Azay-le-Rideau

Do tego małego miasteczka przyjechaliśmy, żeby obejrzeć kolejną „perłę renesansu”, a mianowicie zamek na wodzie – rzece Indre. Jak uważają archeolodzy teren po lewej stronie rzeki był miejscem osadnictwa już za czasów galijsko-rzymskich. Miasteczko na prawym brzegu wyrosło w wiekach średnich przy przeoracie benedyktyńskim oraz zamku. W 2 połowie XII wieku rycerz Ridel (Rideau) wzniósł tu warownię dla obrony ważnego szlaku z Tours do Chinon. W roku 1189 Azay-le-Rideau wpisało się do historii w związku z konfliktem między Henrykiem II angielskim a jego synem Ryszardem, który sprzymierzył się z królem Francji Filipem Augustem. Stary król przegrał i musiał uznać Ryszarda swoim następcą. W roku 1418 miasteczko zostało spalone podczas starć między oddziałami ustępującego do Bourges delfina Karola (późniejszego Karola VII) a burgundzką załogą zamku. Jej dowódca i żołnierze wzięci do niewoli zostali straceni, zaś miasteczko otrzymało niechlubną nazwę Azay-le-Brule (tj. spalone). Zamek pozostawał w ruinie aż do roku 1518, kiedy to podjęto budowę obecnego założenia z inicjatywy skarbnika króla Franciszka I – Gillesa Berthelota. Berthelot uzyskał zgodę monarchy na jego ufortyfikowanie, tłumacząc ją potrzebą ochrony gościńca między Chinon a Tours.

Zamek budowano do roku 1527 kiedy to Berthelot, na wieść o aresztowaniu i egzekucji jego kuzyna Jacquesa de Beaune zawiadującego królewskimi finansami, uciekł z Francji. Król uznał to za przyznanie się do malwersacji i przejął nieukończoną rezydencję, przekazując ją jednemu ze swoich rycerzy. Jej budowę zakończono w 2 poł. XVI wieku i w roku 1619 gościła ona nawet króla Ludwika XIII. Podupadły potem zamek, opuszczony podczas rewolucji odnowiono po restauracji. Fundamenty zamku stoją na bagnistym terenie rozlewisk Indre, co odbija się na jego stanie technicznym. Styl to wczesny renesans pomieszany z późnym XIX-wiecznym romantyzmem, kiedy to zburzono jedną z wież i usunięto cechy obronne, zastępując je elementami bardziej typowymi dla pałacu. Teren pałacu okazał się placem budowlanym pełnym koparek, miejscowego, błota i innych akcesoriów. Całość można polecić fanatykom klatek schodowych, podobnie jak zamek w Blois i Chambord zresztą.

Niedaleko zamku stoi częściowo romański kościół Saint-Symphorien, pierwotnie z VI wieku. W 1 połowie XI stulecia objęli go opieką benedyktyni z opactwa w Cormery, między Tours a Loches (splądrowanego w roku 1562, od „wielkiej rewolucji” w ruinie) i przebudowali, powiększając w XII wieku. Na początku XVI wieku dodano jego drugą nawę w stylu gotyku „płomienistego”, w roku 1603 powstała kaplica południowa. Dawne witraże zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Zachowały się fragmenty zdobienia IX-wiecznej fasady z czasów karolińskich, choć dodane później okno spowodowało zniszczenie części figur.

MAPA

LINKI

PANORAMA 360-STOPNI ZAMEK

GALERIA

Valenceay

Jak napisałem w jednym ze „wstępniaków” inicjatorem i „księdzem patriotą”, forsującym jeden z pierwszych kroków Wielkiej rewolucji, którym było przejęcie  na jesieni roku 1789 majątku Kościoła  był 36-letni wówczas Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord. Do Valenceay trafił on  na rozkaz Napoleona jako jego minister do spraw zagranicznych w roku 1803. Objął miejscowe podupadłe chateau, które miał zamienić w luksusowe miejsce internowania dla pojmanych VIPów (przebywał tu m.in. Ferdynand hiszpański). Z zadania się wywiązał – czemu chateau Valenceay zawdzięcza obecny kształt. Po śmierci w roku 1838 dawny książę zabranego Rzymowi Benewentu, zwany z powodu połączenia kalectwa z charakterem „kulawym diabłem”, został pochowany w kaplicy pałacowym parku. I o nim będzie w sumie ta notka (niejako w „sequelu” do opowieści o innym „mózgu” rewolucji).

