpieczyć się jaki kurs Henryk Walezy przybierze wobec żydów i protestantów, gdyby tureccy żydzi, cichcem wspierani przez żydów, którzy trzymali w swych rękach tak wielu polskich magnatów, umieściliby go na tronie. Tymczasem Coligny planował potworne uderzenie na Hiszpanie jednocześnie z trzech różnych kierunków. Podczas gdy Genlis i jego hugenoci najechali na Niderlandy, atakując nieopłaconych żołnierzy Alby, Wilhelm Orański miał poprowadzić nowe powstanie protestanckie w tym kraju, zaś Ludwik z Nassau przeprowadzić jego inwazję od wschodu z niemiecką armią protestancką. Elżbieta angielska miała wystąpić otwarcie na rzecz heretyków z Flandrii. Karol IX miał zawrzeć definitywne przymierze przeciw Hiszpanii.

Przygotowując się do tego ciosu, który miał nastąpić zgodnie w ustalonym momencie, Coligny nalegał na przyspieszenie realizacji planów małżeństwa Małgorzaty Walezjuszki, wbrew jej woli i bez dyspensy papieskiej (której odmówili Pius V i Grzegorz XIII), z Henrykiem Nawarry. Cabrera dodaje, że Selim II odegrał pewną rolę w przygotowaniach do owego mariażu, bez wątpienia za pośrednictwem Aszkenaziego i jego agentów. Podczas gdy arystokratyczni przywódcy hugenoccy zebrali się w Paryżu na ów ślub, który, jak żywiono nadzieję, miał zapewnić ich liczącemu 3-4 % ludności stronnictwu całkowitą kontrolę nad biegiem spraw i rozpocząć ostateczne zniszczenie Wiary Katolickiej we Francji, atmosfera gęstniała. Pewnego rodzaju wybuch wydawał się nieunikniony.

Nastąpił on w sposób najbardziej nieoczekiwany i z najmniej oczekiwanej strony. Katarzyna Medycejska, widząc że resztki jej wpływu na Karola IX wymykają się z jej rąk na rzecz Coligny’ego i nie chcąc się pogodzić z pozbawieniem władzy na starość (bo to właśnie a nie obawa o sprawę katolicką nią powodowało – nigdy nie wahała się poświęcić Kościoła), podjęła rozpaczliwe postanowienie. Porozumiała się z Henrykiem Gwizjuszem w sprawie zabicia Colignyego. W opinii młodego księcia trafniejszym określeniem było „wykonanie egzekucji”, albowiem zawsze uważał admirała za mordercę swego ojca.

Coligny został postrzelony z okna przez pana de Montruel. Ponieważ odniósł zaledwie ranę dłoni i ramienia, zabrano go do jego kwatery. Gdyby z arkebuza wymierzono tak celnie, jak wówczas gdy Pultrot wypalił do księcia Franciszka w roku 1562, godne potępienia wydarzenia następnej nocy (Nocy Św. Bartłomieja) przypuszczalnie nie miałyby miejsca. Jednak admirał nie został nawet poważnie ranny.

Zebrani w Paryżu hugenoci głośno grozili pomstą na stronnictwu Gwizjusza i kolejną wojną. Zarówno Karol IX, jak i jego matka, obawiali się jeśli Coligny przeżyje, będzie to stanowiło sygnał do kolejnego okresu rozlewu krwi. Na taką przerażającą perspektywę, znękany i udręczony umysł starzejącej się królowej matki odpowiedział terrorem. W pałacu miały miejsce pospieszne konsultacje, histeryczne przemowy, apele, groźby i płacze. Skamlący Karol udzielił swej zgody. Gdy zapadła noc, grupy zbrojnych spadły na śpiących hugenotów i wybiły tak wielu, jak to było możliwe. Liczba ofiar jest przedmiotem dyskusji. Szacuje się ją na od kilkuset do kilku tysięcy. Rosła wraz z czasem. Coligny został dźgnięty w swej kwaterze i wyrzucony z okna. Jego ciało zawleczono do stajni, gdzie powieszono je za jedną nogę na szubienicy. Mówiono że książę Henryk Gwizjusz podszedł i kopnął w twarz mordercę swego ojca, jak to wcześniej obiecał, nie znając śmierci, którą miał sam ponieść.

W następnych dniach hugenotów zabijano w innych miastach. W licznych miejscowościach katolicy odmówili wykonania królewskich rozkazów i chronili hugenotów. Miało to miejsce w Dijonie, Macon, Rouen oraz arcykatolickim Nantes. Kalwiniści tysiącami uciekali do Anglii, Genewy czy Flandrii. Ich potęga została złamana. Karol uniknął dominacji Colignyego oraz (jeśli możemy wierzyć jego danemu później królewskiemu słowu) spisku na jego życie, zmierzającego do posadzenia na tronie Kondeusza. Katarzyna mogła teraz podjąć na nowo sprawowanie swej zranionej miłości macierzyńskiej. Nawet Motley przyznaje, że powyższe okrucieństwo miało charakter czysto polityczny, a nie religijny, ocenę tę potwierdza późniejszy los Gwizjuszy. Jasno wynika z obszernego współczesnego materiału dowodowego, że Katarzyna i Karol nie mieli zamiaru zabijać hugenotów, gdy, kilka tygodni wcześniej, zapraszali ich na wesele dwóch religii. Ponieważ instrukcje dotyczące przeprowadzenia rzezi docierały do prowincji w różnym momencie, między 24 sierpnia a 5 października, należy rozumieć że żadne uzgodnione działanie nie mogło zostać zaplanowane przed 24 sierpnia. (…)

Z drugiej strony, być może profesor Merriman jest zbyt szlachetny, gdy twierdzi że „dzisiejsza nauka całkowicie wykazała bezpodstawność dawnej koncepcji że zostało to zaplanowane na długo przedtem.” (…) Karol IX omawiał zabójstwo Colignyego z księciem Gwizjuszem „wielce katolickim i lojalnym mężem, pragnącym pomścić śmierć swego ojca pod Orleanem wskutek spisku i na rozkaz Admirała, jak to zaplanowano i uzgodniono podczas wizyt w Bayonne.” Jak ciągnie dalej, król „uzgodnił z księciem Gwizjuszem wykonanie tego, co zostało omówione z Księciem Alby w Bayonne, w roku 1565, wykończenia przywódców hugenockich, a zwłaszcza Admirała, który był nie do zniesienia, by w ten sposób pomścić mord na ojcu [Gwizjusza].” Belloc próbuje wyjaśnić rzeź jako retorsję za dokonaną z zimną krwią masakrę szlachty katolickiej przez hugenotów w Pau trzy lata wcześniej, po tym jak poddali się Henrykowi Nawarry i jego matce w zamian za obietnicę że ich życie zostanie oszczędzone. Zostali zaproszeni na ucztę do pałacu królewskiego i tam wyrżnięty. Jednak, jak przyznaje Belloc, dokładna data owej „pierwszej rzezi Nocy św. Bartłomieja” jest przedmiotem dyskusji.

Nie można jednakże zaprzeczać, że przez szereg przeszłych lat katolicy doświadczyli w obfitości bezlitosnego okrucieństwa swych wrogów oraz obłudy ich twierdzeń, iż walczą jedynie o wolność kultu. To kalwiniści, nie katolicy, wprowadzili do wojny domowej krwawą praktykę nie okazywania litości i nie brania jeńców. Istniała olbrzymia różnica między sądowym skazaniem heretyka przez Inkwizycję oraz dokonywaną z zimną krwią rzezią księży i zakonnic. Można założyć że Gwizjusze i inne opisywane postaci z XVI wieku uśmiechnęliby się na widok pewnych, podejmowanych z dobrymi intencjami praktyk naszych bardziej pokojowych czasów, by przepraszać za czyny, które wydawały się im normalnymi środkami obrony, do których wolny człowiek mógł zostać przywiedziony przez wrogów porządku społecznego. (…)

Filip nad wyraz się ucieszył, gdyż rzeź przywódców hugenockich przyniosła więcej niż zamierzali jej niegodziwi sprawcy. Zmieniła, niemal w ciągu jednej nocy, cały militarny i polityczny układ sił w Europie. Zapobiegła zwycięstwu frakcji kalwińskiej we Francji. Ocaliła w krytycznym momencie interesy hiszpańskie w Niderlandach. Coligny wskazał Wilhelmowi Orańskiemu i jego bratu że główną słabość Hiszpanów w Niderlandach stanowi brak floty. W rezultacie Wilhelm zorganizował flotę kalwińskich piratów, nazwaną Wodnymi Żebrakami, która czyhała na hiszpańskie transporty. Miał czelność wysyłać listy i powołania admiralskie pod szyldem i imieniem króla Filipa II oraz oddał całą tę flotę pod komendę strasznego Wilhelma de la Marcka, jednego z najokrutniejszych łajdaków, którzy plądrowali kościoły i zarzynali kapłanów. Owi żebracy czy też Gueux, zajęli w owym roku Brill, tworząc podwaliny pod to co stało się później Republiką Holandii. Zdobyli Flushing, Walcheren i północną Holandię, zagarniając Leyden i inne miasta katolickie. Alba oblegał Mons. Jeden z jego synów zapobiegł odsieczy Genlisa wraz z 5 tysiącami francuskich hugenotów, rozbijając ich. Jednak Wilhelm Orański pod koniec lipca splądrował miasta na równinie Gueldrii, podczas gdy jego Walonowie pustoszyli domostwa w Ruremonde i wyrżnęli wszystkich zakonników klasztoru kartuzów. Alba zepchnął go do Weert i kontynuował ostrzał Mons, lecz kończyły mu się zapasy.

Ocaliła go rzeź w Paryżu i kazał swojej artylerii oddać salwy na wiwat. W owym roku francuscy kalwiniści nie przyjdą już na pomoc jego wrogom by plądrować kościoły i zabijać żołnierzy. Radość zapanowała również w Rzymie, gdzie papież na wieść w formie raportu, że wykryto spisek czołowych hugenotów by zabić królewską rodzinę, udał się do bazyliki św. Piotra by przyłączyć do uroczystego Te Deum. Następnie kazał wybić medal upamiętniający to wydarzenie – ukazuje on anioła z krzyżem i wyciągniętym mieczem, zabijającego hugenotów. Kalwiniści okazali tak uporczywe okrucieństwo i obojętność na godność ludzką, że najlepsze umysły w Europie patrzyły na nich jak na banitów, którzy nie zasługiwali na nic lepszego niż doraźna sprawiedliwość wymierzana piratom. Aprobowano ich wybicie tak szczerza jak starożytni Żydzi popierali zabicie Holofernesa. Jednakże, Grzegorz zapłakał, gdy dowiedział się prawdy o rzezi w Paryżu.

Katarzyna Medycejska, widząc że wściekłość, którą rozpaliła wymyka się spod kontroli, spędziła kilka strasznych dni i nocy. Jednym, nie jedynym wcale, z jej zmartwień był negatywny wpływ masakry na kandydaturę jej syna Henryka do tronu polskiego. W całej Europie, aż po Bosfor, żyd żydowi przekazywał wieści, że książę d’Anjou był wtajemniczony w cały plan. Niektórzy twierdzili że był głównym podżegaczem, objawiając się teraz w pełni barw jako ten, który może stanąć po stronie katolików przeciw polskim żydom i „pół-żydom”, co było nie do przyjęcia. Nie zgłaszano żadnego sprzeciwu wobec niesłychanych wad tego lubieżnika, który romansował z herezją, lecz możliwość iż pozory jakie okazywał Chrystusowi mogą zmienić się w szczerą pobożność, była niepokojąca. Katarzyna musiała wysłać do Konstantynopola specjalnego ambasadora aby wyjaśnił Salomonowi Aszkenazemu jak sprawy stoją. Zapewnienia okazały się bez wątpienia satysfakcjonujące. Po kilku kolejnych miesiącach pociągania za sznurki Henryk został wybrany królem Polski, na przekór kandydatom popieranym przez Filipa II i papieża Grzegorza. Aszkenazy mógł napisać nowemu władcy Polski „wyświadczyłem Waszej Królewskiej Mości najważniejszą przysługę, zapewniając twój wybór. Sprawiłem wszystko to co się tu wydarzyło.”

Henryk wyjechał do Polski. Angielski ambasador w Paryżu pokazał wysłannikowi Wenecji – Cavalliemu, kopię traktatu podpisanego z Polakami. W jednym z jego artykułów Henryk obiecał spłacić wszystkie długi koronne, w kolejnym zapewnić 400 florenów rocznie na własne wydatki. Jednakże nie chciał zaprzysiąc tych artykułów, albowiem nie zamierzał dotrzymać słowa. Przesyłając te wieści do Wenecji, Cavalli dodał ważne zdanie. Jak przekazał, ambasador angielski „uzyskał tę informację i te instrukcje od heretyckich ambasadorów z Polski, z którymi ma dobre stosunki, co jest typowe dla wszystkich tych heretyków, bez względu na to jak bardzo różnią się w opiniach.”

W tym samym czasie Selim Opój pisał do brata Henryka, iż ma nadzieję że Francja nie przystąpi do Ligi przeciw niemu, lecz wspomni na braterstwo jakie z Portą łączyło jego ojca i dziada. Karol odpowiedział że braterstwa nie zawiedzie. Jak dodaje Cabrera, jak gdyby wyprzedzając relację Graetza: „Selim użył skutecznych środków aby zapewnić ten pokój z Francją”. Tymczasem Solomon Aszkenazy przygotowywał się do swej dyplomatycznej podróży do Wenecji. Kiedy wreszcie wyruszył w maju 1574 roku, prace przygotowawcze zostały tak starannie wykonane, że nie miał większych trudności z przekonaniem tamtejszych kupieckich umysłów do podpisania traktatu z wrogami świata chrześcijańskiego i pozostawienia papieża Grzegorza oraz Filipa II bez pomocy w dalszym prowadzeniu zmagań.

Aby dopełnić ich izolacji kardynał Chatillon, przed swą nagłą śmiercią, rozpoczął w Londynie negocjacje w sprawie małżeństwa między królową Elżbietą a młodym księciem d’Alencon. Książę był znacznie od niej młodszy, niewielki, brązowowłosy niedołęga o głowie zbyt dużej w stosunku do skurczonego ciała i ochrypłym, skrzeczącym głosie. W środku jego dość dziobatej twarzy wyróżniał się groteskowo garbaty i kartoflany nos z pokaźnym wgłębieniem pośrodku, z powodu którego nazywano go Człowiekiem o Dwóch Nosach. Na dworze francuskim nie żywiono wielkiej nadziei że ów elegant będzie odpowiadał wybrednemu gustowi królowej, roznamiętnionej przystojnym Leicesterem. Cavalii napisał do Wenecji że William Cecil, „osobistość o wielkim wpływie na Królową” powiedział w bardzo przychylnych słowach, iż ślub się odbędzie, jednak francuskie Ich Królewskie Mości „powątpiewają czy po tym jak Królowa zobaczy Księcia, nie zechce go odesłać z powrotem…”

Bez względu na motywy – chęć wywołania zazdrości w Hiszpanii, jak opowiadali niektórzy czy odtrącenia księcia, czy też, co bardziej prawdopodobne, utrzymania przychylności Francuzów dopóki Cecil nie zawrze z nimi korzystnego porozumienia, Elżbieta udała się co Cieśniny Kaletańskiej aby spotkać młodzieńca i czekała aż wydobrzeje z jednej ze swych częstych gorączek. Potem, ku ogólnemu zdumieniu, poczuła do niego silne uczucie, nazwała go swą grenouille[1], głaskała publicznie, słuchała jego pochlebczych mów i wydawało się, nawet w oczach dyplomatycznych obserwatorów, że uznaje go za atrakcyjnego. Elżbieta liczyła obecnie lat czterdzieści, wiele chorowała, miała bolesne wrzody na nogach, była kompletnie łysa pod swą okazałą peruką i traciła swe bezbarwne zęby z powodu zapalenia dziąseł. Ze wszystkich jej powabów pozostały jedynie piękne ręce, które ongiś pokazywała Filipowi II. (…)

Tuż przed Nocą św. Bartłomieja, Cecil omawiał z Francuzami przymierze zaczepno-obronne, skierowane głównie przeciw Filipowi II, przedstawiając im atrakcyjną przynętę: jeśli oba państwa podbiłyby razem Niderlandy, większą ich część przekazano by Francji. Projekt ten został powstrzymany przez masakrę. Niedługo potem zręczni intryganci naprawili szkody i wraz z perspektywą małżeństwa Alencona z Elżbietą, Francja i Anglia znalazły się ponownie w stosunkach zbyt przyjaznych jak dla Filipa II. Alba radził swemu panu poróżnienie ich poprzez zawarcie pokoju z Elżbietą. Król miał skrupuły, zwłaszcza po bulli z ekskomuniką. Był w stanie zgodzić się jedynie na traktat handlowy, który Alba podpisał z przedstawicielami Cecila 15 marca 1573 roku. Powyższe odcięło Morskich Żebraków na pewien czas od angielskiej pomocy i dało księciu wolną rękę w ukaraniu buntowników z północnych krain. (…)”

[1] fr. żaba

fragmenty książki: T. Walsha: Phillip II, tłum. wł.

