Śmierć katedr – M. Proust (II)

ciąg dalszy:

Bez wątpienia jedynie ci, którzy badali sztukę sakralną średniowiecza są w stanie w pełni przeanalizować piękno takiego spektaklu. To piękno powinno być wystarczającym powodem dla Państwa by dążyło do jego zachowania. Z analogicznego powodu Państwo wspiera wykłady w Collège de France, mimo że są przeznaczone dla małej grupy ludzi, a porównane z wskrzeszeniem uroczystej Mszy św. w katedrze wydają się czymś w rodzaju sekcji zwłok; w zestawieniu ze zjawiskiem takiej symfonii, produkcje naszych równo wspieranych teatrów odpowiadają na dość mierne kulturalne zapotrzebowania. Ale dodajmy pospiesznie, że nie tylko dla ludzi, którzy potrafią odczytywać płynnie średniowieczny symbolizm żyjąca katedra, to jest wyrzeźbiona, pomalowana i pełna śpiewu katedra jest największym ze spektakli, albowiem człowiek może czuć muzykę, nie znając podstaw harmonii. Wiadomo mi dobrze, że Ruskin, przedstawiając duchowe przyczyny określonego projektowania kaplic w katedralnych absydach, oświadczył: „Nie będziesz w stanie zachwycać się daną formą architektury jeśli nie solidaryzujesz się z myśleniem, z którego wyrosła”. A jednak, wiemy wszyscy, że nieświadomy człowiek, prosty marzyciel, który wchodzi do katedry, nie podejmując wysiłku jej zrozumienia, mimo to zostaje przytłoczony emocjami i wrażeniem, które być może jest mniej ukierunkowane, a jednak z pewnością nie mniej silne. (….)

Katedra, która kryje tak wiele świętych, patriarchów, proroków, apostołów, królów, wyznawców i męczenników, że całe pokolenia cisnęły się z błaganiami i w niepokoju przez całą drogę ku portykom wejściowym i drżąc wznosiły budowlę jak przeciągły jęk pod niebem, podczas gdy anioły pochylały się ku nim ze szczytów galerii, które w błękitnym i czerwonym kadzidle wieczoru oraz oślepiającym złocie poranka wydawały się „niebieskimi tarasami” – katedra, w swym ogromie może zapewnić azyl zarówno człowiekowi litery jak i człowiekowi wiary, marzycielowi jak i archeologowi. Ma jedynie znaczenie by pozostała żywa i by Francja nie obudziła się przemieniona w ciągu jednej nocy w wyschnięte wybrzeże, na którym ogromne, rzeźbione muszle wydają się porzucone, pozbawione życia, które dawniej w nich tętniło, niezdolne nawet uchu, które się do nich skłoniło, przynieść dalekich odgłosów z przeszłości, zwykłe kawałki muzealnej kolekcji, same będące lodowymi muzeami.

Jak napisał Andre Hallay kilka lat temu „nie jest za późno by przypomnieć potworny pomysł, który, jak mówią zakiełkował w umysłach paru obywateli Vezelay. Chcieli by kościół w Vezelay został zsekularyzowany. Tak wielką jest głupota, którą inspiruje antyklerykalizm. Zsekularyzowanie bazyliki oznacza zabranie jej resztek duszy. Jak tylko mała lampka, która pali się w trzewiach sanktuarium zgaśnie, Vezelay stanie się jedynie archeologiczną osobliwością. Grobowy odór muzeów będzie tym czym jedynie będzie można tam oddychać.” Rzeczy zachowują swoje piękno i żywotność jedynie poprzez nieustanne wypełnianie zadania, do którego zostały przeznaczone, nawet jeśli przez to powoli umierają. Czy ktokolwiek wierzy, że kopie słynnych rzeźbionych drewnianych stalli z katedry w Amiens w muzeum przekroju rzeźbiarstwa mogą dać wyobrażenie stalli samych w sobie, w ich dostojnej, a jednak nadal funkcjonującej starożytności? Podczas, gdy strażnik muzealny pilnuje byśmy się nie zbliżyli zanadto do ich kopii, bezcenne stalle, tak stare, tak znakomite i tak piękne, dalej wykonują swoje skromne zadanie w katedrze w Amiens – tak jak czynią to od stuleci ku wielkiemu zadowoleniu mieszkańców miasta – podobnie jak artyści, którzy choć stali się sławni, nadal trudnią się jakąś drobną pracą lub dają lekcje. Zadanie to obejmuje znoszenie ciał nawet przed pouczaniem i to właśnie otwarte i pokazujące swą górną stronę, czynią pokornie podczas nabożeństw. Co więcej: wciąż używane drewno tychże stalli powoli uzyskało lub raczej przesączyło ciemną purpurę, przemawiając samym sercem, a, oko, które już wcześniej poddawało się jego urokowi, wywyższa je ponad wszystko inne, nie patrząc nawet na kolory malowideł, które wydają się chropawe i pospolite. Następnie doświadcza się czegoś w rodzaju pijaństwa smakiem w jeszcze bardziej rozpłomienionym ogniu drewna, od soków drzewa spływających przez stulecia. Wyrzeźbione w nim naiwne figury uzyskują od materiału, w którym żyją coś na kształt dwoistej natury. Zaś kolejne pokolenia w różny sposób szlifowały te zrodzone w Amiens owoce, kwiaty, liście i rośliny, które rzeźbiarz z Amiens wyrzeźbił w drewnie z Amiens, wydobywając te cudownie kontrastujące ze sobą tony, w których różnokolorowy liść wyrasta z gałązki