Karol Maurycy Talleyrand urodził się w dobrze sytuowanej, arystokratycznej rodzinie – jego ojciec był generałem, stryj Alexandre pełnił od roku 1777 funkcję arcybiskupa Reims (wcześniej był biskupem koadiutorem tej archidiecezji). Dla Karola z racji kalectwa wykluczającego wojskową ścieżkę kariery ojciec zaplanował wejście w szeregu duchowieństwa Kościoła, choć Talleyrand od początku dawał wyraz temu, że wiara tegoż jest mu dość daleka. Podczas pobytu  seminarium św. Sulpicjusza w latach 70-tych XVIII wieku nie wyrzucono go tylko z uwagi na zasługi stryja. Wobec dalszych niesubordynacji wobec duchownych zwierzchników w Paryżu stał się tam persona non grata. Wówczas stryj przyjął go pod kuratelę i obdarzył funkcją wikariusza generalnego diecezji Reims. Potem z uwagi na obrotność Talleyrand stał się pełnomocnikiem do rozmów z rządem, występując w obronie majątku Kościoła. Zachował jednak paryskie kontakty z „wolnomyślicielami” – Wolterem, Mirabeau, Callonnem i Panchaudem. Jak wskazują N. Webster i U. Birch to właśnie krąg skupiony wokół hrabiego de Mirabeau, do którego należał Talleyrand, nawiązał w latach poprzedzających rok 1789 współpracę z rozbitkami bawarskich illuminatów (Bode i Busche)  porzuconych przez Spartakusa-Weishaupta. Samemu Talleyrandowi przypisuje się członkostwo w lożach Amis Reunis  (ówcześnie) i (później) Cavaliers de la Croix.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

CHATEAU DE VALENCEAY

Mimo okazanych zdolności dyplomatycznych, wobec braku uwarunkowań moralnych, godność biskupa Talleyrand uzyskał dopiero w styczniu roku 1789, na kilkanaście dni przed ogłoszeniem zasad wyłaniania deputowanych do Stanów Generalnych. Wcześniej czynił podchody na inne godności biskupie, m.in. za pośrednictwem hrabiny de Brionne, kuzynki kardynała Rohan. Nie udawało mu się to, a w roku 1785, z powodu znanych powszechnie manier, został usunięty z listy kandydatów na biskupów. Ponoć dopiero wstawiennictwo umierającego ojca u króla Ludwika, po tym jak wymógł na synu obietnicę zmiany zachowania, wyprowadziło Karola na stanowisko w burgundzkiej, prowincjonalnej diecezji Autun. Na ile „byli tu czynni inni szatani” to jest środowisko Pałacu Royal księcia Orleańskiego nie wiadomo. W każdym razie już w lutym Talleyrand brał udział w spotkaniach pałacowego Klubu de Valois, przemierzał również przypałacowe tzw. „ogrody rewolucji”. Do Autun pojechał zaledwie na kilka tygodni – tylko po to by uzyskać, będący w sumie formalnością, wybór na deputowanego Stanów Generalnych. Na początku kwietnia był znowu w Paryżu, w którym tymczasem wzbierał podburzany przez grupę księcia Filipa orleańskiego tłum. 27 kwietnia doszło do ataku na manufakturę przedsiębiorcy Reveillona, któremu dało się uciec przed tłuszczą do… Bastylii. W czerwcu Talleyrand jako jeden z pierwszych księży zgłosił akces do grupy, która ogłosiła się tzw. zgromadzeniem narodowym. Działał na tyle aktywnie, że został członkiem komitetu konstytucyjnego. Równocześnie prowadził rozmowy z dworem, proponując księciu Karolowi d’Artois, użycie siły przeciwko zebranej w lipcu w Paryżu gawiedzi.

OGRODY PAŁACOWE VALENCEAY

OGRODY PAŁACOWE VALENCEAY

Po zdobyciu Bastylii nie poszedł oczywiście w ślady stryja, który odmówił zaakceptowania reżimu jaki rewolucja przygotowała dla Kościoła i udał się w roku 1790 na wygnanie. W roku 1789 Talleyrand należał do obozu Palais Royale księcia, potem obywatela, Filipa orleańskiego. Wygłaszał płomienne przemówienia dokładnie odwrotne do tego co wcześniej jako pełnomocnik duchowieństwa w kontaktach z rządem „starego reżimu” głosił (opowiadając się za obroną immunitetów kościelnych). 10 października Talleyrand zgłosił wniosek podjęcia środków nadzwyczajnych to jest przejęcia wobec potrzeb państwa majątków kościelnych, poparł go niezwłocznie Mirabeau, przygotowując stosowny akt, przepchnięty 2 listopada. W roku następnym był współautorem kolejnych praw dotyczących Kościoła, w tym tzw. konstytucji cywilnej kleru prowadzącej do schizmy. Porzucił stan kapłański, jednak wracał do niego, gdy tylko rewolucja wzywała. W lipcu 1790 roku odprawił „mszę” z okazji rocznicy zdobycia Bastylii, zaś w styczniu 1791 roku dokonał pierwszych konsekracji biskupich „czerwonych księży”, którzy zerwali łączność z Rzymem, zaciągając tym samym ekskomunikę z mocy prawa. Nie przeszkodziło mu to w tym samym miesiącu złożyć dymisji ze stanowiska biskupa Autun z zachowaniem potrzebnego do zadań specjalnych tytułu. Talleyrand znajdował się zresztą w grupie zaledwie 3 biskupów (wraz z Gobelem, późniejszym biskupem Paryża i Bourgiem), którzy złożyli przysięgę na wierność konstytucji, nakłaniając pozostałą dwójkę do tego emocjonalnym szantażem. W roku 1792 zajmujący się sprawami zagranicznymi de Lessart wysłał Talleyranda z zadaniem specjalnym do Londynu – wobec planowanych wojen rząd chciał zapewnić sobie wsparcie wyspiarzy w wojnie z Austrią. Według relacji gubernatora Morrisa marchewka obejmowała przekazanie praw do kilku francuskich wysp oraz zburzenie wzniesionych za Ludwika XVI fortyfikacji Cherbourga. Misja ta spełzła na niczym wobec ataku tłumu 20 czerwca na pałac królewski w Tuilieres. 10 sierpnia nastąpił ostateczny szturm na ten pozostały bastion monarchii, który Talleyrand skwitował notami do ościennych rządów obwiniającymi króla za zajście. 2 września rozpoczęły się rzezie duchownych w Paryżu, a 7 września Talleyrand otrzymał za wstawiennictwem Dantona paszport dyplomatyczny na wyjazd do Londynu, udając się tam dość okazale – z całą osobistą biblioteką.