O początku tzw. wojen hugenockich we Francji raz jeszcze

„(…) Królowa Elżbieta, tuż po jej wstąpieniu na tron, wysłała emisariuszy do władców Danii i Szwecji, książąt niemieckich i rządu Szwajcarii „oraz wszystkich państw odłączonych od Kościoła katolickiego”, proponując przymierze „nie tylko w celu obrony ich religii lecz także jej rozszerzania (…) i nie po to jedynie by zabezpieczyć swe własne interesy, ale by spowodować zamęt i szkodę w Koronie francuskiej. Aby przysposobić ludzkie umysły do tego projektu, posłała z Anglii do Niemiec czterech kaznodziejów angielskich, czterech niemieckich i jednego Francuza, aby, udając poruszenie religijnym zapałem i gorliwością, odwiedzili wiele miast i książąt, niekiedy głosząc samemu to co, jak uważali, mogło najbardziej pomóc ich celom, a czasem sprawiając by miejscowi kaznodzieje sami to robili.”

Tymczasem pewien Szkot i Francuz udali ze Szkocji do Anglii, a następnie do Paryża, gdzie na ich prośbę pospieszyło czterdziestu ministrów z Genewy. Zebrali się oni, wraz z innymi propagandzistami na utrzymaniu kalwińskiej wspólnoty w Genewie, w miejscu poza Paryżem, skąd wyruszyli do różnych, przypisanych poszczególnym osobom, regionów Francji, których nazwali się biskupami. Podczas, gdy trwała nasilona kampania obelg przeciw Kościołowi katolickiemu, księciu Franciszkowi Gwizjuszowi, jego bratu, kardynałowi Lotaryngii oraz królowej-matce Katarzynie Medycejskiej, planowano zgromadzenie broni i rekrutację żołnierzy. Następnie, 16 marca 1560 roku, miał zostać przeprowadzony marsz na dwór młodego Franciszka II. Książę Franciszek oraz kardynał jako przywódcy partii katolickiej i główni doradcy króla mieli zostać na miejscu zabici. Kalwin oświadczył że zgodne z prawem było zamordowanie tych, którzy przeszkadzali w głoszeniu ewangelii. Sam król miał zostać stracony, gdyby odmówił przyjęcia przedstawionych mu warunków. Jego matka miała zostać wygnana, jego trzej młodsi bracia i siostra – umieszczeni pod opieką nauczycieli, którzy uczyniliby z nich protestantów. Następnie po dwóch kaznodziejów miało zanieść ewangelię do każdego miasta kraju. Fundusze na powyższą kampanię zamierzano pozyskać, plądrując wyznaczone w tym celu zamożne kościoły, kohorty Reformy miały przeprowadzić tę akcję podczas marszu na królewski dwór.

Kardynał Lotaryngii powiedział Michielowi, weneckiemu ambasadorowi we Francji, że spisek ów zawiązano w Genewie, miesiąc po śmierci Henryka II oraz że w sprawę była zamieszana królowa Elżbieta. Stwierdzenie powyższe znajduje pewne potwierdzenie w liście Throckmortona, ambasadora rządu Cecila na dworze francuskim, z 13 lipca 1559 roku, to jest dzień po śmierci Henryka II, wskazującym, że nadszedł korzystny moment dla wszystkich, którzy pragnęli wywrzeć zemstę na Francji oraz sposobna chwila dla Anglii by pomyśleć o odzyskaniu Calais. (…)

Francja została pozostawiona w słabych, niedoświadczonych rękach młodego Franciszka II i jego żony Marii Stuart. Między nimi a międzynarodową grupą, która pragnęła ich zniszczyć lub kontrolować, stało stronnictwo katolickie Gwizjuszy, prowadzone przez kardynała Lotaryngii, wielkiego i wiernego męża stanu (choć nieco nazbyt ambitnego i zachłannego), który kochał Francję i Kościół, oraz jego brata – księcia Franciszka, który pokonawszy Albę pod Metzem i dokończywszy, poprzez odzyskanie Calais, dzieło świętej Joanny, stał się ulubieńcem ludu, szczególnie paryskiego. Kiedy dwór francuski, po wyjeździe księżniczki Izabeli do Hiszpanii, przeniósł się do Blois, tuż przed Bożym Narodzeniem roku 1559, potajemna intryga rozszerzała się po całej Europie. Jej potężna skala i wrogie zamiary nie ulegają wątpliwości. We Francji jej głównym inspiratorem był Ludwik de Bourbon, książę Conde, który powierzył wykonanie zdradzieckiego czynu szlachcicowi z Perigord, Barremu, panowi  La Renaudie, człowiekowi tak impulsywnemu i nieroztropnemu, jak on sam. Tyle się w ogólnych zarysach przyznaje. (…)

Prawnik – Franciszek Hotman przekazał plan spisku, uzyskany od swego teścia – Prevosta – pana Saint Germaine, Sturmowi i innym protestanckim wygnańcom w Strasburgu. Po wszystkim on i Sturm donieśli na siebie wzajemnie. 5 lutego 1560 roku przywódcy różnych frakcji spiskowych odbyli spotkanie. Trzy tygodnie później Sturm, Hotman i reszta donieśli Kalwinowi, że pod bronią znajduje się 40 tysięcy ludzi, gotowych by wyruszyć. Jest to bez wątpienia liczba przesadzona. Pomimo to, nieświadomej niczego młodej Marii Stuart oraz jej mężowi groziło bardzo realne niebezpieczeństwo.

Jednakże, stało się tak jak się Kalwin obawiał: tu i ówdzie wystąpiły przecieki. Szlachcic Pierre Avenelles przesłał królowi wiadomość o tajemniczych spotkaniach w domu kalwińskiego sąsiada. Jako znanemu wrogowi człowieka, którego zadenuncjował, nie uwierzono mu. Małgorzata Parmeńska, regent Niderlandów, odkryła tam pewne odgałęzienie spisku i poinformowała o tym Granvella, który z kolei przekazał nowinę królowi Franciszkowi. 12 lutego kardynał Lotaryngii jako pierwszy zorientował się co się dzieje. Książę Franciszek Gwizjusz zadziałał błyskawicznie. Ponieważ Blois było zbyt trudne do obrony przy tak małej ilości dostępnego wojska, próbował zwieść nieprzyjaciela, przenosząc króla i królową z lasu do lasu, z zamku do zamku, aż przybyli 22 lutego do dobrze umocnionego zamku Amboise, nad Loarą. Tam też Katarzyna Medycejska wezwała admirała Coligny (kuzyna Kondeusza i znanego hugenota), pod pretekstem że obawia się ataku floty angielskiej.

Dwa dni po tym jak królewska rodzina znalazła się w Amboise, ujawnił się Throckmorton. Przebywał w Metzu i innych miastach wschodniego pogranicza, jak uważali Gwizjusze – by znaleźć dogodne miejsce do napaści na Francję z terenów Niemiec.  Kardynał Lotaryngii niezwłocznie zawiódł ambasadora Cecila do króla i królowej matki. W obecności Coligny’ego, jego brata – kardynała Chatillon, Marii Stuart i innych, Lotaryńczyk oskarżył go o udział w spisku. Throckmorton zaprzeczył. Był niemal tak sprawny jak Cecil w ukrywaniu śladów. Rozpoczęły się aresztowania i wyznania na przesłuchaniach, niektóre uzyskane na torturach. Jak przyznaje Guizot (nie będący przyjacielem książąt lotaryńskich) dowody uzyskane przeciw Kondeuszowi były jednoznaczne. Grupy francuskich szlachciców rozpoczęły wypady z Amboise, by przechwycić nadciągających protestantów. La Renaudie, spiesząc się straszliwie by zmobilizować swe oddziały, najwyraźniej zamierzał dokonać rozpaczliwego ataku na Amboise, kiedy na drodze stanęły mu oddziały Gwizjuszy, pokonały i zabiły podczas walki. Jego ciało zabrano do Amboise i powieszono na szubienicy. Po licznych aresztowaniach nastąpiły przesłuchania i egzekucje. Kalwin wyparł się jakiegokolwiek udziału w spisku, o którym powiedział, że został nierozumnie zaplanowany i fatalnie wykonany.

Po raz kolejny książę Franciszek Gwizjusz został okrzyknięty wybawcą króla, Francji i Kościoła. Wpływy książąt lotaryńskich wydawały się zapewnione. Zdawało się że sprawa hugenocka otrzymała śmiertelny cios. A jednak tumult w Amboise, jak został określony w historii, stanowił jedynie początek długiego, krwawego ciągu wojen hugenockich, z których skutków Francja nigdy się nie podniosła, aż po dziś dzień. Pierwszym uderzeniem w supremację Gwizjuszy okazało się mianowanie kanclerzem Michela de l’Hopitala, który pozyskał zaufanie królowej matki i kardynała Lotaryngii. Deklarował się jako katolik, a jednak jednym z jego pierwszych aktów (kwiecień 1560) było uzyskanie od Katarzyny edyktu z Romorantin, który stanowił klin pozwalający na tolerancję dla nowych doktryn i zapobiegający wprowadzeniu Inkwizycji, co planowali Gwizjusze. Kondeusz został aresztowany podczas zebrania Stanów Generalnych w Orleanie i skazany na śmierć. L’Hopital ocalił mu życie, odmawiając podpisania nakazu egzekucji.

Kolejne i poważniejsze nieszczęście dla Gwizjuszy stanowiła  śmierć króla Franciszka II – 5 grudnia 1560 roku. Wieści o niej dotarły na dwór hiszpański tuż przed Bożym Narodzeniem i spowodowały nie tylko żałobę, lecz również głęboką obawę o to, co wydarzy się we Francji. Maria Stuart w ciągu jednej nocy straciła wszelkie znaczenie. Cała władza, którą posiadali jej wujowie, Gwizjusze, przeszła teraz w ręce królowej matki. Nowy król – Karol IX miał zaledwie dwanaście lat. Któż mógł wiedzieć co uczyni Katarzyna Medycejska? (…)

Katarzyna pragnęła władzy dla siebie. Bez wątpienia obawiała się utraty wszelkiej kontroli nad domem lotaryńskim. Jako katoliczka wzbraniała się oddać pola hugenotom, których przywódcy, co więcej, byli równie apodyktyczni co Gwizjusze, lecz posiadający znacznie mniej skrupułów. Jeśli chodzi o liczebność, nigdy nie stanowili znaczącej mniejszości we Francji. W rzeczywistości, pod koniec roku 1569 obejmowali zaledwie 1/30 całkowitej ludności. Ich siła rodziła się z wsparcia szlachty, zwłaszcza tych starych rodzin z południowych prowincji, gdzie katarzy wyprzedzili wiele doktryn Lutra i Kalwina o prawie 400 lat. Żadna forma protestantyzmu nigdy nie poczyniła wiele postępów we Francji jako religia. Kalwinizm występował raczej jako ruch polityczny. Warto zauważyć, że, podobnie jak protestantyzm angielski, nie miał charakteru ani narodowego, ani demokratycznego, lecz wkradł się potajemnie jako międzynarodowa siła, torując sobie drogę w bogatych rodach, zwykle powiązanych poprzez małżeństwa i interesy.

Można powiedzieć że znalazł wrota do Francji w pozbawionym zasad umyśle owej niemoralnej kobiety – Ludwiki Sabaudzkiej. Jej nonszalancki syn został królem Franciszkiem I, którego polityka i wojny osłabiły autorytet Kościoła, a którego protekcja wobec niektórych z pierwszych heretyckich kaznodziejów dała przyczółek najpierw luteranizmowi, a potem kalwinizmowi (choć sam potrafił też wysyłać luteran na stosy!). Jego córka – Małgorzata z Angouleme, została królową Nawarry – opiekunką głównych siewców herezji we Francji, dzieląc ze swą przyjaciółką Damą z Soubize, jej kuzynką Renatą francuską, księżną Ferrary oraz Gabrielą d’Etampes, kochanką jej brata króla, zaszczyt matkowania „Reformacji” w tymże kraju.

To z zepsutego dworu Małgorzaty wróciła do Anglii Anna Boleyn, przepełniona protestanckimi poglądami i pogańską moralnością. To pod jej opieką Lefevre bronił Reuchlina i pouczał Farela i Rousela. To jej córka Jeanne d’Albret została heretycką żoną nierozumnego króla Antoniego z Nawarry oraz matką Henryka z Bearne (późniejszego Henryka IV), zaś książę Kondeusz – jąkający się, śmiały, kaleki lecz elegancki, był bratem Antoniego. To na jej dworze wreszcie Ludwik de Montmorency wyrósł na tak zagorzałego kalwinistę. Była spokrewniona z konstablem Anne de Montmorency, który romansował z politycznym protestantyzmem, lecz pozostał katolikiem oraz z Montignym i jego bratem Hornesem – przywódcami buntu przeciw Filipowi II w Niderlandach. Jej rzeczywisty wpływ na dzieje Francji rozpoczął się wraz z poślubieniem generała Gasparda Coligny’ego starszego oraz potajemnymi naukami herezji, jakich udzielała swym dzieciom.

Z czwórki jej synów najstarszy Odet we wczesnej młodości został uczyniony kardynałem przez Medyceusza – papieża Klemensa VII, na prośbę Franciszka I. Choć nigdy nie został księdzem, głosował w dwóch papieskich konklawe i stanowił doskonały przykład owego zepsucia w Kościele, które potępiał tak żarliwie, po tym jak został z tegoż wyrzucony. Mieszkający w wielkim przepychu i wystawności, w Paryżu, był mecenasem Rabelaisa i Ronsarda, kochankiem Ysabel de Hauteville, oraz powodem wielkiego szemrania wśród ubogich przeciw Kościołowi, którego najświętsze nauki osobiście wyśmiewał. Od skandalu w roku 1558 było jasne że jest hugenotem. Nie chciał opuścić Kościoła, nawet po tym jak papież Paweł IV mianował go jednym z trzech Inkwizytorów Francji – niektórzy myśleli że po to, by zmusić go do ujawnienia się. Kiedy udzielił Komunii na sposób protestancki w swoim kościele, w Beauvais, w roku 1561, lud był tak rozwścieczony, że powstał i wyrzucił go z biskupstwa. Ekskomunikowany przez papieża Piusa IV w roku 1563, szukał pojednania, lecz ponownie popadł w błędy. W roku 1564 poślubił swą kochankę i otwarcie stał się częścią międzynarodowej lewicy.

Jego brat d’Andelot, dobry żołnierz, nie posiadał zdolności przywódczych. Kolejny brat – Gaspard, znany bardziej jako admirał Coligny był najbardziej wyróżniającym się członkiem rodziny, o królewskiej prezencji, przekonującej osobowości oraz genialnych zdolnościach intryganckich i organizatorskich, ustępując jedynie, przypuszczalnie, Cecilowi. (…) Stał się otwartym protestantem w roku 1559, po jego uwolnieniu, po bitwie pod Saint-Quentin. Katarzyna Medycejska lubiła go, lecz się go obawiała. Stanowił najwyraźniej mózg przewodni częściowo ujawnionego spisku, stosując wobec Francji taktykę wielkich antychrześcijańskich intryg średniowiecza oraz najnowszych ruchów antykatolickich, w tym wolnomularstwa i komunizmu.