Katedra, gdyby ustawa pana Brianda została uchwalona, zostanie zamknięta i pozbawiona Mszy oraz modlitw nie tylko dla kanoników, którzy odprawiają nabożeństwa w owych stallach, których poręcze, podpórki i balustrada opowiadają o Starym i Nowym Testamencie, nie tylko dla ludzi wypełniających ogromną nawę. Powiedzieliśmy już, że prawie każdy wizerunek w katedrze jest symbolem. A jednak pewne nie są. Te, co stanowią malowane lub rzeźbione wizerunki tych, którzy, płacąc swoje grosze na ozdobienie katedry pragnęli sobie zachować w niej miejsce na wieczność, tak by modli w milczeniu słuchać nabożeństw i bezgłośnie uczestniczyć w modlitwie z poręczy niszy balustrady czy kwatery witrażu, na wieki wieków. Wiemy, że ponieważ woły z Laonu jak chrześcijanie niosły materiały na budowę katedry na wzgórze skąd wyrasta, architekt nagrodził je, umieszczając ich figury u stóp wież. Możecie je zobaczyć do dziś jak, wśród dźwięku dzwonów i poblaskach słońca, wznoszą swoje rogate głowy ponad potężnym świętym łukiem, zwracając je ku widnokręgowi francuskich równin – ich „wewnętrzny sen”. To było najlepsze co można było uczynić dla zwierząt, ludzie otrzymali lepsze miejsce. Znaleźli się w kościele. Zajęli tam swoje miejsce, które pozostało ich także po śmierci, i z którego, podobnie jak za życia, mogą śledzić Boską ofiarę. (…)

O, wy wszyscy z waszych witraży w Chartres, Tours, Bourges, Sens, Auxerre, Troyes, Clermont-Ferrand, Tuluzie, wy ludwisarze, kuśnierze, kramarze, pielgrzymi, robotnicy, płatnerze, tkacze, murarze, rzeźnicy, koszykarze, szewcy, celnicy, wielka milcząca demokracjo, wierni chcący uparcie słuchać nabożeństw, nie zdematerializowani lecz piękniejsi niż za życia, w chwale niebiańskiej, których krwią jest wasze cenne szkło: już nie usłyszycie Mszy, którą zapewniliście sobie, darując większą część waszych pieniędzy na budowę tego kościoła. Jak mówi przysłowie – umarli już nie panują nad żywymi. A pełni lekceważenia żyjący przestają wypełniać życzenia zmarłych. Lecz nich rubinowi ludwisarze oraz różani i srebrni koszykarze wypełnią zasłonę swoich witraży „milczącym protestem”, który zaproponował nam elokwentnie pan Jaures i który prosimy by skierował do uszu naszych reprezentantów. Pozostawiając tych niezliczonych milczących ludzi, przodków wyborców, o których Izba w ogóle się nie troszczy, na ostatek podsumujmy:

Po pierwsze: ochrona najpiękniejszych dzieł francuskiej architektury i rzeźby, które umrą w dniu, w którym przestaną służyć celom kultu, dla których powstały, który jest ich funkcjom, podobnie jak one są jego organami, który je objaśnia, ponieważ jest ich duszą, powoduje, że obowiązkiem rządu jest żądanie by nabożeństwa stale odbywały się w katedrach, podczas gdy ustawa Brianda tworzy upoważnienie do zamiany katedr po kilku latach w dowolne muzea czy sale konferencyjne (w najlepszym wypadku), a nawet jeśli rząd na powyższe się nie zdecyduje, upoważnia duchowieństwo (a z powodu wstrzymania subwencji, zmusza je) do zaprzestania odprawiania w nich nabożeństw jeżeli czynsz okaże się zbyt wysoki.