WIEŻA ZAMKU W VALENCEAY

WIEŻA ZAMKU W VALENCEAY

Wracać na razie nie zamierzał, zwłaszcza że na jesieni wśród dokumentów uwięzionego obywatela Kapeta odkryto korespondencję Talleyranda z królewskim dworem, co skutkowało wydaniem na początku grudnia nakazu aresztowania i aktu oskarżenia przeciw tytularnemu biskupowi. I tak, Talleyrand przebywał w roku 1793 w Londynie, pozostając w arystokratycznym kręgu towarzyskim związanym z Karolem d’Artois. Rojaliści ze zrozumiałych względów mu nie ufali, podobnie rząd angielski – pod koniec stycznia 1794 nakazano mu z polecenia premiera Pitta opuścić kraj. Przyczyny powyższego nie są znane, ale musiały być bardzo poważne, gdyż Londyn wcale chętnie gościł w tym okresie francuskich uchodźców, zaś we Francji czekał Coraz Większy Terror ery Robespierre’a.

Udał się za ocean do powstającego Nowego Świata Stanów Zjednoczonych Ameryki, zaopatrzony w listy od byłego premiera angielskiego Williama Petty, markiza Landsdowne. Został jednak uprzedzony przez dawnych współtowarzyszy rewolucyjnych z Francji, zarzucających mu przed Waszyngtonem spisek przeciw „szczęściu ludów”. W czerwcu 1795 wysłał list do Konwentu z prośbą o umożliwienie mu powrotu i dalszą służbę Republice, co uzyskał we wrześniu za pośrednictwem kochanki Marie Josepha Cheniera – rewolucyjnego poety, który uczestniczył w tworzeniu we Francji oświeceniowego kultu oraz dobrej znajomej baronowej de Stael. Wrócił do Paryża przez Niemcy we wrześniu roku 1796. Przez dyrektora Paula Francoisa Barrasa, którego sekretarz właśnie utopił się w Sekwanie, Talleyrand załatwił sobie nominację w lipcu 1797 na urząd ministra. Jak zanotowano, na wieść o niej miał powiedzieć swoim zausznikom, że stanowisko to daje szansę zarobku olbrzymiego majątku. Zasłynął m.in. z wymuszania gaży od zagranicznych rządów w zamian za obietnicę transformacji rewolucji i zakończenia wojen. We wrześniu 1797 Talleyrand wraz z madame de Stael wsparli Barrasa przy zamachu 18 fruktidora, który miał zapobiec przejęciu władzy przez rojalistów i doprowadził do kolejnej fali prześladowań Kościoła (m.in. ponowne przejmowanie świątyń, wprowadzanie rewolucyjnych rytuałów, itp.). W międzyczasie, Talleyrand nawiązał kontakty z generałem Bonaparte, co w dłuższym okresie czasu doprowadziło… do obalenia dyrektoriatu i przejęcia władzy przez tego ostatniego. W nagrodę Talleyrand został ministrem spraw zagranicznych Napoleona i otrzymał pałac w Valenceay jako nadzorca przeznaczonych do obalenia możnych starego świata. Dalsze jego losy, w tym usunięcie ze stanu kapłańskiego przez Piusa VII w roku 1801, związek z Tyszkiewiczową-Poniatowską oraz zostawienie Napoleona na łaskę koalicji są ogólnie znane, więc sobie je oszczędzimy. Wspomnimy jedynie, iż według relacji ojca Feliksa Dupanloupa Talleyrand nawrócił się przed śmiercią w roku 1838, złożył spowiedź i żal za grzechy. Podpisał również w obecności kapłana oświadczenie, w którym wyrzekł się wielkich błędów, które siały zamęt oraz godziły w katolicki i apostolski Kościół rzymski, a w które miał nieszczęście popaść. Czy był to ostatni i ostateczny wybieg Talleyranda czy rzeczywista, kolejna wolta oczywiście nie wiemy.