Pewne światło na metody Chatillonów oraz powiązania między nimi a innymi „kluczowymi postaciami” międzynarodowego spisku rzuca list skierowany w lutym 1561 roku do Angielskiej Tajnej Rady przez Sir Nicholasa Throckmortona i Francisa Russella, earla Bedford, którzy przebywali wówczas w Ferrarze podczas swoistej misji na dwór heretyckiej księżnej – Renaty Walezjuszki. Zacytowali ją w sposób następujący: „rozmawiając z wami szczerze, głównym promotorem owej sprawy na tym Dworze [tj. francuskim] jest Admirał oraz jego brat, Kardynał Chatillon, albowiem bez nich, nic dobrego by się nie wydarzyło. Jeden działał z Królową Matką, drugi z Królem Nawarry”. Dodała że kardynał „współpracował z Królową Matką” aby usunąć nauczyciela młodego króla, najwyraźniej nazbyt katolickiego jak na jej gust, albowiem opisała go jako „bydlaka, źle nastawionego do religii.” Wysiłki hugenockiego kardynała nie poszły całkiem na darmo. Dwa lata później książę Kondeusz mógł chwalić się wobec ambasadora Cecila, sir Tomasza Smitha, protestanckimi ciągami Karola, mówiąc: „dlaczego wasza Królowa nie poślubi Arcychrześcijańskiego Króla? Jest bardziej przychylny Ewangelii, niż się to powszechnie przyjmuje, zaś unia między dwiema Koronami stanowiłaby miażdżący cios dla Papizmu.”

Mając wybór między tym podstępnym duchem prozelityzmu oraz pańską pewnością siebie Gwizjuszy, Katarzyna Medycejska zwróciła się ku trzeciemu stronnictwu, złożonemu, jak się wydawało, z katolików zajmujących stanowisko neutralne i popierających tolerancję dla wszystkich. Byli to katolicy polityczni, ludzie kompromisu, którzy czuli wstręt do sporów i rozlewu krwi, mężowie posiadający majątek i poważanie. We Francji nazywano ich Les Politiques, w Hiszpanii – los politicos. Cabrera niewątpliwie wyraża przeważającą w Hiszpanii opinię, gdy bez ogródek wskazuje, że byli „gorsi niż heretycy, albowiem podążyliby i za heretykami, i za katolikami, stosownie do tego co mogli uzyskać.” Katarzynie Medycejskiej wydawali się zapewniać jedyną nadzieję na ucieczkę od przemocy z prawej i lewej strony. Prostota ich programu przyciągała. Proponowali oni jako stan docelowy, aby umożliwić kalwinistom i katolikom życie obok siebie, poprzez przyznanie kalwinistom tego, czego żądali, wolności kultu, uznając że to o co proszą jest wszystkim czego naprawdę pragną.

Przywódcą owego stronnictwa liberalnych katolików był Michel de l’Hopital. Jego urząd dawał mu unikalne uprawnienia. Jako kanclerz Francji wykonywał zarówno funkcje prawodawcze, jak i wykonawcze, był też głównym sędzią narodu oraz strażnikiem pieczęci. Michel de l’Hopital należał do tych inteligentnych ludzi o niejasnym pochodzeniu, zawdzięczających wszystko samemu sobie, którzy odegrali tak uderzającą rolę w dziejach XVI stulecia. Jego ojciec był medykiem, bankierem i człowiekiem od wszystkiego u Karola de Bourbona. Młody Michel, podobnie jak Tomasz Cromwell, podróżował wiele po Europie zanim osiedlił się w Paryżu i został polecony na urząd kanclerza przez ówcześnie pełniącego tę funkcję Oliviera, tuż przed jego śmiercią. (…) Rodzina l’Hopitala była wieloreligijna. Choć on sam codziennie chodził na Mszę i przyjmował sakramenty, jego żona Maria Morin była protestantką, podobnie jak jego córka i zięć. Przekonał on królową matkę i być może także samego siebie, że ma na celu wyłącznie prawdziwe dobro Kościoła katolickiego w pełnej pokoju Francji. Jednakże nie można zaprzeczać, że jego wpływy doprowadziły do tej właśnie przemocy, której Katarzyna chciała uniknąć, oddając ją w ręce Coligny’ego i kalwinistów. (…)

Na przykład l’Hopital i Coligny, wymusili na królowej matce zjazd dostojników w Fontainebleau. Podczas zebrania l’Hopital poparł propozycję by zwołać synod narodowy do spraw reformy Kościoła, która prowadziłaby nieuchronnie do utworzenia kościoła galikańskiego, przypuszczalnie tak oddzielonego od Rzymu jak kościół angielski. Gwizjusze i inni katolicy prawego skrzydła dzielnie stawili opór. Jednakże Politiques mieli większość w zgromadzeniu, tworząc coś w rodzaju „frontu ludowego” z hugenotami. Przegłosowali zwołanie Stanów Generalnych do Meaux na grudzień 1560 roku oraz synodu narodowego na 21 stycznia 1561 roku. L’Hopital otworzył Stany Generalne, żywiołowo atakując Kościół i duchowieństwo. (…)

L’Hopital, Coligny i kardynał Chatillon przekonali królową matkę aby zaprosiła z Genewy czołowych kaznodziejów kalwińskich na publiczną dysputę z ważniejszymi katolikami, w nadziei uzyskania jakiegoś zadowalającego kompromisu. Wielki mówca Teodor Beza, „który potrafił równie łatwo przywłaszczyć sobie czyjąś żonę jak czyjąś parafię, i bardziej parał się amorami niż miłością chrześcijańską, jak mówią ci, którzy go dobrze poznali”, pojawił się publicznie we Francji z listem żelaznym i „kolejnym przekazanym mu przez Królową Anglii.” Mnich apostata – Piotr Męczennik za zgodą Katarzyny udał się do Poissy. 8 września 1561 roku Suriano doniósł doży i weneckiemu senatowi o postępach tej sprawy. Nuncjusz papieski, kardynał d’Este z Ferrary oraz kardynał d’Armagnac mieli wziąć udział w dyspucie i gdyby Beza mówił o reformie życia oraz naprawie nadużyć w Kościele, nie tylko słuchać, „lecz przyjmować wszystkie użyteczne propozycje jakie były czynione.” Jednakże, na wypadek przemowy o „dogmatach lub innych rzeczach, stanowiących sedno naszej Wiary” – nie słuchać i nie odpowiadać, chyba że na piśmie, albowiem dla katolika objawienie chrześcijańskie jako takie nie może być przedmiotem dyskusji.

Jak dodał przenikliwy ambasador: „Jeśli okaże się prawdą to co Królowa mi powiedziała, że nie będzie dyskusji na temat dogmatów, wszystko przebiegnie spokojnie. Jednak nie wierzę że Jej Wysokość rozumie co oznacza to słowo: dogmaty. Zaprawdę, obawiam się, że podobnie jak inni tutaj, którzy codziennie nalegają na prowadzenie dysput o religii, myli dogmaty z obrzędami i nadużyciami, jak gdyby były jedną i tą samą rzeczą. Królowa ponadto zapewniła mnie, że, po pierwsze, w religii nie zostaną wprowadzone żadne zmiany, po drugie, że posłuszeństwo wobec Jego Świątobliwości pozostanie niezmienne oraz, po trzecie, że nie zostanie podjęta żadna próba przejęcia mienia Kościoła.”

Debatę w Poissy otworzył o oznaczonym czasie l’Hopital. Beza przedstawił stanowisko kalwińskie. Kardynał Lotaryngii odpowiedział mu. Królowa, jak napisał Suriano, była „bardzo zadowolona” z odpowiedzi, albowiem kardynał jasno wskazał że: (1) król był jedynie członkiem Kościoła, nie jego głową, dlatego nie mógł rozsądzać kwestii religii, (2) heretycy mylili się w kwestii tego „co należy rozumieć pod pojęciem Kościoła” oraz (3) Chrystus jest prawdziwie obecny w Najświętszym Sakramencie, w której to kwestii niemożliwy jest żaden kompromis bez poświęcenia samego chrześcijaństwa. Nawet książę Kondeusz powiedział kardynałowi d’Armagnac, że był „bardzo ukontentowany” wywodem Gwizjusza. Podobnie Jakub Lainez, generał jezuitów, odparł zarzuty Bezy i Piotra Męczennika, co wywołało radość katolików.

Na dworze Filipa II wiadomości o powyższym wydarzeniu nie zostały dobrze przyjęte. Jak rozumował król – nawet jeśli heretycy zostali zawstydzeni, rozgłosili swą sprawę i zwiększyli prestiż, pojawiając się w królewskiej obecności. Dalsze wydarzenia potwierdziły trafność owego pesymistycznego spojrzenia. Wkrótce potem, w całej Francji, kalwińska machina propagandowa rozsiała pogłoskę, że Beza wygrał w Poissy oraz że rząd ugiął się pod żądaniem wolności kultu. Hugenoci, posiadający dobre finansowanie, wzięli w ręce broń i, pod sztandarami Kondeusza i Coligny’ego, rozpoczęli marsz przez kraj do punktów zbiorczych, często prowadzeni przez uzbrojonych po zęby kaznodziejów.

Podczas gdy ci ostatni grzmieli przeciw Nierządnicy Babilońskiej, nawołując do rzezi z zapałem bardziej właściwym mahometanom niż ludziom określającym siebie jako chrześcijanie, Filip II i papież czynili wszystko co w ich mocy aby zebrać Sobór w Trydencie oraz wprowadzić prawdziwą reformę nadużyć, których dotyczyły biadania heretyków. Pierwsi delegaci oczekiwali niecierpliwie na miejscu już od kwietnia. Jednak nadal nie pozwolono biskupom Francji, Anglii czy Szkocji na pojawienie się w Trydencie. Wszystkie siły protestanckich wpływów w Paryżu i Londynie zostały rzucone przeciw Soborowi. Jak napisał Suriano do doży 15 sierpnia: ” podczas gdy Biskupi, prowadzeni przez Ducha Świętego, zajmują się reformą własnych i cudzych uchybień, heretycy, kierowani całkiem odmiennym duchem pobudzają złe namiętności we wszystkich częściach królestwa.” W Gaskonii i Langwedocji, jeszcze przed spotkaniem w Poissy, zaczęli plądrować domy biskupów i kościoły, niszczyć ołtarze oraz wizerunki Chrystusa i świętych oraz pozbawiać katolików broni.

W kolejnych tygodniach po dyspucie nawałnica nienawiści, która zbierała się przez tak długi okres, wybuchła z całą swą furią. Niemal jednocześnie, jak na uzgodniony sygnał, dobrze zorganizowane bandy kalwinistów rzuciły się na katolickie kościoły, konwenty, szkoły i biblioteki. W Montpellier splądrowali wszystkie 60 kościołów i klasztorów, zabijając 150 księży i zakonników. W Nimes zgromadzili przed katedrą wielki stos z figur oraz relikwii i tańczyli wokół niego, podczas gdy płonął, krzycząc że nie będzie już więcej Mszy i idolatrów, a potem rzucili się do niszczenia i grabieży kościołów. W Montauban wywlekli z konwentu ubogie siostry św. Klary, wystawili je pół-nagie na szyderstwa opłaconego tłumu, obrzucali je obelgami i radzili by wyszły za mąż. W grudniu, w  Castres, Reformowany Konsystorz czy też Sanhedryn nakazał by urzędnicy miejscy zaprowadzili każdego kogo znajdą na ulicach, na hugenockie nauki. Księży odrywano od ołtarzy, klaryski wychłostano, chłopów pędzono biczem aby słuchali jak kaznodzieje o osobliwej nosowej intonacji grzmią przeciw Mszy, Spowiedzi i papieżowi. Pola i winnice przy katolickich wioskach, które odmówiły słuchania tych nauk, były palone lub wycinane. W ciągu roku kalwiniści, według jednego z ich własnych szacunków, zamordowali cztery tysiące księży, zakonników i zakonnic, przegnali lub sponiewierali 12 tysiące mniszek, splądrowali 20 tysięcy kościołów i zniszczyli dwa tysiące klasztorów z bezcennymi bibliotekami i dziełami sztuki. Przepadł nieodwracalnie unikalny zbiór manuskryptów pradawnego opactwa w Cluny, podobnie jak wiele innych. Święte naczynia z kościołów przetapiano aby opłacić niemieckich najemników, których wzywano aby nie okazywali litości.

W wielu z tych potworności czynny udział wziął Coligny. Okazywał, zwłaszcza wobec księży i zakonnic, tak chłodne i mściwe okrucieństwo, że katolicy zaczęli nazywać go Holofernesem. W niektórych miejscach ofiarom wypruwano wnętrzności, wypychano sianem i dawano jako pokarm koniom hugenockich żołnierzy. Setki miast i wsi zostało spalonych. Lyon i jego dochodowy handel legły w ruinie. Owa starożytna furia, starannie pielęgnowana, nie oszczędzała nawet umarłych. Nie tylko zniszczono nagrobek Wilhelma Zdobywcy, lecz obdarzone czcią ciała świętych mężów i niewiast, którzy spędzili swe życie w służbie Bogu i ubogim zostały wywleczone z grobów, podeptane, spalone i wrzucone do rzeki. Motłoch zrzucił figurę świętej Joanny z mostu w Orleanie. Inni jeszcze fanatycy rzucili do Loary szczątki świętych Ireneusza i Marcina z Tours. W Poitiers zniszczyli relikwie świętego Hilarego oraz cenne księgi spisane jego ręką. Po otwarciu grobu świętego Franciszka z Paoli w Plessis-les-Tours, odkryto że ciało jest całe i uniknęło zepsucia, mimo iż minęło ponad pół wieku. Zamiast zadziwić się nad tą osobliwością, przywiązano je do sznura i wleczono przez ulice, a następnie spalono. Resztki kości świętego zostały następnie znalezione przez katolików i umieszczone w różnych kościołach zakonu minimitów.

Nie tylko ci, którzy oddali swe życie za Chrystusa, lecz również sam Chrystus, wydawał się szczególnym obiektem nienawiści owych ludzi, którzy nazywali siebie chrześcijanami i nauczali potępienia niemowląt oraz predestynacji wielu dusz do piekła. Podobnie jak podczas wszystkich rewolucji antychrześcijańskich pluto na posągi Zbawiciela, obalano je i niszczono. Często obiektem ataku i urągania stawało się Ciało Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W Nimes, Paryżu i innych miejscach, włamywano się do tabernakulów, wyrzucano z nich i deptano Hostie – stopami ludzkimi i końskimi kopytami. Choć wszystkich tych okropieństw dokonywała nieliczna mniejszość w przeważająco katolickim kraju, wszystkie siły centralnej i miejscowej administracji wydawały się sparaliżowane i pełne niemocy. Hugenoci uzyskali większość w Stanach Generalnych i zwolenników w parlamencie paryskim. Wydawali się że zajmują wszystkie ważne pozycje aby czuć się bezpiecznie i skierować na boczny tor wszelkie próby ich ukarania.

Za namową l’Hopitala Katarzyna wydała w styczniu 1562 roku edykt przyznający kalwinistom prawo do kultu poza murami miast, pod warunkiem że kościoły zostaną zwrócone, zaś obie strony powstrzymają się od przemocy. Miało to ułagodzić hugenotów, lecz nie odniosło takiego skutku. Uznając powyższe słusznie za kapitulację, hugenoci uradowali się na wieść o pierwszym przełamaniu jedności Kościoła z Państwem we Francji. Tuż potem zniszczyli katedrę w mieście Bezy, wyrzucając całe duchowieństwo.

W pewnym rejonie Gaskonii, w promieniu 40 mil nie można było znaleźć księdza. Coraz więcej zakonnic wywlekano z konwentów, coraz więcej tabernakulów otwierano i profanowano. W lutym, tuż po otwarciu Soboru w Trydencie (na który dzięki determinacji ich przywódcy – kardynała Lotaryngii przybyli także przedstawiciele Francji) siedemdziesięciu kalwińskich kaznodziejów spotkało się na uroczystym synodzie w Nimes, przyjmując plan zniszczenia wszystkich kościołów katolickich w mieście i diecezji. Szybko zaczęli go wdrażać w życie, paląc katedrę i wypędzając wszystkich księży. Rządy terroru nie były wynikiem emocjonalnego, nieprzemyślanego działania bezmyślnego motłochu, lecz starannie opracowanym programem grabieży, destrukcji i zabijania.

Wielu katolików, którzy wspierali stronnictwo Coligny’ego z politycznych powodów, na przykład sporu z Gwizjuszami, wycofało teraz swoje poparcie. Konstabl Anne de Montmorency opuścił Politiques, przenosząc się do frakcji katolickiej. Antoni z Nawarry wrócił do Wiary, przyłączył się do księcia Franciszka i zaproponował powołanie Inkwizycji by zaleczyć rany Francji. Jednak było już za późno na tak pokojowe środki. W marcu widzimy jak Tomasz Gresham, dobrze poinformowany przez swoich agentów, pisze do Cecila z Antwerpii, iż „nadeszły tu wieści, że książę Kondeusz rządzi Królestwem oraz że monseigneur Chatillon jest wielkim panem Francji (…) zaś Mons Dandelot jest głównym kapitanem całej francuskiej jazdy.” Kardynał Lotaryngii oraz inni członkowie parlamentu paryskiego uciekli. W Niderlandach spodziewają się zwycięstwa Kondeusza i Gresham wyraża radosną nadzieję że tak będzie.