Po drugie: zachowanie największego historycznego, a jednak żywego przedstawienia artystycznego możliwego do wyobrażenia, na którego rekonstrukcję, jeśli by przestało istnieć, nikt nie zawahałby się wydać milionów, to jest Mszy w katedrze, czyni obowiązkiem rządu wspieranie finansowe Kościoła katolickiego celem utrzymania aktów kultu, które jest daleko ważniejsze dla zabezpieczenia najszlachetniejszej sztuki francuskiej (trzymając się naszej stricte światowej perspektywy) niż konserwatoria, teatry, sale koncertowe, inscenizacje tragedii antycznej w teatrze w Orange, itd., bowiem wszystkie te przedsięwzięcia mają wątpliwe artystyczne założenia i wspierają słabą twórczość (jak porównać Le Jour, L’Aventurière czy Le Gendre de M. Poirier z chórem katedry w Beauvais czy rzeźbami z Reims?), podczas, gdy arcydzieło, którym jest średniowieczna katedra z jej tysiącami namalowanych lub wyrzeźbionych figur, śpiewami, nabożeństwami jest najbardziej szlachetnym ze wszystkich dzieł sztuki na jakie zdobył się geniusz Francji.

Do tej pory w tym artykule wspominaliśmy jedynie katedry, a to w celu przedstawienia najbardziej uderzających konsekwencji ustawy Brianda, najbardziej odpowiedniej by wstrząsnąć umysłem czytelnika. Lecz oczywiście to rozróżnienie między katedrami a innymi kościołami jest dość sztuczne, albowiem wystarczy w dzień uroczysty postawić biskupią katedrę w zwykłym kościele by zmienić go na ten dzień w katedrę. To co powiedziałem o katedrach odnosi się do wszystkich pięknych kościołów we Francji, a jak wiemy jest ich tysiące. Na francuskiej drodze „tak pięknej”, wśród pól sparcety i jabłkowych sadów ciągnących się po obu stronach i przepuszczających ją pośrodku, prawie na każdym kroku ujrzysz iglicę wznoszącą się na burzowym lub spokojnym horyzoncie. W dniach zmiennej pogody przecina ona tęczę, która jak mistyczna aureola odbijająca się w pobliskim niebie ponad kościołem przenosi na obłoki jego bogate, wyraźne kolory witraży. Prawie na każdym kroku widzisz iglicę górującą nad przyziemnymi domkami, jako ideał wznoszący się wśród głosu dzwonów, z którym, jeśli podejdziesz bliżej, miesza się śpiew ptaków.

Zatem: często możesz potwierdzić, że kościół, ponad który owa iglica się wznosi jest pełen pięknych, ważnych rzeźbionych i malowanych myśli, podobnie jak innych myśli, które ponieważ nie zostały powołane do tak jasnego życia pozostają bardziej niewyraźne – w postaci pięknych architektonicznych linii, które są bardziej niezrozumiałe, a jednak mocniejsze, zdolne zanieść nasz umysł ku górze w swoim podniebnym locie lub zamknąć go całkowicie w jakimś zagięciu. Tam, od uroczych romańskich balustrad lub tajemniczego progu półotwartego gotyckiego portyku, który łączy słońce śpiące w cieniu otaczających, potężnych drzew z oświeconym mrokiem wewnątrz kościoła, idziemy, widząc procesję wychodzącą z wielobarwnego cienia rzucanego przez kamienne drzewa nawy, podążając za nią jak gdyby w krainie przysadzistych kolumn oraz ich kwiecistych i owocujących kapiteli, ścieżkami, o których ktoś mógłby powiedzieć, podobnie jak prorok powiedział o Panu: „wszystkie jego ścieżki są pełne pokoju”. Na koniec, wspomnieliśmy jedynie artystyczny aspekt całości. Nie oznacza to, że ustawa Brianda nie godzi w inne aspekty lub że jesteśmy na nie obojętni. Jednakże, ten właśnie punkt widzenia pragnęliśmy przyjąć. (…)

tłum własne z wersji ang. za: http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/01/the-death-of-cathedrals-and-venerable.html, tłumaczenie na jęz. ang. John Pepino PhD

NAWA GŁÓWNA KATEDRY W BOURGES

NAWA GŁÓWNA KATEDRY W BOURGES

Dodaj komentarz