MAPA

Chateaudun

Chateaudun jest 13-tysięcznym miasteczkiem, o które zahaczyliśmy po drodze z doliny Loary do Chartres. Parkingów (darmowych) w mieście jest sporo – można stanąć np. pod linią dawnych murów koło kościoła św. Magdaleny, albo na placu pod okazałym zamkiem. To właśnie jemu miejscowość zawdzięcza nazwę. Jej etymologia jest dość szczególna łączy bowiem francuskie słowo chateau (z łacińskiego castellum) z dawnym, galijskim dunos, oznaczającym mniej więcej to samo. Ta podwójna konotacja z zamkiem w tle była nie do zniesienia dla rewolucjonistów, którzy w roku 1794 zmienili nazwę miasteczka na Dun-sur-Loir dla odróżnienia od Dun-sur-Auron. Rewolucjoniści jednak wprowadzonej przez siebie nazwy sami wyraźnie nie kojarzyli, gdyż skierowany do osadzonych w dawnym zamku więźniów nakaz doprowadzenia przed trybunał w Paryżu trafił do drugiej z wymienionych miejscowości. Dzięki temu przypuszczalnie więźniowie owi przeżyli i doczekali kolejnego, mniej krwawego etapu rewolucji.

Kościół św. Małgorzaty. Ale po kolei – zwiedzanie rozpoczęliśmy od dawnego klasztornego kościoła św. Małgorzaty (La Madeleine), położonego w linii dawnych murów, dokąd zaprowadziła nas zarastająca ścieżka po schodkach. Kościół był budowany od 1 połowy XII wieku (nawa główna) aż po stulecie następne. Na początku XVI wieku, po zawaleniu się części poprzedniego, romańskiego prezbiterium zastąpiono je nowym, późnogotyckim, przebudowano również sklepienia nawy bocznej północnej, a kościół otrzymał widoczne ciekawe drewniane obramowania stropowe. Wnętrze jest dość jasne, niezbyt duże w zestawieniu z wielkimi obiektami gotyckimi, z ładnymi wzorami roślinnymi na kapitelach kolumn. Rolę obronną kościoła widać po masywnej elewacji północnej oraz jej roli – była to z racji lokalizacji główna fasada budowli. Niestety jej dekoracje zostały mocno poniszczone przez rewolucję, która wyrzuciła mnichów z opactwa. Zniszczenia przyniosła również II wojna światowa. Pozostałości klasztornego kompleksu przylegają do kościoła, po lewej znajduje się dawny, barokowy szpital. Z placu przed kościołem widać już okazałą wieżycę, oddalonego o ok. 200 metrów zamku, któremu towarzyszy stary kwartał zabudowy z XV-XVI wieku.

Zamek. Najstarsze części, wzniesionego na wysokiej wapiennej skale nad rzeką Loir, chateau w Chateaudun pochodzą z XII wieku, choć widać też późniejszy gotyk (XV w.) oraz renesans (XVI w.). Okazały donżon zamku, ponad 40-metrowej wysokości, o średnicy 17 metrów, został wzniesiony ok. 1180 roku przez hrabiego Blois Thibauta V. Powstał na miejscu poprzedniej warowni powstałej na początku X stulecia celem obrony przed najazdami normańskimi. Jego mury mają około 4 metry grubości. Budynki mieszkalne i kaplicę dodał w 2 połowie XV wieku, po wypędzeniu Anglików z Francji, ówczesny właściciel – towarzysz broni Joanny d’Arc: Jean de Dunois. Z początków XVI w. pochodzi natomiast skrzydło renesansowe. Po wielkim pożarze miasta w roku 1723, zamek służył jako schronienie dla pozbawionych dachu nad głową jego mieszkańców. Rewolucja francuska splądrowała kaplicę i zamieniła zamek w koszary. W roku 1870 zamek ucierpiał podczas bitwy między Francuzami a Prusakami, która miała miejsce pod miastem.

Podzamcze. Warto okrążyć zamek, przechodząc obok ruin kościółka Saint-Lubin z końca VI wieku (święty Leobinus był biskupem pobliskiego Chartres w połowie VI stulecia i według tradycji założył tamtejszą kapitułę oraz szkołę katedralną), w dół starej uliczki aż pod potężną zamkową skałę. Do miasta wracamy stromymi schodkami po północnej stronie zamku – tzw. pasażem św. Piotra.

Obecne centrum. Oprócz zamku, kościoła opackiego i starej zabudowy można kroki skierować na główny plac miasta powstały po wielkim pożarze w czerwcu 1723 roku, w czasie którego prawie 80 % mieszkańców straciło domy. Zaprojektowano wówczas nowe miasto z centralnym miejscem. Obecną nazwę (Plac 18 października) otrzymało po wspomnianej wyżej bitwie z Prusakami w roku 1870, przegranej, podobnie jak cała wojna, przez Francuzów. Na środku placu stoi elegancka fontanna, na zachodnim jego krańcu znajduje się budynek ratusza. Wychodząc z placu 18 października w stronę wschodnią widać kamienną wieżę kościoła św. Waleriana, wzniesionego na przedmieściu na przełomie XII i XIII wieku z ciekawym wejściowym portalem, przebudowanego pod koniec XV i XVI stulecia.