Gwizjusz wyruszył teraz pod namową Antoniego z Nawarry do Paryża, biorąc ze sobą, pod zbrojną eskortą swe dzieci oraz swą chorą małżonkę, piękną córkę Renaty francuskiej i księcia Herkulesa d’Este z Ferrary, o których Ronsard śpiewał: Venus la sainte en ses grâces habìte[1]. Pod Vassy kawalkada natknęła się na partię sześciuset, może siedmiuset kalwinistów, w większości uzbrojonych, którzy odbywali zebranie w stodole. Między częścią ludzi Gwizjusza oraz hugenotami wywiązała się sprzeczka. Gdy książę pojawił się by usunąć problem, jeden z kalwinistów zranił go. Grupa jego ludzi, wściekła, runęła na heretyków, zabijając dwunastu na miejscu i raniąc czterdziestu tak bardzo, że wkrótce zmarli.

Beza i inni hałaśliwi propagandziści kalwinizmu wykorzystali owo nieszczęsne wydarzenie, które przypuszczalnie było nieuniknione, zważywszy na prowokację jaką stanowiły kalwińskie rządy terroru, aby okrzyknąć je „Masakrą w Vassy”, aż w końcu zostało ono wyolbrzymione do rozmiarów dokonanej z zimną krwią rzezi setek szlachetnych i bezbronnych hugenotów. Co zwraca jeszcze większą uwagę – tak wielu obecnych historyków datuje wojny hugenockie od tego zdarzenia, zamiast od tumultu w Amboise. Beza ogłosił krucjatę przeciw katolikom. Kondeusz podjął kolejną próbę pojmania młodego króla – nieudaną. Tymczasem Gwizjusz wmaszerował do Paryża, gdzie został przyjęty radosnym entuzjazmem mieszkańców. Kupcy ofiarowali mu dwa miliony liwrów na obronę Wiary i przywrócenie spokoju w mieście. Książę odmówił, oświadczając, że przybył by oddać się do dyspozycji króla. Ze wszystkich głównych postaci pierwszej z ośmiu krwawych wojen hugenockich, ów człowiek widocznie się wyróżnia – spokojem, odwagą, lojalnością, patriotyzmem i oddaniem, heroiczna osobowość, z pewnością jedna z najwspanialszych w dziejach Francji.

Katarzyna Medycejska, obecnie – do głębi przerażona, skierowała rozpaczliwe apele do Filipa II i papieża. (…) Papież Pius IV zgodził się pomóc Katarzynie pod warunkiem dymisji l’Hopitala. Gdy to uczyniła, przesłał jej 25 tysięcy skudów, które pożyczył na dziesięć procent. List l’Hopitala do papieża, z protestem, że jest dobrym katolikiem, jak się wydaje nie zmienił opinii Ojca Świętego o jego polityce. Chatillonowie zawarli już wcześniej dość satysfakcjonujące porozumienie z inną kobietą o królewskiej godności – Elżbietą i człowiekiem odpowiadającym za jej interesy – Cecilem. Kardynał Chatillon przeprowadził wstępne negocjacje, zaś jego brat – admirał Coligny wysłał przedstawicieli by podpisali niesławny traktat z Hampton Court, z 12 września 1562 roku, w którym zdradził swój kraj aby uzyskać korzyści dla sekty hugenockiej. W zamian za zapłatę 100 tysięcy złotych koron, które miały być wypłacone we Frankfurcie lub Strasburgu oraz posiłki wojskowe, zgodził się na zwrot Anglikom Calais. Jako zabezpieczenie powyższego wydał port Havre de Grace, który Anglicy skwapliwie obsadzili.

Francuscy protestanci mieli podobne międzynarodowe nastawienie jak angielscy protestanci, którzy wydali Calais w ręce zwyczajowego wroga swego kraju. W każdym z tych wypadków protestanci byli gotowi do poświęcenia swego kraju na ołtarzu międzynarodowej sekty, czy też mówiąc bardziej ściśle – międzynarodowej nienawiści wobec Kościoła katolickiego i katolików, albowiem powyższe łączyło wszystkie różne frakcje dysydenckie. Dla kogoś przyzwyczajonego do lektury zwyczajowych komunałów o patriotyzmie protestantów i podporządkowaniu katolików politycznym interesom Rzymu oraz nonsensu przypisującego Reformację „nacjonalizmowi”, może niemal wydawać się szokiem odkrycie, że, patrząc ogólnie, to katolicy byli aż nazbyt skłonni przedkładać patriotyzm nad swe obowiązki wobec Kościoła, podczas gdy protestanci, od samego początki, byli zjednoczeni międzynarodowym politycznym sojuszem, który rzadko opierał się wszelkiego rodzaju zdradom interesów narodowych, stając na krawędzi rezygnacji z władzy narodowej nad współrodakami. A jednak to Coligny staje się bohaterem w popularnych dziełach historycznych i biograficznych, zaś o Gwizjuszach zawsze wspomina się z rodzajem niechęci.

W każdym razie, Anglicy zajęli Hawr i brali teraz aktywny udział w wojnie francuskiej. Cztery tysiące przyłączyło się przed końcem 1562 roku do buntowników Kondeusza w Orleanie. Inni obsadzili Rouen oraz Dieppe. Przez nadchodzące lata miasta hugenockie były bardziej lojalne wobec Elżbiety niż własnego kraju. Kondeusz zwrócił się z apelem do niemieckich protestantów, którzy zaczęli mu wysyłać żołnierzy. Książę Franciszek Gwizjusz z trzema tysiącami jazdy, trzema tysiącami wybornej piechoty, dwunastoma tysiącami piechoty francuskiej oraz sześcioma tysiącami Szwajcarów ruszył by podjąć oblężenie Kondeusza i Coligny’ego w Orleanie. 19 grudnia armia katolicka, podobnie jak kiedyś święta Joanna, przekroczyła rzekę. Gwizjusz znajdował się na czele z Hiszpanami i Gaskończykami.  Za nimi podążały francuska piechota i jazda.

Nieprzyjaciel oczekiwał ich, w szyku bojowym, w rejonie Dreux. Ostrzał katolickiej artylerii był nieskuteczny i hugenoci, mimo braku kawalerii, zaatakowali tak zaciekle, że zmusili do odwrotu Szwajcarów i jazdę konstabla Montmorency’ego. Wiktoria wydawała się w zasięgu ręki. Zaczęli nawet śpiewać triumfalne pieśni, gdy hiszpańska piechota przypuściła kontr-uderzenie z tak wielkim skutkiem, że szale zostały odwrócone i zwycięstwo ocalone, choć nie bez ciężkich strat. Wśród poległych znalazł się marszałek de Saint Andre. Wsparcie Filipa II okazało się decydujące.

Na wieść o tym zwycięstwie papież Pius IV odprawił 3 stycznia roku 1563 uroczystą Mszę dziękczynną w kościele San Spirito oraz napisał do francuskich katolików, wzywając ich aby wykorzystali swoje powodzenie. Książę Franciszek postanowił tak uczynić, oblegając Orlean. Niechybnie zająłby tę główną twierdzę hugenocką i zakończył wojnę, gdyby nie zdradziecki postrzał zatrutą kulą z arkebuza kalwinisty na służbie pana de Soubize – niejakiego Pultrota de Mere, który w powyższym celu wstąpił do katolickiej armii.

Pełne żalu lamenty rozległy się w Paryżu i innych miastach katolickich. Przywódcy i kaznodzieje hugenoccy głośno pochwalili zbrodnię. Pultrota pojmano i zaprowadzono do jego ofiary. Książę przebaczył mu i powiedział, że modli się do Boga aby również mu wybaczył. Morderca wyjawił że został zaangażowany przez admirała Coligny’ego, Teodora Bezę i de Soubize’a i otrzymał za zabójstwo sto koron. Przywołał wypowiedź fanatycznego Bezy że królowa, król, jego bracia, wszyscy Gwizjusze i papiescy legaci muszą zginąć. Gwizjusz zmarł niedługo potem (27 lutego 1562 roku) „jak dobry chrześcijanin, wspaniały książę i wielki dowódca” – napisał Barbaro Wenecjanom, przyjąwszy wszystkie sakramenty, „ufny w miłosierdzie Boże i nie lękający się śmierci.”

Owa niegodziwa zbrodnia zniszczyła całe dzieło Gwizjuszy i ich przyjaciół, pozostawiając stronnictwo katolickie bez przywódcy. Brat księcia, kardynał Lotaryngii był uzdolniony, odważny i o nieposzlakowanej opinii, lecz przebywał na Soborze w Trydencie. Montmorency był więźniem. Antoni Nawarski i marszałek de Saint Andre polegli. L’Hopital, człowiek kompromisów, powrócił z wygnania do stronnictwa Katarzyny Medycejskiej. Przestraszona królowa złożyła kolejną upokarzającą kapitulację wobec hugenotów, przyznając im, w traktacie z Amboise (marzec 1563) amnestię i wolność wyznania. (…) Dzięki sztuczkom damy dworu Kondeusz został pozyskany przez stronnictwo Politiques.

Kardynał Chatillon wrócił na dwór ze swym bratem admirałem. Michela l’Hopitala, ponownie w łaskach, widziano na Mszy każdego ranka. Konstabl, który miał w zwyczaju odmawianie Różańca, gdy rozmawiał lub wydawał rozkazy swoim żołnierzom lub koniowi, został zwolniony. Zapanowała cisza w trakcie burzy i wszystko pozornie wydawało się pełne zgody. Jednak katolicy wciąż powtarzali na kształt litanii: „od wykałaczki admirała, paciorków konstabla, Mszy kanclerza, czerwonego kapelusza Chatillona, libera nos, Domine[2]! Albowiem rujnowali nas i będą rujnować.” (…)

przypisy:

[1] fr. Wenus święta żyje w jej wdziękach

[2] łac. wybaw nas, Panie!

fragmenty książki: T. Walsh: Phillip II, tłum. wł.

Boże Narodzenie we Francji 2016: Paray-le-Monial

Paray-le-Monial – stare miasteczko kluniackie, potem miejsce pielgrzymkowe związane z objawieniami Małgorzaty Marii Alacoque. Dziś miejsce Kulturkampfu toczonego przez miejscowe NGO zwanego szumnie Francuską Ligą Obrony Praw Człowieka i Obywatela, która wystąpiła w obronie ludu i obywateli Francji oraz ich praw w związku z przemianą miejscowego merostwa w „miejsce kultu” poprzez umieszczenie tamże betlejemskiego żłóbka. Żłóbek został na podstawie orzeczenia sądu wydanego z inicjatywy powyższej instytucji usunięty:
Tu stał żłóbek – źródło http://lesalonbeige.blogs.com/

Sąd w Dijonie, uznając żłóbek za sprzeczny z „zasadą neutralności” światopoglądowej, nakazał również gminie zapłatę kwoty 1000 EUR na rzecz wspomnianej wyżej organizacji stojącej na straży człowieczeństwa i obywatelstwa ludu francuskiego. Merowi Paray-le-Monial, Jeanowi-Markowi Nesme nie pomogło nawet powołanie się na neutralną światopoglądowo umowę o kulturalnej wymianie zawartą z miasteczkiem Betlejem w ziemi judzkiej w roku 2003. Mer zadeklarował że kwotę 1000 EUR wyłoży z własnych pieniędzy. I jeszcze komentarz ze strony christianophobie.fr :

Jest absurdalne że umieszczenie bożonarodzeniowego żłóbka w danym miejscu zamienia je ipso facto w ‚miejsce kultu’! Czy zatem powinniśmy usunąć wszystkie przedstawiające Narodzenie malowidła z naszych publicznych muzeów z tej przyczyny, że obecność owych dzieł może powodować przemianę owych muzeów w miejsca kultu (…) Identyczne żłóbki są sprzedawane z przeznaczeniem zysku na rzecz stowarzyszenia [pomocy] w miejskim muzeum i nikt nie widzi w tym nic zdrożnego”

http://www.christianophobie.fr/breves/scandale-a-paray-monial-creche-quitter-mairie

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Umieszczenie relikwii, relikwiarzy, naczyń liturgicznych, sztuki sakralnej w muzeach zamierzchłej przeszłości jako dzieł sztuki minionej nikomu nie przeszkadza, tak jak, dajmy na to, budowniczym Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, nie przeszkadzali zamknięci w rezerwatach Indianie. Czym innym jest jednak zaistnienie symboli w przestrzeni publicznej związanej z teraźniejszością. Bo jak, już zauważył Konfucjusz, to nie prawa, lecz znaki i symbole rządzą ową przestrzenią. Podchwycili tę jego zasadę rewolucjoniści, czuwając by żadne znaki i symbole minionej cywilizacji nie zakłócały postępów nowoczesności. Choćby tak incydentalne i obecne jedynie przez oznaczony, krótki czas jak betlejemski żłóbek.

A dzisiejszym Francuzom brak choćby werwy tych, którzy w 2 połowie XIX wieku, po okresie triumfów rewolucji, potrafili wprowadzić w przestrzeń publiczną bazylikę Sacre Coeur, lyońską Notre-Dame de Fourvière czy 16-metrową figurę Maryi na wzgórzach Le Puy-en-Velay.

 

Plan podróży: Burgundia – Berze la Ville

Miejscowy klasztor będący przeoratem niedalekiego Cluny został utworzony w 2 połowie XI stulecia przez kluniackiego opata Hugona z Semur. W XVI wieku wzniesiono sąsiedni budynek klasztorny, zwany zamkiem mnichów. W roku 1791 rewolucja wyrzuciła stąd benedyktynów, zaś dawny zespół klasztorny sprzedano i zamieniono na zagrodę i stodołę. Miejscowa kamienna kaplica z 2 połowy XI w., kryta gontem z trzyprzęsłową nawą, zawiera okazałe freski z 1 połowy XII wieku łączące wpływy sztuki bizantyjskiej z ottońską, stanowiące jedną z najlepiej zachowanych pozostałości malarskiej sztuki kluniackiej. Dają one pewne pojęcie jak mogło wyglądać ongiś zniszczone przez rewolucję opactwo w Cluny.

Berze la Ville – widok ogólny (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Chapelle_des_moines_Berz%C3%A9-la-ville.jpg)

W centrum absydy znajduje się Chrystus tronujący w mandorli, w otoczeniu 12 Apostołów. Poniżej przedstawieni zostali dwaj biskupi i diakoni Kościoła – św. Wincenty i św. Wawrzyniec, otaczani szczególną czcią w regionie. Poniżej znajdują się wizerunki sześciu świętych niewiast, w tym św. Agaty i Konsorcji. W jednej ze ślepych arkad umieszczono męczeństwo św. Wawrzyńca oraz śmierć św. Blasa. Kolory malowideł przetrwały dzięki użyciu naturalnych barwników takich jak lapis lazuli i ochra, a także dzięki ich zamalowaniu. Odsłonięto je pod koniec XIX wieku.

Absyda kaplicy w Berze la Ville (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Berz%C3%A9-la-Ville%2C_La_chapelle_aux_Moines_F_019_Be.jpg)

Plan podróży: Lyon

Lyon, mimo że liczy niecałe 500 tysięcy mieszkańców, jest trzecim co do wielkości, po Paryżu i Marsylii, miastem Francji. Jednakże cała aglomeracja lyońska liczy ponad 2 miliony mieszkańców, co daje jej drugie miejsce Ile-de-France. Początki Lyonu łączą się z ekspansją rzymską w Galii w pierwszym półwieczu przed Chrystusem. W roku 43 p. Chr. grupa rzymskich żołnierzy wyrzuconych z Vienne przez miejscową ludność założyła tu osadę Colonia Copia Felix Munatia Lugdunum, która stopniowo rozwinęła się w stolicę rzymskiej Galii – Lugdunum. Swój rozwój zawdzięczała dogodnemu położeniu nad Rodanem i Saoną, w węźle rzymskich dróg wiodących przez prowincję. Ich budowę nadzorował Oktawian August, który odwiedził Lugdunum trzykrotnie. W Lugdunum przyszli na świat późniejszy cesarz Klaudiusz, który podporządkował Rzymowi Brytanię, oraz zapamiętany z powodu okazałych term – Karakala.

Teatr w Lyonie (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Theatre-et-odeon-de-la-vill.jpg)

Miasto na początku II wieku liczyło około 70 tysięcy mieszkańców. Posiadało forum, świątynie, cyrk i teatry. Największy z nich, rozbudowany za czasów Hadriana, mógł pomieścić ponad 10 tysięcy widzów. Dla rozwijającego się chrześcijaństwa silny ośrodek rzymskiej władzy stanowiło tyleż dogodne, zwłaszcza z uwagi na dużą ilość mieszkańców pochodzenia greckiego, co ryzykowne pole misyjne. Za rządów Marka Aureliusza oraz Septyma Sewera Lyon doczekał się szeregu męczenników, do których należeli m.in. pierwszy biskup miasta Potyn, Blandyna, i Epipodiusz. Głównym miejscem egzekucji był miejscowy amfiteatr. Biskupem Lugdunum po śmierci Potyna został, uznawany za jednego z ojców Kościoła, Ireneusz, autor szeregu dzieł patrystycznych, rozprawiających się m.in. z gnostycyzmem, w tym traktatu „Przeciw herezjom”. Według tradycji, poniósł on śmierć męczeńską na początku III wieku, za panowania Septyma Sewera. Po ostatecznym zakończeniu prześladowań chrześcijańskich Lugdunum stało się stolicą jednej z głównych diecezji galijskich. W V wieku innym sławnym teologiem pochodzącym z miasta stał się Sydoniusz Apolinary.

Widok na wzgórze Fourviere (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Three_sights_Lyon.JPG)

W roku 461, podczas, gdy pod naporem Hunów i innych ludów, waliło się Cesarstwo Zachodniorzymskie, Lyon stał się stolicą państwa burgundzkiego. W tzw. wiekach ciemnych istotną rolę ośrodków cywilizacyjnych pełniły klasztory. Zakonne zgromadzenia pojawiły się także w Lyonie W VIII wieku Lyon stał się częścią monarchii karolińskiej. W wyniku jej podziału traktatem w Verdun z roku 843 przypadł Lotarowi, a następnie wszedł w skład królestwa Arles i Burgundii. W roku 1078 przyznał miejscowym arcybiskupom tytuł „prymasa Galii”, zachowywany do dziś. W roku 1157 cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego Fryderyk Barbarossa nadał miejscowemu arcybiskupowi tytuł hrabiego Lyonu. W roku 1245 w Lyonie zebrał się sobór powszechny, zwołany przez papieża Innocentego IV, który, po krótkim procesie, zdetronizował Fryderyka II z rzymskiego tronu cesarskiego. Sobór obradował również nad nieprawościami duchownych i wiernych świeckich. Innocenty IV podjął również wówczas decyzję o wysłaniu poselstwa Giovanniego di Piano Caprini do wielkiego chana Mongołów, w którym uczestniczył zakonnik z Wrocławia – Benedykt Polak.

Katedra św. Jana Chrzciciela nocą (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:La_Cath%C3%A9drale_Saint-Jean_de_nuit.JPG)

Drugi sobór lyoński w roku 1274, zwołany przez Grzegorza X podjął próbę unii z patriarchą Konstantynopola, która, z przyczyn głównie politycznych (m.in. niepowodzenie zorganizowania kolejnej krucjaty), nie dała trwałego rezultatu. Doprecyzowano również zasady papieskiego konklawe i zajęto się problemem symonii w Kościele. W roku 1305 w Lyonie miała miejsce papieska koronacja Klemensa V, jedenaście lat później – koronacja Jana XXII. W międzyczasie skończyła się jednak niezależność miasta – w roku 1312 Filip Piękny przyłączył je do królestwa Francji. Mimo przyłączenia do Francji i położenia na jego pograniczach, Lyon rozwijał się, głównie dzięki handlowi z Italią. Równocześnie, wojna stuletnia powodowała słabość polityczną królestwa, co dawało lyończykom dozę niezależności. Skończyła się ona wraz z sukcesami Karola VII w walce ze stroną angielską i traktatem w Arras roku 1435, który oznaczał przywrócenie królewskich porządków. W roku 1436 wybuchł tu bunt przeciw związanemu z tym opodatkowaniu, który zmusił samego monarchę do pojawienia się w mieście, w grudniu tego roku. Skończyło się wyrokami śmierci lub banicji dla głównych uczestników rebelii. Rządy królewskie przynosiły jednak również miastu profity – za panowania Ludwika XI cztery wielkie jarmarki ściągały kupców z całej Europy, głównie wspomnianej już Italii. Zaangażowanie Francji w wojny włoskie powodowało wzrost wymiany na tym kierunku. Handlowano przyprawami i suknem, głównie jedwabiem. W mieście pojawili się również bankierzy florenccy, stało się również ono pod koniec XV wieku ośrodkiem nowego rodzaju usług – drukarskich.

Dawne opactwo Ainay (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Abbaye_Ainay_Lyon.jpg)

2 połowa XVI wieku przyniosła wojny religijne – w roku 1562 miasto zajęli hugenoci, odciskając na nim piętno ikonoklazmu. Stulecia XVII i XVIII to okres rozwoju przemysłu, głównie tkackiego. Podczas rewolucji francuskiej końca XVIII wieku Lyon stał się jednym z ośrodków wsparcia Żyrondy. W roku 1793 miasto zostało oblężone przez wojska rewolucyjne i po 2 miesiącach skapitulowało. Zdobywcy zaprowadzili terror – wykonano egzekucje na ponad 2000 osobach, niszczono również miejskie budynki. Ich rekonstrukcję zarządził później Napoleon Bonaparte. Napoleon, prowadząc ekspansję poprzez prowadzone wojny, wymuszał również na innych dworach europejskich kupowanie lyońskiego jedwabiu. Dalszy okres XIX wieku przyniósł ugruntowanie pozycji Lyonu jako jednego z głównych ośrodków przemysłowych Francji. Pod koniec tego stulecia w Lyonie istniało 310 zakładów włókienniczych bazujących na jedwabiu, zatrudniających łącznie ponad 200 tysięcy pracowników. Podczas II wojny światowej Lyon znalazł się w strefie kontrolowanej bezpośrednio przez III Rzeszę Niemiecką. Miano rzeźnika Lyonu uzyskał wówczas Klaus Barbie, zwalczający przejawy oporu.

Bazylika Notre-Dame (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Lyon-Basilique-de-Fourvi%C3%A8res.jpg)

Bogata przeszłość Lyonu pozostawiła po sobie liczne zabytki. Najbardziej imponującą pozostałością czasów antycznych jest dawny teatr, którego budowę rozpoczęto za czasów Oktawiana Augusta, około 15 roku przed Chrystusem, a który rozbudowano za czasów Hadriana, na początku II wieku. Po przebudowie osiągnął średnicę 108 metrów i pojemność ponad 10 000 osób. Do dziś odbywają się tu wydarzenia kulturalne. Katedra prymasowska św. Jana Chrzciciela stoi na miejscu pierwszego kościoła z czasów św. Potyna i św. Ireneusza, który w VI wieku zastąpiono nowym kościołem. Wznoszenie obecnej budowli rozpoczęto w XII wieku, zakończono dopiero w roku 1476. Wnętrze ma 80 metrów długości, szerokość od 20 (prezbiterium) do ponad 32 metrów (nawa). Po obu stronach ołtarza znajdują się krzyże upamiętniającą tzw. unię lyońską między Kościołem rzymskim a Bizancjum. Uwagę zwraca również XV-wieczna kaplica bourbońska oraz zegar astronomiczny z XIV wieku. Przy katedrze, w romańskim budynku mieści się muzeum – skarbiec katedralny.

Katedra św. Jana Chrzciciela – widok ze wzgórza Fourviere (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:007._Photo_prise_depuis_les_toits_de_la_Basilique_Notre-Dame_de_Fourvi%C3%A8re.JPG)

Bazylika św. Marcina w Ainay zachowuje cechy romańskie. Pierwszy kościół według tradycji powstał tu by upamiętnić chrześcijańskich męczenników z II wieku. Wspomina go kronikarz Grzegorz z Tours. W roku 859 powstało tutaj opactwo benedyktyńskie. Obecny kościół był budowany pod koniec XI wieku. Został konsekrowany w roku 1107 przez papieża Paschalisa, a poświęcono go św. Marcinowi z Tours. Podczas I soboru lyońskiego w roku 1245 uznano pierwszeństwo opactwa Ainay przed ponad 70 opactwami i klasztorami w Burgundii i Prowansji. Posiadało ono rozległe włości ziemskie. Nic dziwnego, że nad majątkiem pieczę zapragnął roztoczyć król, wprowadzając w XVI wieku, prawo komendacji, to jest nominacji miejscowych opatów. Powyższe spowodowało, że godność opata była traktowana jako godność rządcy pokaźnych dóbr, co odbiło się niekorzystnie na życiu duchowym. W roku 1562, podczas jednej z odsłon wojen hugenockich, żołnierze barona des Ardets splądrowali budynki klasztorne oraz sam kościół. Odbudowywano go powoli, choć w roku 1600 król Henryk IV zatrzymał się w opactwie z okazji ślubu z Marią Medyceuszką, który miał miejsce w lyońskiej katedrze. Ostatni zakonnicy opuścili opactwo w roku 1685, a klasztorny kościół stał się parafialnym. Rewolucja zaprowadziła swoje porządki – kościół zmieniono w spichlerz, przez co uległ dewastacji, a dawny pałac opacki zburzono. W roku 1802 kościół ponownie konsekrowano, a w ciągu XIX wieku Francuzi odnowili to co zniszczyli. W roku 1905 papież Pius X nadał kościołowi godność bazyliki.

Bazylika św. Marcina (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Abbaye_ainay_Lyon.jpg)

Kościół św. Bonawentury ocalał podczas „porządków” miasta za Napoleona III kiedy to powstała ulica Cesarska (obecnie Republikańska). Jak patron wskazuje należał pierwotnie do franciszkanów, czyli kordelierów, jak nazywają ich Francuzi. Sam św. Bonawentura, doktor Kościoła, zwany Doktorem Serafickim, autor wspaniałego traktatu o Trójcy świętej, gdzie uznawał miłość za podstawę relacji między Boskimi Osobami, dla franciszkanów był tym, kim św. Tomasz z Akwinu dla zakonu kaznodziejskiego. Zmarł w Lyonie, podczas soboru, w lutym roku 1274 i tu też odprawiono mu Requiem. Wznoszenie obecnego kościoła zajęło zaledwie dwa lata – od roku 1325 do roku 1227. Kościół pierwotnie otrzymał wezwanie św. Franciszka z Asyżu. W roku 1482 papież Sykstus IV ogłosił Bonawenturę świętym i powiększany wówczas kościół w Lyonie otrzymał jego imię. W roku 1607 przeprowadzono przebudowę chóru. Rewolucja francuska końca XVIII wieku potraktowała kościół podobnie jak bazylikę św. Marcina, zamieniając go w magazyn zbożowy. W roku 1806 został ponownie konsekrowany, a następnie poddany remontowi. Pod koniec XIX wieku przeprowadzono rozbiórkę budynków przylegających do budowli.

Kościół św. Bonawentury (źródło i licencja: https://fr.wikipedia.org/wiki/%C3%89glise_Saint-Bonaventure_de_Lyon#/media/File:P1090039_L%27eglise_Saint_Bonaventure_a_Lyon.JPG)

Patronem kościoła Saint-Nizier jest św. Nicecjusz, biskup Lyonu i patriarcha Kościoła z VI wieku. Kościół powstał w V wieku, na gruzach rzymskiej świątyni Attysa – bóstwa wegetacji, co ciekawe – przedstawianego w czapce frygijskiej, która stała się później symbolem rewolucji francuskiej. Kościół upamiętniał męczeństwo chrześcijan w Lyonie, w roku 177 i stał się miejscem pochówku lyońskich biskupów. Jednym z nich był Nicecjusz, który zmarł w opinii świętości i którego wstawiennictwu przypisywano liczne cuda. W VII wieku opatem był tutaj św. Austregisilus, późniejszy biskup Bourges. W VIII wieku kościół padł ofiarą kampanii wojennych z udziałem Saracenów i wojsk Karola Młota. Odbudowano go w IX wieku. W roku 1253 kościół podpalili ówcześni komuniści – waldensi, oburzeni jego bogatym wystrojem. Gotycką formę kościół otrzymał podczas przebudowy, która, między innymi wskutek wojny stuletniej, trwała od XIV do 2 połowy XVI wieku. Portal wejściowy ma charakter renesansowy. W roku 1562 stał się obiektem napaści hugenotów, którzy zbezcześcili groby biskupów Lyonu. Kolejni rewolucjoniści – ci z końca XVIII wieku kościół zmienili w spichlerz mąki. Planowano zmienić go w galerię, co spotkało się ze sprzeciwem mieszkańców. W XIX wieku kościołowi przywrócono funkcję sakralną i poddano remontowi oraz rozbudowie.

Kościół St-Nizier (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:%C3%89glise_Saint-Nizier%2C_Lyon.jpg)

Kościół św. Pawła, znajduje się w dzielnicy o tej samej nazwie. Pierwszy kościół na tym miejscu powstał w połowie VI wieku, konsekrowany przez ówczesnego biskupa św. Sacerdosa. Po zniszczeniach w roku 732, został odbudowany na początku IX stulecia. W X wieku stał się kościołem cmentarnym. Rozbudowany w XI i XII wieku, otrzymał romańsko-gotycką formę. W roku 1440 wzniesiono dzwonnicę. W roku 1562, podczas ataku kalwinistów na miasto odniósł uszkodzenia. W roku 1793 rewolucjoniści zamienili go w magazyn saletry. Ponownie konsekrowano go w roku 1801. Wymagał remontu, który stopniowo przeprowadzano – w roku 1818 rozebrano grożącą zawaleniem 24-metrową, kamienną iglicę wieży, w roku 1835 otrzymał romańską w formie latarnię, w roku 1877 neogotycki portal, a pod koniec XIX wieku malowidła w prezbiterium. W roku 1982 zrekonstruowano kamienną iglicę wieży.

Przy lyońskiej katedrze (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:De_saint-%C3%89tienne_%C3%A0_Saint-Jean.JPG)

Na wzgórzu nad miastem znajduje się bazylika mniejsza Notre-Dame de Fourvière. Jej budowę przeprowadzono z prywatnych funduszy w latach 1872-1884 w miejscu rzymskiego forum Trajana. Miała być wotum za ocalenie miasta przed morem w roku 1643, przed cholerą w roku 1832 oraz przed Prusakami w roku 1870. Z tej okazji co roku w święto Niepokalanego Poczęcia Matki Boskiej – 8 grudnia w oknach domów lyońskich zapalają się świece. Podobnie jak paryska bazylika Sacre-Coeur na Montmartre budowa lyońskiej Notre-Dame miała być również aktem ekspiacji za dzieła rewolucji francuskiej. Jej styl odwołuje się do sztuki romańskiej i bizantyńskiej – posiada cztery główne wieże oraz dzwonnicę z pozłacaną statuą Maryi na szczycie. Wewnątrz dwupoziomowego sanktuarium znajdziemy zarówno witraże, jak i mozaiki. Przy bazylice znajduje się muzeum sztuki sakralnej.

Wnętrze bazyliki Notre-Dame (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Lyon-Notre-Dame-de-Fourvi%C3%A8res-int%C3%A9rieur.jpg)

Plan podróży: Owernia – Aurillac

W Aurillac urodził się benedyktyński mnich Gerbert, późniejszy papież Sylwester II, który kanonizował patrona Polski św. Wojciecha i zapewnił utworzenie pierwszej w naszym kraju metropolii. Był on uznawany za osobę niezwyklę uczoną. Samo miasto powstało na miejscu dawnego galijsko-rzymskiego osiedla Aureliacum. W IX wieku istniał tu zamek miejscowej rodziny feudalnej. Hrabia Gerald ufundował w roku 885 benedyktyński klasztor, w którym pierwsze lata życia zakonnego spędził przyszły papież Sylwester II.

Pozostałości zamku św. Szczepana w Aurillac (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File: Aurillac_ChateauSaintEtienne.jpg)

Przy opactwie rozwinęło się miasteczko. Koegzystencja władzy świeckiej i duchownej była czasami trudna – w roku 1255 doszło nawet do starć i podpisania ugody zwanej traktatem z Aurillac, która uregulowała wzajemne stosunki. W XIV do Aurillac zawitała wojna stuletnia – miasto odparło jednak oblężenie Anglików. W XVI wieku doszło do zniszczeń z rąk hugenotów – w roku 1569 miasto poprzez zdradę dostał się w ich ręce, co skończyło się rzezią oraz splądrowaniem opactwa, spłonęła wtedy cała klasztorna biblioteka. Opactwo odbudowano w XVII wieku, który był także stuleciem reformy benedyktyńskich zgromadzeń. Zlikwidowano je podczas rewolucji francuskiej.