Reszta miasta. Oprócz tego w Chateaudun można zobaczyć dawną kaplicę templariuszy (przy rzece Loir na pn. wsch. od zamku) z XIII wieku, kościół Saint-Jean-de-la-Chaine z XI-XII wieku, z późniejszą, XVI-wieczną wieżą i nikłe pozostałości (brama) dawnego, XV-wiecznego klasztoru franciszkanów obserwantów (na pd. wsch. od kościoła St. Madeleine), zniszczonego podczas rewolucji (obecnie park i parking). Jeżeli ktoś ma czas i ochotę zostają jeszcze wypłukane w wapiennych skałach, na których stoi miasto Grottes du Foulon ze śladami bytności ludzkiej w odległej przeszłości oraz kolekcją geod z odciskami dawnych wodnych zwierząt (my, po przeżyciach w grotach Arcy-sur-Cure sobie darowaliśmy).

MAPA

LINKI

KOŚCIÓŁ ST. MADELEINE W MAPPINGGOTHIC.ORG

PANORAMA WNĘTRZA KOŚCIOŁA ST. MADELEINE

GALERIA

Chenonceau

„Zamek jak kaczka na wodzie siedzi” – chciałoby się powiedzieć, za XVI-wiecznym polskim kronikarzem relacjonującym zupełnie inne okoliczności przyrody, o tej fantazji francuskiej arystokracji epoki renesansu, która kazała nadbudować pałac na moście przez rzekę Cher. Paradoksalnie, pomysł ten zapewnił rezydencji przetrwanie w mrocznych czasach rewolucji XVIII wieku, w których tępiący ślady monarchii republikańscy urzędnicy zdecydowali że zamek jest potrzebny jako most, bo innego nie ma w okolicy. Ale po kolei. Pierwszy zamek w Chenonceau istniał w już średniowieczu i należał do rodziny Marques. Został zburzony w 1 połowie XV wieku, na rozkaz Karola VII (tego od Joanny d’Arc) za kolaborację właścicieli z Anglikami. Syn owych „zaprzańców” przeszedł na stronę Walezjuszy, co pozwoliło mu odbudować rodową siedzibę. Z wzniesionej przez niego budowli pozostał donżon – wolnostojąca, jakby nie pasująca do reszty, wieża widoczna przed wejściem do głównego zamku. W roku 1513 posiadłość kupił poborca generalny Normandii Tomasz Bohier, stawiając na miejscu dawnego nadrzecznego młyna nową rezydencję. Przeszła ona na własność  Franciszka I pod pretekstem kolejnego antykrólewskiego spisku.

Ten był jednak zbyt zajęty pobliskimi Blois i Chambordem by brać się jeszcze za Chenonceau. Jego syn – Henryk II również nie bardzo wiedział z tym fantem począć, podarował go zatem swej kochance Dianie z Poitiers. Właściwie zaś dokonał pozornej sprzedaży by uniknąć zarzutów żony – królowej Katarzyny Medycejskiej. Diana założyła w Chenoncau ogród (na lewo od zamku – dziś niezbyt imponujący) i połączyła dwór z przeciwległym brzegiem Cher kamiennym mostem. Po śmierci Henryka II w roku 1559 królowa-wdowa Katarzyna wymogła na Dianie zamianę Chenonceau na pobliski Chaumont-sur-Loire. I to właśnie z inicjatywy Medyceuszki wzniesiono na moście dwie kondygnacje galerii (pierwsza z nich służyła jako sala balowa) oraz rozbudowano pozostałą część. Plany dalszego powiększenia rezydencji były dość ambitne, ale ostatecznie je porzucono, gdyż Francja weszła w okres burz hugenockich. Po śmierci Katarzyny w roku 1589 zamek odziedziczyła jej synowa – Ludwika Lotaryńska, a gdy zmarła pozostał opuszczony przez ponad sto lat. Podczas rewolucji, jak wspomniano zamek ocalał, podobno głównie dzięki perswazjom miejscowego księdza, ocalała też „zamaskowana” pałacowa kaplica.

W XIX w. przeprowadzono gruntowną przebudowę całości, usuwając części dodane przez Katarzynę Medycejską, oprócz części nawodnej. Podczas II wojny światowej zamek był dwukrotnie bombardowany – w czerwcu 1940 roku przez Niemców i również w czerwcu, ale 1944 roku przez aliantów. Obecnie jest jednym z mniejszych, ale bardziej urokliwych zamków rejonu doliny Loary, łączącym elementy gotyckie i renesansowe, a także manierystyczne (część nawodna). Można tu liczyć na przewodnik w języku polskim i ciekawe wnętrza z dekoracjami kwiatowymi z ogrodu, położonego przy budynkach folwarcznych na północ), galerię dzieł sztuki (tzw. medycejską). Spacer po nadrzecznym bulwarze widoki na łodzie spacerowe przepływające pod arkadami rezydencji-mostu. Mniej imponuje widoczna na ścianach zewnętrznych wilgoć oraz niezbyt atrakcyjne ogrody Diany i Katarzyny. W minigalerii figur woskowych można zobaczyć postacie Henryka II, Diany z Poitiers czy Katarzyny Medycejskiej. Wstęp do zamku kosztuje 12 EUR, choć w centrach IT można kupić tańsze bilety. Parking przy wejściu na teren zamku jest bezpłatny.