Widok na kościół i dzielnicę św. Geralda (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Aurillac_QuartierStGeraud.jpg)

Zachował się kościół św. Geralda z elementami romańskimi (najstarsze z XI. stulecia) i gotyckimi oraz barokowym XVII- i XVIII-wiecznym wyposażeniem. Drugim zabytkowym kościołem jest gotycki kościół Notre-Dame-aux-Neiges z 1 połowy XIV wieku. Gotycki charakter ma też tzw. dom konsula. Nad miastem wznoszą się pozostałości zamku św. Szczepana – w zamku mieści się obecnie muzeum wulkanów. Barok w mieście reprezentują XVII-wieczny ratusz, kaplica z 1 poł. XVII wieku za XVIII-wiecznymi malowidłami, a także dawne kolegium jezuickie.

Kościół Notre-Dame-aux-Neiges (źródło i licencja: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Aurillac_-_Eglise_Notre-Dame-aux-Neiges_-1.jpg)

Czyści katarzy i nieczysty świat

I.

Do Prowansji, gdzie rozegrały się główne wydarzenia związane z herezją katarską wprawdzie nie dotarliśmy, ale pragnę przypomnieć że pierwsze wzmianki o naukach pokrewnych bogomiłom we Francji pochodzą z obszaru doliny Loary oraz Szampanii – w grudniu roku 1022 król Robert II skazał na śmierć na stosie w Orleanie 13 osób, częściowo duchownych głoszących nową herezję. Heretycy ci odrzucali małżeństwo, chrzest, Komunię, spowiedź, miłość małżeńską, hierarchię kościelną, a także… istnienie Chrystusa jako Boga-człowieka. Stosowali własny obrzęd nałożenia rąk uwalniający z grzechów, wierząc w bezpośrednie umocowanie przez Ducha Świętego. Skazani nie chcieli się wyprzeć powyższych wierzeń i na śmierć, jak zanotowali kronikarze, podążyli ze śmiechem (co nie dziwi zważywszy na prezentowane poglądy, opisane szerzej poniżej), podobnie jak o 122 lata późniejsi perfecti z Montsegur. Tego samego roku 1022 dotyczą wzmianki o osobach głoszących w Tuluzie tajemne nauki. W tymże okresie wystąpienia heretyckie zanotowano w diecezji Arras we Flandrii, gdzie pojawił się Italczyk imieniem Gandulf odrzucający małżeństwo, chrzest i Eucharystię. W roku 1025 miejscowy biskup Gerard z Cambrai doprowadził do dysputy i nawrócenia heretyków bez stosowania środków przymusu.

Niektórzy historycy uważają jednak, że pierwszym znanym bogomiłem na ziemiach Franków jest działający w rejonie Chalons, we wsi Virtus po roku 1000 „prorok” ludowy Leutard, który przypisywał sobie prorocze wizje i władzę od Ducha Świętego. Głosił ikonoklazm, napadając na okoliczne kościoły. Nie zgromadził wielu zwolenników, a przez miejscowego biskupa Gebuina był traktowany jako szaleniec. Po obnażeniu fałszywości swoich nauk, jak zanotował kronikarz Glaber Radolfus, Leutard pozbawił się życia, rzucając do studni. W tym samym Chalons, w latach 40-tych XI wieku problem ludowych herezji przybrał nasilony charakter i został potępiony na synodzie w Reims roku 1049. W heretyckich naukach przewijały się elementy typowe dla bogomilstwa i kataryzmu m.in. swoisty „sakrament” nakładania rąk, odrzucanie małżeństwa czy odmowa zabijania zwierząt. Kościelne władze nadal odpowiadały  dysputami i cierpliwym nawracaniem heretyków, czego wyrazem są ówczesne listy biskupa Liege do odpowiednika z Chalons. Herezja sięgnęła na ziemie cesarstwa – w roku 1051, w Goslarze cesarz Henryk III skazał na śmierć chłopów, którzy odmówili zabicia kurczaków, co było jawnym dowodem ich ukrytych wierzeń. Z kolei odrzucenie człowieczeństwa Chrystusa i jego ukrzyżowanie pojawiało się w naukach Piotra de Bruys oraz jego ucznia Henryka z Lozanny, potępionych już po śmierci tego ostatniego w wyniku ludowego samosądu przez opata kluniackiego Piotra Czcigodnego.

Powyższe ruchy miały charakter lokalny i szybko przygasały. Sytuacja miała się zmienić w połowie następnego tj. XII. stulecia, kiedy to pod wpływem działań Cesarstwa Bizantyjskiego skierowanych przeciw bogomiłom, ruszyli oni na zachód w poszukiwaniu sposobności do głoszenia rewolucyjnych nauk. Nazwa katarzy, z greckiego katharoi (wolni od nieczystości) dla tych heretyków, świadcząca o pochodzeniu z terenu wpływów bizantyjskich, pojawiła się w 2-giej połowie XII wieku. Na zachodzie tzw. „nowi heretycy” zyskiwali popularność nie tylko w kręgach chłopskich, ale i wśród rycerstwa oraz duchowieństwa. Pojawiali się tam, gdzie już wcześniej herezja padła na podatny grunt. I tak np. w Szampanii „biskup” katarski rezydował w okolicach Chalons, na wzniesieniach na południe od miejscowości Vertus, skąd pochodził opisany wyżej Leutard. Katarzy przenikali nawet do stolic arcybiskupich takich jak Bordeaux, Bourges czy Narbonne. Pojawiali się w Burgundii (m.in. Nevers, Vezelay i Auxerre) i Szampanii (rejon Chalons, Reims, Soissons i Troyes), a także na północy – we Flandrii (ponownie Arras). Oczywiście różni kaznodzieje głosili różne warianty nauk – m.in. od dualizmu skrajnego do umiarkowanego. Nic dziwnego że nowa fala herezji spowodowała czujność Rzymu. Równolegle, w 2-giej połowie XII wieku pojawił się we Francji, w Lyonie ruch ubogich Piotra Waldo, który spotkał się z przychylnym przyjęciem Rzymu (łącznie z osobistym przyjęciem Walda przez papieża Aleksandra), dopóki nie zaczął rościć sobie prawa do głoszenia własnych, różnych od katolickich nauk. Wówczas został potępiony.

Największe nagromadzenie zwolenników kataryzmu występowało w Langwedocji, gdzie natrafili na wyjątkowo podatny grunt. Składało się na powyższe kilka powodów. Głównym była przychylność feudałów, którzy niechętnym okiem patrzyli na znaczenie Kościoła, a bardziej chętnym na jego posiadłości. Drugim, wymienianym przez współczesne przekazy – stan duchowieństwa na południu Francji, pasie ziem feudalnych o bardzo luźnej i różnej zależności lennej. Wilhelm z Puylaurens opisywał langwedockich księży jako osoby o niskim morale, nie cieszące się zaufaniem i szacunkiem ludności. Jak wskazywał, księża ci mieli wśród ludności podobne poważanie co żydzi. Bernard z Clairvaux po wizycie w Langwedocji napisał w jednym ze swoich listów z roku 1147: „kościoły są uważane za synagogi, sanktuarium Pańskie już nie jest święte”. Jak wskazuje Louis Israel Newmann, powyższe słowa cysterskiego zakonnika, niezależnie od obrazowego potępienia braku pobożności kryły również drugie dno: „obecność żydów w południowej Francji tworzyła silny impuls do rozwoju myśli liberalnej. Tworzyła liberalny charakter umysłu, który próbował umykać ortodoksyjnym doktrynom i formom i angażować się, często na oślep, w systemy myślowe, które nie posiadały żadnej innej wartości poza nowością”. Ta krytyczna ocena kataryzmu („angażowanie się na oślep”) przez badacza żydowskiego nie dziwi, albowiem, jak zobaczymy, ideologia katarska zawierała silne elementy antyżydowskie. Jak pisze jednak dalej Newmann „uprzywilejowany status prowansalskiego żydostwa nie tylko dał ogólny bodziec do rozwoju herezji, ale również otworzył drzwi do ważnego wkładu żydów i judaizmu w sukcesy różnych heterodoksyjnych ruchów”. W żadnym kraju chrześcijańskim żydzi Europy nie cieszyli się w 2-giej  połowie XII wieku takimi przywilejami jak w Prowansji. Mieli analogiczne uprawnienia do ziemi co chrześcijanie, mogli piastować publiczne urzędy, synagogi działały w sposób niezakłócony, w Narbonne funkcjonowała znana na cały świat szkoła żydowska. Izydor Loeb w Kontrowersji religijnej rozwija powyższy wątek „to właśnie w południowej Francji pojawiły się pierwsze polemiczne traktaty pisane przez Żydów. Langwedocja w wiekach średnich, przynajmniej przez pewien ich okres, była krainą wolności i religijnego fermentu. Chrześcijańskie herezje, które były szybko tłumione na północy znajdowały tam sprzyjający teren i znacznie większą tolerancję.”

Wracając do Newmanna – jak konkluduje: „jest ewidentne, że istniało w Langwedocji pośrednie i bezpośrednie powiązanie między Żydami i heretykami.” Dalej, cytując książkę C. Schmidta Historia i doktryna sekt katarów i albigensów, Newmann podnosi: „indyferentyzm panów feudalnych posunął się tak daleko, że często otaczali się oni żydami, którym powierzali urzędy świeckie, lub których zatrudniali jako medyków, przyjmując do grupy zaufanych; Prowansja była pełna także żydowskich poetów i filozofów”. Jak pisze Schmidt: Jan, hrabia Soissons „wróg Kościoła, otaczający się żydami, faworyzował sektę [katarską], która miała wielu zwolenników w jego dobrach.” Żydzi znajdowali się pod szczególną opieką w ziemiach wicehrabiów Beziers i Carcassonne, sprzyjających herezji albigenskiej, zwłaszcza za rządów wicehrabiego – Rogera II. Głównym protektorem katarów był jednak Rajmund VI, z rodu Saint-Gilles, wsławionego na I krucjacie, od roku 1194 hrabia Tuluzy, który jako lennik kilku europejskich władców, tak naprawdę nikomu realnie nie podlegał. Gustaw Saige w Żydach langwedockich pisze o Rajmundzie VI tak: „kiedy krucjata antyalbigenska została skierowana przeciw panom feudalnym południowej Francji jednym z głównych oskarżeń podnoszonych przeciw Rajmundowi VI i jego wasalom było powierzanie Żydom urzędów publicznych ‚na pośmiewisko religii’ [chrześcijańskiej] (…) Uporczywość z jaką kolejne synody podtrzymywały ten zarzut wskazuje na wpływ jaki na herezję albigenską mogły mieć nauki pewnych rabinów ” (kwestia obsadzania żydami urzędów była poruszana na poszczególnych zjazdach, począwszy od roku 1208 aż po ustalenia paryskie roku 1229). Nic dziwnego, że późniejszy biskup Tuy w królestwie Leonu Łukasz wskazywał w swoim traktacie przeciw błędom albigensów o „siejących herezje żydach”, z którymi przywódcy heretyccy utrzymywali bliskie kontakty „w celu zniekształcania wiary chrześcijańskiej”. Jak konkluduje Newmann: „kontakty i związki między chrześcijańskimi książętami a ich żydowskimi urzędnikami wprowadzały ten stan umysłu, który zakładał odrzucenie ortodoksji, uprzątnięcie gruzowiska teologii katolickiej. Nie chcąc jednak przyjmować nauk żydowskich, książęta i świeccy zwrócili się ku kataryzmowi, głoszonemu wówczas w ich dobrach.” Takie podejście wielmożów umożliwiało m.in. zyskanie ideologicznej podstawy do zawłaszczania majątków kościelnych.

Paradoksalnie, takie podejście oznaczało również koniec dobrych czasów dla prowansalskiego żydostwa, przynajmniej w warstwie życia religijnego. Ojciec Rajmunda VI, jak podaje Newmann, zatrudniał wśród swoich urzędników, Abbę Mari – ojca talmudysty Izaaka. Po jego śmierci wystąpiły jednak działania przeciw żydom. Z kolei Rajmund VI znalazł się z jednej strony pod naciskiem Kościoła by nie powierzał żydom urzędów, z drugiej strony zaś kataryzm głosił że Bóg Izraela i Starego Testamentu jest Bogiem złym, szatanem. Prawo Mojżeszowe – było zatem dziełem diabła, a katolików, którzy w polemice z katarami bronili Starego Testamentu, „czyści” uważali za judaizantów. Zgodnie z przekazami Rajmund VI pozwalał sobie w rozmowach na kpiny z „Boga Mojżesza”. Żydów wszakże, jako źródło finansowania, tolerował. Jak pisze Newmann: „feudałowie, którzy ochraniali albigensów posiadali żydowskich pożyczkodawców i urzędników”.

II.

O katarskich wierzeniach informacji dostarczają nam pisma wyznawców sekty. Apokryficzny dokument Interrogatio Johanis, zwany też Tajemną Wieczerzą wpadł w Carcassonne w ręce inkwizytorów. Drugi z dokumentów to pismo katarskiego duchownego Jana z Lugio, hierarchy sekty w północnej Italii tzw. Księga dwóch pierwiastków. Katarzy czerpali z antycznego manicheizmu (z którym zmagał się m.in. św. Augustyn z Hippony), uważając że świat został stworzony przez złego demiurga – szatana (przez znaczną część katarów uznawanego za złego Boga, a nie jedynie upadłego anioła), podobnie jak ludzka natura. W rezultacie świat był złem, a można było się z jego okowów wyzwolić jedynie go opuszczając. Katarzy uważali, że Stary Testament poza Psalmami i księgami prorockimi jest objawieniem szatana. Dobry Bóg nie zachowywałby się bowiem tak jak Jahwe wobec ludu żydowskiego. Chrystus nie był wedle nich człowiekiem. Był aniołem, który nie narodził się z Maryi (wydawało się jej, że się urodził). Treść nie odrzuconych ksiąg Starego oraz Nowy Testament należało rozumieć według klucza gnostycznego – mistycznego tj. przykładowo cuda Chrystusa (np. uzdrowienia) nie dotyczyły ciała ludzkiego jako siedliska zła, lecz duszy. Uważano, że Jezus nie zmarł na krzyżu, niszczono krzyże jako znaki katolickie. Eucharystię odrzucano – Chrystus nie mógł przecież ofiarować wiernym swojego ciała. Nie uznawano chrztu dzieci jako osób nie posiadających rozeznania duchowego ani chrztu katolickiego w ogóle – katarzy sprawowali własny swoisty chrzest będący jednocześnie czymś w rodzaju bierzmowania bądź kapłańskiego namaszczenia (consolamentum), nie używając przy tym wody jako skażonej materii. Adepci kataryzmu, w tym dzieci katarów musieli stosować się do ścisłej diety – bez mięsa ptaków, gadów i zwierząt oraz nabiału. Każde złamanie tego postu było uznawane za apostazję i utratę łaski. Ów post miał podłoże religijne – katarzy wierzyli w wędrówkę dusz, w tym wejście przez dusze niedoskonałe w ciała zwierząt. Wędrówkę kończyła śmierć po consolamentum. Ścisły post jaki stosowano dodatkowo ze względów rytualnych i penitencjarnych tzw. endura prowadził nierzadko do śmierci. Uważano że śmierć w wyniku postu prowadzi do zbawienia. Nie uznawano przysiąg i zakazywano ich stosowania – także w formie umów czy innych zobowiązań. Nie uznawano również przysięgi małżeńskiej. Podważano prawo władzy świeckiej jako pochodzącej od złego Boga do wymierzania sprawiedliwości czy prowadzenia wojny, nawet obronnej.

Zły pierwiastek cielesny stworzony przez diabła i jemu przynależny konkurował zatem z duszą, stworzoną przez dobrego Boga. Ów dobry Bóg był jednocześnie bliski późniejszym wyobrażeniom deistów (pominąwszy brak stworzenia przez niego materii) – dystansował się od świata jako domeny szatana, nie ingerując weń. Przy przyjęciu takiego modelu dochodziło do zabójstw rytualnych – aby wiernych jak najszybciej wyzwolić z niewoli ciała. Kwestionowano również stosowanie medycyny jako oddalające moment uwolnienia duszy z ciała. Zakazywano współżycia seksualnego, zaś ciąża była uważana za stan grzeszny i nieczysty. Kobietom odmawiano zbawienia, lecz nęcono je czymś w rodzaju pośmiertnego „transgender” – miały po śmierci wejść w ciała męskie. Z uwagi na rygory wiary katarów consolamentum tj. pełne przyjęcie wiary katarskiej kwalifikujące przejścia z grupy wyznawców (którym zalecano post i wstrzemięźliwość seksualną, ale stosować ich nie musieli) do grupy doskonałych (perfecti) przyjmowano często tuż przed śmiercią. Consolamentum uprawniało do głoszenia wiary katarskiej.

Jak wiele sekt – katarzy wymagali od swoich zwolenników spieniężenia całego majątku, który deponowano u guru – doskonałych. Uzyskane w ten sposób spore środki pieniężne były wykorzystywane do pozyskiwania wyznawców, np. w Beziers udzielano ludowi pożyczek. Zbawienie i brak odpowiedzialności za wszelkie grzechy na ziemi miało dawać wspomniane consolamentum, stąd być może popularność herezji wśród ludu południowej Francji. Katarzy tworzyli własną organizację kościelną, która posyłała wędrownych kaznodziejów. Kościół katolicki uważano za synagogę szatana z Apokalipsy św. Jana. Zasady wierzeń katarskich zbiegały się z herezją albigenską na południu Francji, stąd też część historyków (np. T. A. Madden) utożsamia te herezje. W roku 1167 w Saint-Felix-de-Caraman odbył się zjazd albigensów i katarów. Kolejny, w roku 1206, w Mirepoix miał za przedmiot pogodzenie rozbieżności w heretyckich doktrynach.

III.

Na heretycką atmosferę w Langwedocji Rzym odpowiedział początkowo jedynie poprzez wysłanie katolickich kaznodziejów, którzy mieli objaśniać błędy kataryzmu. Organizowano dysputy z katarami – do jednej z nich zaproponowanej przez miejscowego biskupa doszło w roku 1165 w Albi. Wśród publiczności zasiadła żona Rajmunda V z Tuluzy – Konstancja oraz wicehrabia Beziers i Carcassonne. Do dysput dochodziło i później w Lombers oraz w roku 1206 w zamku Verfeuil koło Montpellier. W tej ostatniej debacie brali udział papiescy legaci. Pisano traktaty polemiczne – autorem jednego z nich był ówczesny opat Saint-Gilles Ermengaud. Ewangelizację kierowano również do niższych warstw społecznych czemu służyli kaznodzieje wędrowni wysłani w teren. Jednym z posłanych przez Innocentego III zakonników był podróżujący wraz z biskupem Diego z Osmy Dominik Guzman – późniejszy założyciel Zakonu Kaznodziejskiego. Duchowni ci mieli świecić przykładem moralnego i prostego życia, przekonując tym, iż żyją Chrystusową Ewangelią. Jednakże, na początku XIII wieku po stronie katarów stała już, obok Rajmunda, większość langwedockich możnych, zainteresowanych przejęciem dóbr kościelnych. Jedyna polityczna siła, która mogła skłonić hrabiego Tuluzy do uległości – król Francji Filip II August był w tym czasie zaangażowany w konflikt w Normandii z władcą Anglii – Janem bez Ziemi.

W narastającej, wobec szerzącej się katarskiej propagandy atmosferze wrogości wobec Rzymu, legat papieski Piotr z Castelanau na wieść o spisku na własne życie zdecydował się w roku 1206 opuścić na pół roku Langwedocję. W maju roku 1207 Innocenty III obłożył ziemie Rajmunda interdyktem i ekskomunikował Rajmunda, zatwierdzając decyzję Piotra z Castelnau. Ten zaś ponownie ruszył do Tuluzy by przedstawić warunki zdjęcia kary. Podczas spotkania rozgniewany Rajmund kazał mu opuścić swoje ziemie. Piotr został zabity 14 stycznia 1208 roku w rejonie Arles przez zwolenników Rajmunda. W odpowiedzi papież Innocenty III w liście z 10 marca 1208 skierowanym do króla, duchowieństwa i rycerzy Francji ogłosił Rajmunda zabójcą i heretykiem, wzywając do krucjaty przeciw niemu. Odzew wśród Francuzów był spory, co zaniepokoiło Filipa II Augusta, który priorytet dawał własnym politycznym planom na północy Francji. Sam władca w krucjacie nie zamierzał wziąć udziału. Duchowe przywództwo krucjaty objął cysterski zakonnik Arnaud z Citeaux. Natomiast, na wieść o zbierającej się na północy armii krzyżowców Rajmund z Tuluzy postanowił porozumieć się z papieżem, uznając swoją winę w zakresie wspierania heretyków i walki z katolickim duchowieństwem. 18 czerwca roku 1209 odbył publiczną pokutę w Saint-Gilles i uzyskał rozgrzeszenie. Obiecał również przystąpić do krucjaty, która miała skierować się przeciw albigensom, którzy skruchy nie wyrazili. Należał do nich wspomniany wicehrabia Beziers i Carcassonne – Roger, który odmówił poparcia krucjaty. W odpowiedzi krzyżowcy zwrócili się przeciw Beziers. Jego obrońcy urządzili dość niefortunny wypad na przeciwnika, który w jego wyniku podczas kontrataku wdarł się do miasta, urządzając rzeź. Na wieść o spustoszeniu Beziers pozostałe miasta Rogera poddały się krzyżowcom, ów zaś zamknął się w Carcassonne. Oblężenie tego miasta trwało dwa tygodnie – 15 sierpnia 1209 zdecydował się skapitulować w zamian za oszczędzenie miasta. Zajęte ziemie zostały powierzone w zarząd Szymonowi z Montfort, uczestnikowi krucjaty roku 1202, który odmówił uczestnictwa w finansowanej przez Wenecjan wyprawie przeciw Bizancjum i podążył walczyć do Palestyny. Tymczasem, zadowoleni z sukcesów krzyżowcy albigenscy wrócili do siebie – papież uznał bowiem za spełnienie przysięgi służbę w rozmiarze 40 dni i Szymon został w Carcassonne z niewielkimi siłami. Król Aragonii – Piotr, feudalny zwierzchnik miasta, odmówił przyjęcia jego hołdu. Sytuacja nieco polepszyła się na wiosnę, gdy wraz z żoną Szymona do Carcassonne dotarł nowy oddział krzyżowców, ale i on po odsłużeniu 40 dni wrócił na północ.

Obserwując powyższy, przerywany charakter krucjaty Rajmund, hrabia Tuluzy postanowił zerwać zawarte porozumienie. W roku 1211 z powodu odmowy dotrzymania zobowiązań został ponownie ekskomunikowany, a jego ziemie obłożono interdyktem. Szymon miał za mało sił by bezpośrednio zagrozić Tuluzie – skoncentrował się zatem na zajmowaniu mniejszych miejscowości w pobliżu. Wywołało to poszukiwanie przez Rajmunda środków finansowych – zapożyczył się wówczas u pewnego Żyda Salomona. Jak pisze Newmann (Jewish Influence on Christian Reform Movements) krucjata albigenska „przysłużyła się otwarciu nowych obszarów działalności komercyjnej żydowskich finansistów z Langwedocji”. Owa działalność sprowadzała się przede wszystkim do udzielania pożyczek na sfinansowanie działań wojennych strony albigenskiej (de Montforta finansowali kahorczycy). Rajmund poszukiwał również protekcji politycznej – u wspomnianego króla Aragonii Piotra. Ten przystał na objęcie Tuluzy swoją sferą wpływów. Jako zwycięzca nad muzułmanami pod Las Navas de Tolosa w roku 1212 znalazł się w dogodnej pozycji do wystąpienia do papieża ze skargą na samowolę de Montforta, co wkrótce uczynił. W liście ze stycznia 1213 Innocenty III napomniał Szymona by nie napadał na ziemie chrześcijańskie i nakazał by na zjeździe szlachty i duchowieństwa wysłuchał żądań Piotra. Papież planował kolejną krucjatę przeciw Saracenom, sytuacja w Iberii i Langwedocji wydawała się opanowana, dlatego też zamierzał cofnąć odpust związany z krucjatą albigenską.

Na zjeździe w Lavaur delegaci Piotra zażądali wycofania się Szymona z Comminges, Foix i Bearn oraz zadeklarowali, że Rajmund spełni warunki zwolnienia z nałożonych na niego kar, po czym Szymon powinien mu zwrócić zajęte ziemie. Propozycja alternatywna przewidywała wyruszenie Rajmunda do Hiszpanii lub Lewantu na krucjatę i objęcie rządów przez jego syna. Piotr oferował się jako gwarant układu. Propozycje powyższe zostały odrzucone – uczestnicy zjazdu argumentowali, że panowie trzech miejscowości zajętych przez Szymona popadli w herezję. Piotr odwołał się do Rzymu, ale równie gorliwie w obronie swego stanowiska wystąpiło duchowieństwo Langwedocji. Innocenty dał się przekonać jego argumentom, skarcił Piotra że wprowadził go w błąd co do sytuacji na miejscu, zażądał pokajania się przez panów Comminges, Foix i Bearn oraz porozumienia między Piotrem a de Montfortem dla dobra chrześcijaństwa. Obaj możni nie zamierzali jednak ustępować i 12 września 1213 doszło do bitwy pod Muret, w której mimo przewagi wojska króla Aragonii uległy siłom Szymona de Montfort, a sam zwycięzca spod Las Navas de Tolosa zginął. Oczywiście taki obrót sprawy zaniepokoił Innocentego III, który odmówił zatwierdzenia kolejnych zdobyczy de Montforta, pozostawiając sprawę do rozstrzygnięcia IV Soborowi Laterańskiemu na jesieni roku 1215. Sobór uznał Rajmunda VI z Tuluzy winnym wspierania herezji, pozbawił do ziem, przekazano je jego synowi, jednakże do osiągnięcia przez niego pełnoletniości miał nimi zarządzać arcybiskup Arles. De Montfort uzyskał zatwierdzenie swoich zdobyczy i miał uzyskać inwestyturę z rąk Filipa Augusta. Innocenty III zakończył jednak jednocześnie krucjatę w Langwedocji – zwołując nową, której celem miało być odzyskanie Jerozolimy.

De Montfort, mając do dyspozycji najemników, postanowił rządzić twardą ręką – nakazał zburzenie murów Tuluzy by nie stanowiła zagrożenia. Względny spokój panował przez rok. W roku 1216 Rajmund junior wraz z ojcem podjęli próbę odzyskania utraconych ziem. W maju pojawili pod miasteczkiem Beaucaire, które otworzyło przed nimi bramy, choć garnizon Szymona bronił się w zamku jeszcze trzy miesiące. Rajmund starszy ruszył tymczasem do Tuluzy by wywołać powstanie. Umknął jednak na wieść o wyruszeniu przeciw pozbawionemu umocnień miastu wojsk Szymona. Szymon po walce zajął miasto, zarządzając egzekucje przywódców rebelii oraz nałożenie olbrzymiej kontrybucji – 30 tysięcy marek. Latem roku 1217 Rajmund starszy, który zebrał najemników w Aragonii, przekroczył Pireneje i 13 września zajął Tuluzę, gdzie wkrótce napłynęli przeciwnicy twardych rządów Szymona. Wznoszono pospiesznie prowizoryczne umocnienia. De Montfort wkrótce obległ miasto, ale miał zbyt małe siły by je zdobyć. Mimo potępienia rebelii Rajmunda przez papieża Honoriusza III, Szymon nie otrzymał zdecydowanego wsparcia. Oblężenie wlokło się miesiącami, a 25 czerwca 1218 roku de Montfort zginął podczas jednego ze szturmów trafiony kamieniem z katapulty. Syn Szymona – Amalryk wycofał się z oddziałami do Carcassonne. Rejon Tuluzy dzierżył Rajmund VI. Taka sytuacja utrzymywała się przez kolejne lata, mimo wsparcia krzyżowców przez syna króla Francji – Ludwika. Amalryk próbował uzyskać bezpośrednią opiekę króla Filipa Augusta, lecz ten nie zamierzał angażować się w Langwedocji.

W sierpniu roku 1222 zmarł Rajmund VI, rządy w Langwedocji objął Rajmund VII. Jednak zmianę położenia przyniosła dopiero śmierć w roku 1223 Filipa Augusta. Nowy król – Ludwik VIII, w przeciwieństwie do ojca, znał teren krucjaty albigenskiej z autopsji i postanowił zaangażować tam siły królestwa. W listopadzie roku 1225 zaprosił na synod do Bourges zarówno Amalryka, jak i Rajmunda by przedstawili swoje racje. Rajmund zadeklarował walkę z herezją i posłuszeństwo Kościołowi jeżeli przywrócona mu zostanie całość domeny ojca. Amalryk powoływał się na decyzje laterańskie roku 1215 oraz hołd lenny złożony Filipowi Augustowi. Synod ogłosił Rajmunda poplecznikiem herezji, ekskomunikował go i zarządził przepadek jego ziem. Król Ludwik zaangażował się bezpośrednio w organizację krucjaty. Na wieść o tych przygotowaniach dotychczasowi stronnicy zaczęli opuszczać Rajmunda. W czerwcu roku 1226 Ludwik z armią dotarł pod Awinion. Po trzymiesięcznym oblężeniu, 9 września miasto skapitulowało. Plany dalszej operacji wstrzymała śmierć króla 8 listopada. Jego syn Ludwik miał wówczas 12 lat, więc funkcję regentki objęła królowa Blanka Kastylijska. Rajmund postanowił wykorzystać ten okres oddechu i… wynegocjować jak najlepsze warunki. Układ podpisano ostatecznie w Paryżu 12 kwietnia 1229 roku. Rajmund wyrażał skruchę i jednał się z Kościołem w zamian za co otrzymywał rozgrzeszenie. Zobowiązał się do nie udzielania beneficjów heretykom ani żydom. Największy zysk otrzymywała jednak korona Francji: Rajmund miał zapłacić reparacje wojenne oraz wydać córkę Joannę za brata Ludwika – Alfonsa z Poitiers, który po śmierci Rajmunda miał odziedziczyć Tuluzę i przyległe ziemie.

Zwolennicy katarów wycofali się do górskich twierdz. W miastach Langwedocji rozwijała się działalność kaznodziejska nowo utworzonych zakonów mendykanckich – franciszkanów i dominikanów. Tym ostatnim powierzono funkcje inkwizytorskie. Zabójstwo podczas snu dwóch inkwizytorów – Wilhelma i Szczepana w Avignonet przez katarów z Montsegur w maju roku 1242 nastawiło nieprzychylnie do katarów miejscową ludność oraz skłoniło króla Francji do zorganizowania w maju roku 1243 okazałej wojskowej ekspedycji (ok. 10 tys. żołnierzy) przeciw ostatniej twierdzy katarskiej, pod seneszalem Hugonem des Arcis. Zamku bronił Raymond de Pereille, ostatni z feudałów, który udzielał wsparcia katarom. Oblężenie trwało do marca roku 1244. Po udanej próbie wzniesienia machiny oblężniczej na grzbiecie skalistego wzgórza i zdobyciu barbakanu twierdza wobec braku szans dalszej obrony się poddała. Obrońcom obiecano wolne wyjście za wyjątkiem tych, którzy nie wyrzekną się kataryzmu. Ok. 200 „doskonałych” postanowiło wybrać śmierć na stosie – sami wznieśli stos, na który wstąpili, wyzwalając się, wedle własnych wierzeń, ze zła ciała. Sam Raymond de Pereille nie zamierzał umierać za wiarę, choć był następnie przesłuchiwany przez Inkwizycję m.in. w sprawie mordu w Avignonet. Wojska króla Francji po zdobyciu zamku zniszczyły jego mury (obecne ruiny pochodzą z XVII w.) Paradoksem historii okazało się to, iż sprzyjająca katarom Prowansja niecały wiek później miała stać się siedzibą papiestwa, które przeniosło się z Rzymu do Awinionu.