MAPA

GALERIA

Chateau du Rivau

Rezydencję, choć leży na uboczu, odwiedziliśmy kierowani wysokimi notami we wszelakich ankietach oraz eleganckim wyglądem z zewnątrz. Zamek, o którym wspomniano na kartach kontrkulturowej, XVI-wiecznej powieści Franciszka Rabelaisa „Gargantua i Pantagruel”, położony jest malowniczo pośród pól, w kępie drzew. Pierwszą forteczkę wzniesiono w tym miejscu w XIII wieku. W roku 1429 zatrzymała się w zamku Joanna d’Arc, w drodze z pobliskiego Chinon pod oblężony przez Anglików Orlean. Chateau Le Rivau należał do rycerskiego rodu Beauvau. Już wówczas zamek słynął z wybornych koni bojowych. W połowie XV stulecia został rozbudowany przez Pierre’a de Beavau, szambelana Karola VII. Na początku XVI wieku przy zamku kapitan i imiennik króla Franciszka I wzniósł nowe, okazałe stajnie, które dostarczały władcom Francji rumaków. W połowie XVI wieku dokonała się, jak to podają, w tonie cukierkowo-marketingowym, francuska i angielska „łajkipidia” renesansowa „humanizacja” zamku ;-)))) Dalszych przeróbek dokonano w XVII w., kiedy to ówczesny właściciel Jean uniknął burzycielskich planów Armanda Duplessisa, kardynała Richelieu, poślubiając jego córkę Francoise. Jego syn Jacques wpędził ród Beauvau w potężne długi i był zmuszony w roku 1697 zbyć rodową siedzibę.

Jako ciekawostkę można podać, że rodzina wstąpiła potem na służbę Stanisława Leszczyńskiego, który po nieudanym epizodzie na tronie polskim, zarządzał Lotaryngią. W 2 połowie XVIII w. właścicielem zamku był markiz Michel-Ange de Castellane. Przebywał w zamku do roku 1796. Rewolucja przyniosła dalszą „humanizację” zamku – w XIX wieku pełnił rolę spichlerza i częściowo został zniszczony (m.in. kaplica). Pod koniec XX wieku został poddany przez nowych, prywatnych właścicieli gruntownej renowacji i to rzeczywiście duży plus na tle innych obiektów doliny Loary – widać, że jest po remoncie (wstęp do zamku to wydatek 8 EUR/os., uczniowie i studenci podobnie, jak w większości innych zamków mają wejście darmowe). Przy zamku leżą okazałe ogrody, gdzie znajdziemy ponad 300 odmian róż. Towarzyszą im post-modernistyczne, współczesne rzeźby (w tym m.in. but wspomnianego na wstępie Gargantui, któremu poświęcono część ogrodów, oczywiście z dyniami i kabaczkami). Wnętrza zamku wypełniono wszelakimi przedmiotami, nawiązującymi, nieraz dość luźno, do jego przeszłości. Możemy tu znaleźć wypchane pawie, liczne poroża, przerobione w duchu totalnego dekadentyzmu (aby dać pełne wyobrażenie – do jednego z nich doczepiono balową suknię). Jest też kącik mordercy oraz sala Joanny d’Arc – w XIX-wiecznym ujęciu. Nad kominkiem w sali jadalnej znajduje się odnowiony fresk Uczta Baltazara artysty flamandzkiego, które, przedstawiając słynną biblijną scenę z tajemniczą ręką z pewnością nie wpływało dobrze na apetyt biesiadników. Mimo to wspomniana „wiki” rzecze o „ciepłym nastroju wnętrz”.

Całość robi wrażenie mocno zmanierowane (nie mylić z manierystycznym) – nawet pracownicy wjeżdżają do zamku wyglądającą na starą i nieużywaną bramą, sterowaną z pilota. Nic dziwnego, że po dojściu na parking (darmowy), zauważyliśmy siedzącego przy samochodzie, na drewnianej barierce pod drzewkiem (oczywiście padało) okazałego pawia, który okazał się dość towarzyski wobec nas, mniej wobec Francuzki, która przyszła z parasolką zaganiać go z powrotem na teren zamku przez spory mur. Gdy zmęczona owocnym wysiłkiem wsiadła do swojego auta, paw już był z powrotem na szczycie muru, a gdy odjechała – zwinnie zeskoczył i znalazł się z powrotem na zewnątrz, przy nas. Pewnie oglądał dekoracje w sali jadalnej i podejrzewał jak może skończyć.