Śmierć katedr – M. Proust (I)

Poniżej zamieszczam tłumaczenie obszernych fragmentów artykułu Marcela Prousta zamieszczonego w Le Figaro z 16.08.1904 roku pt. „Śmierć katedr – konsekwencje ustawy Brianda o rozdzieleniu Kościoła i Państwa” to jest głos osoby uważającej się za agnostyka w bliskim temu blogowi temacie:

Załóżmy na moment, że katolicyzm jest od wielu stuleci martwy, zaś tradycja jego kultu zaginęła. Pozostają jedynie nieme i opuszczone katedry, stały się niezrozumiałe, a jednak nadal budzą podziw. Załóżmy następnie, że pewnego dnia uczeni zdołali, na podstawie zachowanych dokumentów, odtworzyć ceremonie, które były w nich kiedyś odprawiane, do których ludzie je zbudowali, które były ich właściwym znaczeniem i życiem, a bez których pozostają jedynie martwą literą. Załóżmy, że artyści, wiedzieni marzeniem przywrócenia na krótko życia tym wielkim, lecz milczącym obecnie naczyniom, zdecydowali się przez godzinę przywrócić tajemnicze przedstawienie, które kiedyś miało tam miejsce pośród śpiewów i zapachów – słowem, że podjęli to co uczyniło stowarzyszenie Félibres w teatrze w Orange, jeśli chodzi o antyczną tragedię.

Czy jakikolwiek rząd, troszczący się choć w minimalnym stopniu o artystyczną przeszłość Francji nie wsparłby hojnie tak wspaniałego przedsięwzięcia? Czy nie uważacie, że odniosłoby ten sam skutek w stosunku do tych katedr, które są prawdopodobnie największym i bez wątpienia najbardziej oryginalnym wyrazem francuskiego geniuszu co wobec rzymskich ruin? Ktoś może wprawdzie przenosić obcą literaturę, obcą muzykę, obce malarstwo i rzeźbę ponad nasze, ale to we Francji gotycka architektura stworzyła pierwsze i najbardziej doskonałe arcydzieła. Wszystkie inne kraje wzorowały się na niej jedynie, nie dorównując pierwowzorowi.

I tak wracam do mojej hipotezy – pojawiają się uczeni, którzy są w stanie odkryć na nowo utracony sens katedr. Rzeźby i witraże odzyskują swoje znaczenie, tajemnicza woń ponownie unosi się w świątyni, odbywa się święty teatr, a katedra znów zaczyna śpiewać. Jeżeli rząd podpisałby się pod tym zmartwychwstaniem miałby więcej racji niż kiedy popiera przedstawienia w teatrach Orange, w Opera-Comique czy operze, albowiem ceremonie katolickie niosą dobro historyczne, społeczne, artystyczne i muzyczne, którego piękno przewyższa wszystko o czym marzyli wszyscy artyści, a do którego, korzystając z naśladownictwa, potrafił jedynie zbliżyć się Wagner w swoim Parsifalu. Tłumy zmierzają do świętego miasta (Amiens, Chartres, Bourges, Laonu, Reims, Rouen, Paryża czy innego – tak wiele mamy wspaniałych katedr!) i raz w roku doświadczają uczucia, którego kiedyś poszukiwały w Bayreuth czy Orange: radowania się dziełem sztuki w miejscu, które zostało dla niego stworzone. A jednak tu, podobnie jak i w Orange, występowaliby jedynie amatorscy dyletanci, w ramach swoich możliwości, nie posiadający w sobie ducha minionych czasów. Artyści, którzy przyszli wykonać pieśni, artyści, którzy grają rolę kapłanów mogli by się nauczyć, mogliby przyswoić ducha tekstów, zaś Ministerstwo Edukacji obsypałoby ich medalami i pochwałami. Jednakże, pomimo tego, każdy pomyślałby „Zaiste! O ile piękniejsze musiały być te uroczystości, gdy kapłani odprawiali liturgię nie po to by dać jakieś wyobrażenie ceremonii wyrobionej widowni, lecz dlatego że wyrażali tę samą wiarę w swoją funkcję, co artyści, którzy wyrzeźbili Sąd Ostateczny na tympanonie zachodniego portyku, lub którzy w absydzie na szkle namalowali żywoty świętych. O ileż bardziej głęboko i prawdziwie wyrazista musiała być cała ceremonia kiedy wszyscy ludzie odpowiadali na głos kapłana, a na odgłos dzwonka upadali na kolana podczas podniesienia, nie jako beznamiętni i stylizowani statyści do historycznej rekonstrukcji, ale dlatego że podobnie jak kapłan, jak rzeźbiarz, wierzyli. Lecz zaiste rzeczy te pozostają wobec nas tak dalekie jak gorliwy entuzjazm Greków w czasie ich przedstawień, a nasze próby odtworzenia nie są w stanie wiernie oddać ich sensu.

Tak właśnie ludzie mówiliby, gdyby katolicka religia już nie istniała, a jakimś uczonym udałoby się odkryć jej obrządki, gdyby artyści próbowali je nam przywrócić. Ale ważne jest to, że religia ta nadal istnieje i nie zmieniła się od wspaniałego stulecia kiedy były budowane katedry. Uświadomienie sobie czym była żyjąca, wspaniale działająca trzynastowieczna katedra nie wymaga od nas czynienia zabiegu takiego jak w teatrze w Orange i zamieniania jej w miejsce dokładnych, a jednak sztucznych rekonstrukcji i retrospektyw. Wystarczy jedynie byśmy do niej poszli o dowolnej godzinie kiedy odprawiana jest liturgia. Tu odtworzenie, psalmodia, śpiew nie są powierzone artystom bez „powołania”. Celebransami są sami kapłani, czyniąc to nie z perspektywy estetycznej, lecz z wiarą – a przez to o ile bardziej estetycznie. Nikt nie mógłby sobie wymarzyć bardziej żywych i bardziej szczerych statystów, albowiem rolę tę pełnią nieświadomie sami wierni.

Ktoś może powiedzieć, że dzięki przetrwaniu tego samego rytu w Kościele katolickim i wiary katolickiej we francuskich sercach, katedry są nie tylko najpiękniejszymi pomnikami naszej sztuki, ale także jedynymi, które nadal żyją pełnią swego życia i pozostały wierne przeznaczeniu, do którego je wzniesiono.

A teraz z powodu zerwania przez rząd francuski rozmów z Rzymem na temat ustawy pana Brianda jej spodziewane przyjęcie jest nieuchronne. Jej postanowienia stanowią, że w ciągu pięciu lat kościoły mogą, i często będą, zamykane. Rząd nie tylko nie będzie gwarantował odprawiania nabożeństw w kościołach, ale będzie również uprawniony do zmiany ich przeznaczenia według swego widzimisię: w muzea, ośrodki konferencyjne czy kasyna. (…)

Dziś każdy socjalista obdarzony smakiem ubolewa nad zniszczeniami jakie poczyniła w naszych katedrach rewolucja: tak wiele rozbitych posągów i witraży! Zaprawdę: gorzej jest zsekularyzować kościół niż go ograbić. Jakkolwiek nie byłby kościół uszkodzony, dopóki odprawiana jest w nim Msza, zachowuje przynajmniej iskrę życia. Kościół zsekularyzowany umiera i choć może być jako zabytek chroniony przed gorszącym użyciem, pozostaje jedynie muzeum. Można odnieść do kościołów to co Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Te tajemnicze a zarazem głębokie słowa stają się wraz z nowym ich użyciem estetycznym i architektonicznym aksjomatem. Jeśli Ofiara Ciała i Krwi Chrystusa, ofiara Mszy świętej, nie będzie już sprawowana w naszych kościołach, nie będą one miały życia w sobie. Katolicka liturgia oraz architektura i rzeźba naszych katedr tworzą całość, albowiem wyrastają z tej samej symboliki. Jest powszechnie wiadome, że nie ma w katedrach rzeźby, nawet drugoplanowej, która nie posiadałaby symbolicznego znaczenia. Jeśli posąg Chrystusa u zachodniego wejścia do katedry w Amiens spoczywa na podstawie z róż, lilii i winorośli, to dlatego że powiedziano: „jestem różą Saronu”, „jestem lilią dolin”, „jestem prawdziwym krzewem winnym”. Jeżeli żmija i bazyliszek, lew i smok są wyrzeźbione pod Jego stopami, to z powodu wersu Psalmu 90: będziesz stąpał po żmijach i bazyliszkach, a lwa i smoka podepczesz. Na lewo, na małej płaskorzeźbie przedstawiony jest człowiek upuszczający miecz na widok zwierzęcia, podczas gdy ptak śpiewa za jego plecami. To dlatego, że „tchórz nie ma nawet odwagi drozda”: zaprawdę celem tego reliefu jest przedstawienie tchórzostwa jako przeciwstawienia męstwa, albowiem umieszczono go pod figurą, która zawsze (przynajmniej we wczesnych założeniach) jest sytuowana po prawicy Chrystusa to jest pod figurą św. Piotra – Apostoła męstwa. I tak dalej, idąc przez tysiące rzeźb zdobiących katedrę.

Ceremonie kultowe dzielą ten sam symbolizm. W zachwycającej książce, której chciałbym w końcu oddać należną pochwałę, Emilie Male analizuje pierwszą część obrzędu Wielkiej Soboty, wedle opisu liturgii godzin Wilhelma Durandusa.

„Ranek rozpoczyna się od zgaszenia wszelkich świateł aby zaznaczyć, że Stare Prawo, które wcześniej rozświetlało świat, zostało zniesione. Następnie celebrans rozpala nowy ogień, przedstawienie Nowego Prawa. Roznieca go z krzemienia, aby przypomnieć, że Jezus Chrystus jest, jak powiada święty Paweł, kamieniem węgielnym świata. Teraz biskup i diakon wchodzą do prezbiterium i zatrzymują się przed paschalną świecą. Wilhelm Durandus mówi nam, że świeca kryje w sobie trzy znaczenia. Zanim zostanie zapalona symbolizuje mroczny słup, którzy prowadził Izraelitów za dnia, Stare Prawo oraz ciało Chrystusowe. Zapalona oznacza słup światła, który Izrael widział nocą, Nowe Prawo i chwalebne ciało zmartwychwstałego Chrystusa. Diakon odnosi się do tej potrójnej symboliki, recytując przed paschałem Exultet. Podkreśla szczególnie podobieństwo między świecą a Ciałem Jezusa Chrystusa. Wskazuje, że pszczoła, stworzenie czyste i pożyteczne zarazem, wydała nieskazitelny wosk, podobnie jak Dziewica Maryja wydała na świat Zbawiciela. Aby ukazać zmysłom podobieństwo między świecą i boskim ciałem, wrzuca do świecy pięć ziaren kadzidła, symbolizujących zarówno pięć ran Jezusa Chrystusa, jak i wonności jakie święte niewiasty kupiły by namaścić ciało. Na koniec zapala świecę od nowego ognia i w kościele zapalają się wszystkie światła, przedstawiając Nowe Przymierze dane światu.”

Ktoś może powiedzieć: ale to tylko wyjątkowa uroczystość. Oto interpretacja codziennej ceremonii – Mszy. Zobaczycie, że jest nie mniej symboliczna.

„Ceremonię otwiera głęboki i poważny śpiew Introitu, oznajmiając oczekiwania patriarchów i proroków. Duchowieństwo stanowi chór, chór świętych Starego Przymierza wyczekujących przyjścia Mesjasza, nie widzących Go. Następnie wchodzi biskup, pojawiając się jako żywy obraz Jezusa Chrystusa. Jego wejście symbolizuje nadejście Pana, którego oczekują wszystkie narody. Podczas ważniejszych świąt, siedem świec płonie przed nim, przypominając, jak powiada prorok, siedem darów Ducha Świętego spoczywających na głowie Syna Bożego. Idzie pod triumfalnym baldachimem, którego czterej niosący mogą być przyrównani do czterech Ewangelistów. Dwóch akolitów idzie – jeden po prawej, drugi po lewej przypominając Mojżesza i Eliasza, którzy pojawili się na górze Tabor po obu stronach Chrystusa. Uczą, że Jezusowi przysługiwał autorytet Prawa i proroków.

Biskup siada na tronie w milczeniu. Wydaje się nie brać udziału w pierwszej części ceremonii. Jego zachowanie zawiera naukę – milczenie przypomina ukryte życie Chrystusa w pierwszych latach. Tymczasem subdiakon odczytuje Lekcję na prawo od ołtarza. Mamy tu przelotne spojrzenie na pierwszy akt dramatu naszego Zbawienia. Czytanie Lekcji jest odpowiednikiem kazań św. Jana Chrzciciela na pustyni. Przemawia zanim Zbawiciel zostanie usłyszany, ale wyłącznie do Żydów. Dlatego subdiakon na wzór swego Poprzednika zwraca się ku południowi – kierunkowi Starego Prawa. Po przeczytaniu Lekcji składa pokłon przed biskupem, podobnie jak jego Poprzednik pokłonił się Jezusowi Chrystusowi.

Po Lekcji następuje śpiew Graduału. Odnosi się również do posłannictwa św. Jana Chrzciciela – symbolizuje głoszenie pokuty jakie kierował do Żydów w przededniu nowej ery. Wreszcie celebrans odczytuje Ewangelię. Jest to moment uroczysty albowiem tu rozpoczyna się działalność Mesjasza – po raz pierwszy Jego głos jest słyszany w świecie. Czytanie Ewangelii uosabia Jego nauczanie.

Po Ewangelii następuje wyznanie wiary, podobnie jak wiara jest konsekwencją głoszenia prawdy. Dwanaście artykułów Credo odnosi się do posłania Apostołów.”

Pani Male dodaje, że także „same szaty jakie kapłan ubiera do ołtarza” i naczynia liturgiczne zawierają tak wiele symboli. „Ornat, noszony jako szata wierzchnia, symbolizuje miłość, która jest najważniejszym przykazaniem i najwyższym prawem. Stuła, którą kapłan zawiesza na szyi jest lekkim brzemieniem Pana, a ponieważ jest napisane, że każdy chrześcijanin powinien przyjąć to jarzmo, kapłan całuje stułę kiedy ją zakłada i zdejmuje. Mitra biskupia z dwoma szczytami symbolizuje wiedzę jaką biskup powinien posiadać o obu Przymierzach, dwie wstążki z niej opadające przypominają, że Pismo Święte powinno być interpretowane zgodnie z literą i duchem. Dzwon jest głosem nauczycielskim, zaś drzewo na jakim jest zawieszony – stanowi figurę Krzyża. Jego sznur złożony z trzech splecionych części wskazuje na trzy stopnie rozumienia Pisma to jest historyczne, alegoryczne i moralne. Kiedy ktoś bierze ten sznur w dłonie aby dzwon zabrzmiał, wyraża symbolicznie fundamentalną prawdę, że znajomość Pisma powinna prowadzić do czynów.”

I tak wszystko aż po najmniejszy z gestów kapłana, stułę, którą nosi, tworzy całość symbolizującą Jego z głębokim uczuciem, które nadaje życie całej katedrze i które tworzy, jak to doskonale ujmuje p. Male, geniusz wieków średnich.

Nigdy ludzkim oczom i rozumieniu nie został przedstawiony widok tak przypominający wielkie zwierciadło wiedzy, duszy i dziejów. Ten sam symbolizm wkracza nawet w muzykę, która wypełnia to ogromne naczynie. Siedem tonów gregoriańskich przedstawia siedem cnót i siedem epok świata. Można powiedzieć, że wagnerowska produkcja w Beyreuth nie umywa się do odprawianej w katedrze w Chartres Mszy uroczystej.

 

tłum własne z wersji ang. za: http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/01/the-death-of-cathedrals-and-venerable.html, tłumaczenie na jęz. ang. John Pepino PhD

CHÓR KATEDRY W ROUEN

CHÓR KATEDRY W ROUEN

JE NE SUIS PAS CHARLIE

Powody m.in. bluźniercze okładki „czasopisma” można sobie wyszukać bez problemu w sieci. Należy ono do innej cywilizacji niż ta, do której się przyznaję. Nie oznacza to poparcia dla aktu jeszcze innej, również obcej cywilizacji, która napadła wczoraj na cywilizację Charlie. Powoli kręgi „intelektualne” zachodu może dojdą do wniosku, iż islam nie pasuje do utopijnej konstrukcji z kart typu multi-kulti – z całą rozciągłością skutków związanych ze specyfiką tej religii, oraz że ateistyczny konsumpcjonizm, wbrew rojeniom inżynierów społecznych od post-cywilizacyjnych projektów, nie zastąpi potrzeb religijnych człowieka. Natomiast doniesienia o związkach sprawców ataku na pismo z Reims potwierdzają, pobieżne z natury czasowej, opisywane na tej stroniem wrażenia z pobytu w powyższym mieście, w szczególności peregrynacji po zmroku minionym traktem królów między katedrą a bazyliką opactwa Saint-Remi.

charlie-hebdo