MAPA

GALERIA

Saint-Aignan

Święty Aignan, biskup Orleanu w burzliwym V wieku, jest patronem miasteczka malowniczo rozłożonego na stokach wzgórza nad rzeką Cher od jego zarania, poza krótkim „rewolucyjnym” epizodem, kiedy to w ramach walki z „zabobonem”, osadę przezwano Carismont. Na szczycie wspomnianego wzgórza stoi stanowiący prywatną własność potomków dawnych miejscowych książąt (którą można jednak z zewnątrz obejrzeć) zamek, zbudowany obok starszych umocnień (IX-X w.) tzw. wieży Hagarda – kasztelanii hrabstwa Blois. Obecna rezydencja ma formę renesansową (XVI w.) z elementami dodanymi podczas XIX-wiecznej przebudowy (m.in. ośmioboczna wieża). Stanowi własność prywatną i nie jest dostępna w środku do zwiedzania. Z tarasów chateau roztacza się natomiast ładny widok na dolinę rzeki Cher. Poniżej zamku znajduje się kolegiata św. Aignana z XII wieku, z interesującymi kapitelami kolumn i romańskimi oraz gotyckimi malowidłami, zawierająca kryptę z końca XI stulecia (dawny kościół św. Jana), ozdobioną ciekawymi freskami z Chrystusem tronującym. W miasteczku znajdziemy także przykłady cywilnej zabudowy- średniowiecznej oraz późniejszej (np. barokowy szpital). Zaparkować najlepiej na pl. Wilsona, tuż pod zamkiem (darmowy parking) – przy prowadzącej do miasta uliczce znajduje się informacja turystyczna, gdzie można otrzymać plan i opis w języku angielskim. W pobliżu St. Aignan leży największe chyba zoo we Francji – Zoo Parc de Beauval, chwalące się posiadaniem dużych pand, co widać także na wystawach w samym miasteczku (pluszowe pandy zwieszają się ze starych fasad). Podczas zwiedzania tarasów chateau dobiegł nas ze wznoszącej się z doliny Cher uliczki poniżej głośny warkot, połączony z wonią przepalanego paliwa. Jak się okazało Francuzi zorganizowali paradę… kilkudziesięciu traktorów przez centrum miasteczka. Zajechały one szumnie na plac Wilsona i były podziwiane tłumnie przez miejscowych.

MAPA

LINKI

KOLEGIATA NA STRONIE O FRANCUSKICH KOŚCIOŁACH (ZDJĘCIA FRESKÓW)

PANORAMA WNĘTRZA KOLEGIATY

ANGLOJĘZYCZNY BLOG Z ST. AIGNAN

GALERIA

 

Chateau Montpoupon

Nazwa pochodzi od plemienia germańskiego, które na jednym z miejscowych wzniesień założyło osadę Mons Poppo, zaś nazwa została potem „zfrancuzczona”. W pełnym średniowieczu miejscowy zamek leżał na „miedzy” między dobrami Fulka Nerry, pana m.in. na Loches oraz hrabiego Blois – Eudesa, który dzierżył pobliski Montrichard. Podczas wojny stuletniej został opuszczony i zrujnowany. Odbudowany pod koniec XV i na początku XVI w. w stylu renesansowym, w XVII wieku ponownie popadł w zapomnienie. W 2 połowie XVIII wieku odnowił go markiz de Tristan. Rewolucja zniszczyła w zamku tylko to co uznała za niezbędne (czyli kaplicę), a w 2 połowie XIX wieku przeprowadzono prace zmierzające do przywrócenia rezydencji renesansowego wyglądu, który zachowała do dziś. Więcej o zamku do dodania nie mam, bowiem przejechaliśmy mimo, spiesząc (niepotrzebnie zresztą) w rejon Chambordu.

MAPA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chateau de Montpoupon

Chambord

Najtrafniej chyba scharakteryzował ten leżący w centrum rozległego kompleksu parkowo-leśnego w dolinie Loary pałac jeden z francuskich architektów późniejszej epoki: „ani gotycki, ani modernistyczny”. Słowem – ni wydra, ni pies gończy. Jak podaje pozycja Wonders of the World: 100 incredible and inspiring places on earth, Chambord zupełnie niesłusznie umieszczając w tytułowej setce, pałac ten posiada 440 komnat i 365 kominków. Nam nie chciało się liczyć. Chambord stanowi senne widziadło (albo dziwadło jak kto woli) o potężnej skali, która przerażała na tyle królów Francji, że nie chcieli tu zbytnio przebywać. Jednym słowem, jak to określił z admiracją W. Łysiak we „Francuskiej ścieżce” – przestrzeń niewymowna. Królowie Francji przebywali w Chambordzie rzadko – na czas polowań, z 10-tysięcznym dworem i całym ekwipunkiem, w tym meblami. I ten duch dawnych czasów do dziś w pałacu się zachował. Pierwsze bowiem, co uderza przy przemierzaniu jego obszernych komnat i holi to pustka (nie licząc tłumów turystów). Owszem, mamy tu trochę wyposażenia różnych stylów na parterze i trochę portretów zwierząt (wspomniane psy gończe) oraz ludzi, w tym „naszego” Stasia Leszczyńskiego – historycznie, o czym dalej, umocowanego. Nie wystarcza to jednak by obiekt uznać za atrakcyjny, zwłaszcza, że obecnie jego największa fasada i część fikuśnego dachu znajduje się w remoncie, a reszta – w stanie o pilny remont wołającym. To co zwraca uwagę to ładne, choć monotonne detale kamieniarskie z powtarzającym się monogramem fundatora – króla Franciszka I i salamandrą – ognistym jaszczurem będącym symbolem królów odrodzonej z płomieni wojny stuletniej Francji. Ciekawe detale znajdziemy również w umieszczonym w skrzydle wschodnim lapidarium, ale to wszystko. Lepiej więc zaoszczędzić na bilecie, zwłaszcza że kasują w Chambordzie dodatkowo za parking 4 EUR, i udać się gdzie indziej, choćby na spacer po okolicznych, pełnych (podobno) zwierzyny lasach.

Architektonicznie rezydencja stanowi w pewnym sensie włoski renesans widziany w krzywym zwierciadle, to jest możliwie, zwłaszcza w części szczytowej, udziwniony. W renesansie owym rozkochali się królowie Francji, „zwiedzając” Italię podczas wojen włoskich końca XV i początku XVI stulecia. Znudzeni na poły barbarzyńskim gotykiem, nawet tym płomienistym jak salamandra, zapragnęli czegoś nowego i modnego. Chambord miał się stać modnym, znacznie przerośniętym domkiem myśliwskim. Jego budowę rozpoczęto w roku 1519, to jest cztery lata po kampanii włoskiej młodego Franciszka I. Ponoć projekt założenia autorstwa Italczyka Domenico Cortony konsultował sam Leonardo da Vinci, któremu przypisuje się podwójną klatkę schodową dla singli, którzy zejść się nie zamierzają, będącą i dawniej, i dziś chyba główną atrakcją zamku. Ponoć fantazyjny las kominów nad szczytowymi tarasami miał stanowić podniebne, wręcz utopijne „miasto”, z którego niewiasty dworu i zniewieściali dworzanie mieli obserwować popisy łowieckie króla i jego przybocznych. W każdym razie rozmiary przedsięwzięcia przerosły modnego króla i 20 lat po rozpoczęciu prac jedynie część mieszkalna oraz fragment wschodniego skrzydła były gotowe.

Budowa Chambordu okazała się przy tym dziełem porównywalnym z wznoszeniem Sankt Petersburga, albowiem cała okolica okazała się bagienna. Jak zanotowano we współczesnych zapiskach w latach 1526-38 przy budowie pałacu pracowało ponad 1800 robotników, wśród których z powodu nieprzyjaznych okoliczności przyrody mnożyły się choroby, tak że „padali jak muchy”. Do powyższych problemów dochodziły zewnętrzne czynniki „ludzkie”: kolejna wizyta „gospodarska” ambitnego monarchy w Italii, w roku 1525 zakończyła się całkowitą kompromitacją pod Pawią, kończącą jego sny o potędze, do których Chambord należał. Franciszek stał się więźniem cesarza Karola V Habsburga, co oczywiście spowolniło budowę. Nie szła ona zbyt spiesznie, także, wtedy, gdy władcę na słowo honoru, które złożył ze skrzyżowanymi palcami, zwolniono. Do roku 1547 kiedy Franciszek zmarł nie została ona ukończona, zaś król spędził tu zaledwie (w sumie) kilka tygodni swojego życia. Jego następcy również omijali Chambord szerokim łukiem Loary, preferując pobliskie Blois. I tak rezydencja została prawdopodobnie najdłuższym placem budowlanych ówczesnej, nowożytnej Europy. Dopiero w 1 połowie XVII wieku, gdy Ludwik XIII na odczepne podarował swemu bratu, księciu Orleanu nadwątloną czasem konstrukcję, ten przeprowadził niezbędne prace zabezpieczające by się nie zawaliła. Królowi słońce – Ludwikowi XIV z kolei pałac się spodobał na tyle, że w miarę często tu bywał, przeprowadzając w oczekiwaniu na wejście Turków do Wiednia, w latach 80-tych XVII stulecia jego modernizację. Wykonano wtedy m.in. stajnię na 300 koni i wreszcie osuszono bagna. W latach 1725-1733 gospodarzem kompleksu był uchodźca z Rzeczypospolitej – król „Las” Stanisław Leszczyński. Potem rezydencja przechodziła z rąk do rąk (podczas rewolucji ogołocono ją z większości wyposażenia), by wreszcie w XX w. stać się muzeum myśliwskiego kaprysu doby renesansu. Muzeum, jak już wyżej wspomniano, choć ma zachwycać, nie zachwyca i stanowczo lepiej za pieniądze oszczędzone na wstępie (11 EUR/os., 9,5 EUR z „rabatem”)  urządzić sobie np. winno-serowo-kaczą peregrynację.

MAPA

LINKI

PANORAMA – DZIEDZINIEC

GALERIA